Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Banków nie obowiązuje żadne prawo tworzone dla obywateli danego państwa

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska jest pisarką, prowadzi blog "Stara Panna i Morze".

  • Opublikowano: 7 sierpnia 2014, 09:23

  • Powiększ tekst

Nie ma chyba kraju, który mógłby się obejść bez pajaca, pokazywanego niczym małpa na drucie podczas różnych okoliczności o znaczeniu państwowym bądź międzynarodowym.

Pajac zazwyczaj wywodzi się z partii, mającej większość w parlamencie, kongresie czy jak tam się nazywa grupa ludzi, czerpiąca zyski ze stanowisk uprawniających do pomiatania obywatelami. Wspomniana wyżej maskotka GTW (grupy trzymającej władzę) jest niczym więcej jak marionetką, sama bowiem nic nie może i też do niczego w zasadzie nie służy poza udawaniem wieszaka na drogi garnitur. Inaczej rzecz ma się tylko w krajach, których przywódca jest tyranem, co z kolei bardzo nie podoba się państwom demokratycznym i za wszelką cenę starają się one doprowadzić krwawego satrapę do zguby. Nie cofają się przed kłamliwą propagandą, prowokacją i wreszcie użyciem siły militarnej. No, chyba że tenże despota godzi się odgrywać rolę niedźwiedzia na łańcuchu i jest posłuszny... no właśnie komu? Kto w końcu rządzi światem, ale tak naprawdę? Wiemy już, że żadnej rzeczywistej władzy nie mają pajace, niezależnie od tego jak się ich nazwie - prezydent, król czy inny kacyk służy w dzisiejszych czasach do pokazywania. Jest jak flaga, którą się wywiesza zależnie od okoliczności i nie ma wbrew pozorom nic do powiedzenia. Jedyną jego zasługą jest marnotrawienie publicznych pieniędzy na zachcianki swojej rodziny, bo na to mu się pozwala. Rząd? Ten składa się z ministrów, którzy tyle wiedzą o świecie, ile im powiedzą doradcy, zastępcy i inna taka zbieranina. Samodzielnie żaden z nich nie podejmie najmniejszej decyzji, musi ją najpierw skonsultować z innymi ministrami i własnym macierzystym ugrupowaniem politycznym. Partia dominująca, owszem, ma wiele możliwości, ale każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jej wpływy zależą w pełni od stanu partyjnych finansów – które musi skądś brać. Oddajmy na moment głos Tuwimowi, bo poeci od zawsze mają wyjątkowo celne spojrzenie na świat:

Masa – cud

Prasa – cud

Rasa – cud

Alles gut!

Ale kasa – smród.

A bez kasy

nie ma masy, ani prasy, ani rasy.

Takie czasy, moja pani, takie czasy.

I tu dochodzimy do sedna.

Choć chętnie się temu zaprzecza, faktyczny wpływ na kształt współczesnego świata ma finansjera i jej najważniejszy sektor - bankowość. Zauważmy, że banków nie obowiązuje żadne prawo tworzone dla obywateli danego państwa. Nie znaczy to, ze się nie stosują do przepisów prawnych – owszem, stosują się kiedy im wygodnie. A kiedy nie jest to wygodne, omijają je lub ignorują. Bezczelnie kłamią w reklamach, zachwalając na przykład wysoko oprocentowany rachunek oszczędnościowy. Dopiero porównując miesięczne wydruki klient orientuje się, że oferowany procent jest w rzeczywistości o połowę niższy niż w reklamie, bo trzeba odliczyć jedno, drugie i dziesiąte, tak że realny przyrost na rachunku to najwyżej 1.5%, choć w reklamie wyraźnie było 5%. Podobny mechanizm działa przy kredytach, tyle że w odwrotną stronę, bo szumnie zachwalane 7% to w istocie co najmniej 20%. W efekcie naliczanych odsetek (i odsetek od odsetek) pożyczone 250 tysięcy (przykładowo) urasta w krótkim czasie do nieomal miliona! Już niejeden się na to naciął. Nawet spłacając raty w terminie ma się na karku iście lichwiarskie procenty doliczane do kwoty bazowej. Czyli reasumując: biorąc pieniądze klienta bank robi wszystko, by zapłacić mu grosze, natomiast w przypadku odwrotnym dokłada starań, by zrobić ze swego dłużnika żebraka. W obu przypadkach jeleń, przez uprzejmość nazywany klientem, nie ma prawa do negocjacji – może brać co dają, lub się wynosić. Dlaczego właściwie tak jest? Nawet dziecko zrozumiałoby, że i logiczne, i sprawiedliwe byłoby naliczanie przy oprocentowaniu kredytów takich samych odsetek jak te, które oferuje się posiadaczom kont i rachunków. Czemu więc rządy poszczególnych państw nie zmuszą banków do wprowadzenia takiego systemu? Ha! Spróbowałyby, to już na następny dzień by ich nie było. W Polsce widać to najlepiej, bo też nasze państwo szczególnie sprzyja bezczelnemu cwaniactwu, ale w innych państwach można dostrzec tę dysproporcję. Zauważmy że wszystko na świecie układane jest tak, by mogło przynieść korzyść bankierom. I wojna, i pokój mają swoją cenę, podobnie jak każda ludzka istota. Za jednego warto płacić, za drugiego nie, co widać zwłaszcza przy okazji leczenia wyjątkowo kosztownych chorób. Brakuje dobrych obrotów? Zawsze można rozpalić animozje w jakimś zakątku świata i przemysł od razu przyspiesza. Broń, specjalistyczna odzież, leki, preparowana żywność itp., to znakomity interes, od którego płaci się niezmiennie procent państwu oraz sektorowi finansowemu. A na wszystkim trzymają łapę ci, o których mowa. Oni nie przegrywają, niezależnie od hossy czy bessy na giełdzie, niezależnie od tego kto przegrywa czy wygrywa w lokalnej wojence. We większej też.

A jak mimo wszystko coś zachwieje systemem monetarnym? Bez obaw. Bankructwo banku to w istocie bankructwo jego klientów, nigdy właścicieli tej szczególnej instytucji. Oni spadają na cztery łapy i mogą działać dalej, korzystając z politycznego parasola, i to niezależnie od tego, czy rządzą czerwoni, zieloni czy zgoła czarni. Obojętne im, kto jest prezydentem, skoro każdy siedzi u nich w kieszeni.

A jeśli jednak nie siedzi i siedzieć nie chce? Spokojnie. I na takich są sposoby, gdy ma się pełną kasę. Money makes the world go round. I kto jak kto, ale wielka finansjera może spać spokojnie.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych