Opinie

Msza święta w Bazylice Prymasowskiej w Gnieźnie, w ramach obchodów jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski, fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
Msza święta w Bazylice Prymasowskiej w Gnieźnie, w ramach obchodów jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski, fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

IV rozbiór czy rewolucja?

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 15 kwietnia 2016, 20:36

    Aktualizacja: 16 kwietnia 2016, 09:41

  • Powiększ tekst

Kiedy resort finansów wprowadzi w końcu rachunkowość zadaniową, postulowaną już podczas wyborów 2005 r., w stylu WGA (Whole of Government Account) w miejsce budżetowania zadaniowego a la Kiribati?

14 kwietnia, dokładnie w 1050 rocznicę powstania państwa polskiego Ośrodek Analiz Politologicznych Uniwersytetu Warszawskiego zaprosił mnie do wystąpienia na seminarium „IV rewolucja? Czyli jak przetrwać dryf rozwojowy ku peryferiom światowej gospodarki”. Miałem się odnieść do tematu cyklu „Komentarze Politologiczne”, dlatego gdy ujrzałem na plakacie olbrzymie „IV” to pierwszym skojarzeniem było że chodzi o perspektywę IV rozbioru (niemiecko-ukraińskiego tym razem), a gdy przeczytałem do końca „IV rewolucja” to się oburzyłem: „jaka znów rewolucja?” Czyżby tych dwóch milionów staruszków których będziemy mieli w przyszłości na utrzymaniu?

Przecież aby zdiagnozować jakikolwiek potencjał do rewolucji, to w pierwszej kolejności należałoby odkryć drzemiące zapasy witalne jakie do przemian są konieczne. W przeszłości wyprzedaliśmy majątek narodowy. Pozycja majątkowa zagranicy to ponad 2 bln zł (113% PKB) – oznacza, że gdy zaczniemy się burzyć, wycofają środki, złotówka osłabnie i będziemy mieli kontrrewolucję – nawet nie obcych najemników, ale rodzimych frankowiczów. Gdyż gdy chodzi o zadłużenie to w ponad 60% PKB jesteśmy zadłużeni za granicą, a nawet 30% długu skarbu państwa jest w walucie obcej – ostatnio się nawet chwaliliśmy się że pożyczyliśmy w euro na 20 lat. Wyzbyliśmy się zaczopowanych w kraju organizacji gospodarczych w ramach tzw. prywatyzacji. W efekcie połowa produkcji przemysłowej i 2/3 eksportu jest wytwarzana w zagranicznych podmiotach. Rozpoczniemy rewolucję, to przeniosą produkcję podzespołów gdzie indziej. Dyskutowanie o innowacyjnej gospodarce to również nieporozumienie. Starzy ludzie mają coś wymyślać? – chyba tylko to na który bok się położyć, aby nie bolało? Po prywatyzacji B&R powędrowały do zagranicznych centrali, a jeśli za publiczne pieniądze cokolwiek sensownego wymyślimy, to zagranica nawet nie podziękuje, tylko od naukowca kupi patent, gdyż w Polsce nie ma organizacji, które mogłyby go wdrożyć...

W efekcie z naszego PKB jest wytransferowywanych 95 mld zł rocznie zysków z majątku zagranicy, z których to środków ichniejsze fundusze emerytalne utrzymują staruszków, ale za granicą. Podczas gdy my 150 mld zł z OFE zlikwidowaliśmy, decydując się że na starość będziemy żyć z opodatkowania wynagrodzeń nielicznej młodzieży.

Przecież utracjusze którzy wyprzedali majątek, zadłużyli swoje dzieci, nie stanowią materiał na żadną rewolucję, na równi z tymi spod budki z piwem. Przecież oni nawet oszczędzali na wydatkach na dzieci. Przy dzietności na rodzinę przeciętnie 1,3 jesteśmy na 216 miejscu na świecie – 9. od końca. Co w praktyce oznacza, że od 2030 r. nie będzie wzrostu gospodarczego, bo i nie będzie ludzi zdolnych do pracy. W ciągu najbliższych dziesięcioleci relacje osób w wieku emerytalnym do produkcyjnego pogorszą się 3,4-krotnie, co oznacza nieustającą dyskusję nad koniecznością obniżenia emerytur – „renta obywatelska” typu kanadyjskiego. Jak i z tego względu, że starsi ludzie potrzebują trzykrotnie więcej zabiegów medycznych, utrwalą się stałe debaty o konieczności prywatyzacji służby zdrowia w celu zahamowania wielomiesięcznych-wielorocznych kolejek na zabiegi, przeplatane głosami, aby skoncentrować środki na najmłodszych, których wyleczenie może okazać się ekonomicznie opłacalne.

Bycie na 9. miejscu od końca pod względem dzietności oznacza, że idziemy w kierunku liczebności porównywalnej z zaludnieniem jednej z wysp Pacyfiku. Stąd postulat, aby zrezygnować z bezsensownego ekonomicznie projektu przekopania Mierzei Wiślanej, lecz w to miejsce przekopać Hel, który w przyszłości jako wyspa może być naszą ostatnią ostoją narodową i schronieniem. Przecież aby znaleźć metody naprawy sytuacji powinniśmy sobie zdawać sprawę, że w ostatnim ćwierćwieczu przeżyliśmy katastrofę narodową na skalę utraty 7 mln obywateli. Brak 4 milionów dzieci do prostej zastępowalności pokoleń, plus 3-milionowy exodus emigracyjny.

Skalę wyzwania demograficznego ukazuje nie tylko konieczność zwiększenia dzietności przeciętnie o jedno dziecko w rodzinie. Ale ze względu na fakt, że kohorty dziewczynek które miałyby zostać matkami są dwukrotnie mniejsze niż pokolenie matek, oznacza konieczny wzrost dzietności z 1,3 do 4, co oznacza społeczną rewolucję trzykrotnego skoku. Czy ktokolwiek o tym mówi, czy ktokolwiek nad tym się zastanawia? Przecież jak kryzys finansowy zajrzy w oczy to będą poddawane „prostsze” rozwiązania w postaci wsparcia imigracji. Czy to z Bliskiego Wschodu czy to z Ukrainy. Przy czym zapomina się że nie tylko polityka prorodzinna nie jest za darmo, ktoś nakłady na wychowanie musi ponieść, ale koszty społeczne imigracji są jeszcze wyższe.

Konkluzja samego tematu konferencji może być wyjątkowo zaskakująca. Rewolucji dokonają buntujący się imigranci, których liczne dzieci zdominują nasz kraj. A wtedy nasze wnuki będą świadkami IV rozbioru – ostatecznego. W Bogu nadzieja że się przebudzimy, aby jednak świętować kolejną okrągłą rocznicę Chrztu Polski. Tego nie osiągniemy jeśli będziemy się wymigiwać od odpokutowania grzechu utracjuszowstwa ostatniego ćwierćwiecza.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych