Opinie

Frankfurt nad Menem, finansowe serce Niemiec / autor: Pixabay
Frankfurt nad Menem, finansowe serce Niemiec / autor: Pixabay

Niemieckie bankowe dziadostwo

Marek Siudaj

Marek Siudaj

Redaktor zarządzający wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 26 października 2018, 17:00

    Aktualizacja: 30 października 2018, 15:38

  • Powiększ tekst

„Niemcy się zmieniły”. Często tę frazę słyszę, kiedy rozmawiam z różnymi osobami o podnoszącym głowę, niemieckim imperializmie. Przyznaję, że wtedy zaprzeczam, co stanowi wybieg retoryczny, bo tak naprawdę muszę przyznać, że Niemcy się zmieniły. Tylko nie tak, jak Niemcom oraz ich bezkrytycznym wielbicielom się wydaje.

Wczoraj pisałem o danych o rynku paliw, które sugerowały, że w Niemczech zaczyna kwitnąć przemyt. Osoby, z którymi rozmawiałem, wątpiły w taką możliwość, bo przecież w „Niemczech jest sprawna administracja”. Myślę jednak, że gdyby dane z Niemiec pokazać jako dane z innego kraju, np. Rumunii, te same osoby miałyby podobne podejrzenia, co ja.

Czytaj Niemcy doświadczają cudu Tuska

Dzisiaj z kolei pojawiła się informacja o tym, że Niemcy zastanawiają się nad fuzją kilku banków krajowych. Autorzy pomysłu nie kryją, że taka fuzja ma pomóc w poprawie sytuacji „osłabionych” banków krajowych, czyli landesbanków.

Kiedyś niemiecki system finansowy wyglądał mniej więcej tak – były kasy oszczędnościowe, bardzo silne, zbliżone do naszych SKOK-ów, gdzie Niemcy odkładali pieniądze, były banki krajowe, landesbanki, które ze względu na udziałowców, jakimi były państwa związkowe, mocno angażowały się w finansowanie przedsięwzięć na rynku krajowym, wreszcie były potężne, niemieckie banki, takie jak Deutsche Bank, Dresdner Bank czy Commerzbank, które działały na skalę globalną. Wszystko to bogate, silne i bardzo sprawne (choć co jakiś czas systemem targały problemy).

A teraz? No, teraz Niemcy wyglądają inaczej. O tym, że Niemcy chcą ratować landesbanki poprzez fuzje, napisałem powyżej. Ale jeszcze bardziej skalę degrengolady niemieckiego systemu bankowego pokazują te duże banki.

Dresdner Banku już nie ma, został wchłonięty przez Commerzbank. Ów Commerzbank obecnie na giełdzie wyceniany jest na ok. 9,97 mld euro. Czyli na prawie 43 mld złotych. Dla porównania PKO BP, największy bank w Polsce, ma wycenę 53,72 mld zł.

To ważne, więc powtórzę raz jeszcze – drugi co do wielkości bank w Niemczech, na rynku dwukrotnie większym i znacznie bogatszym, jest wart mniej niż polski PKO BP. Warto dodać, że jednym z najcenniejszych aktywów Commerzbanku jest polski mBank, którego wycena to 17,3 mld zł. Jeśli odjąć akcje mBanku należące do niemieckiej spółki, to wartość Commerzbanku spada do 31 mld zł. Dla porównania, wartość drugiego co do wielkości polskiego banku, czyli Banku Pekao, to obecnie 29 mld zł. Jak widać, różnica między drugim co do wielkości bankiem Niemiec a drugim co do wielkości bankiem Polski jest niewielka.

Deutsche Bank, który przez lata był chlubą i wizytówką niemieckiej gospodarki, też ledwie zipie. Obecnie na niemieckiej giełdzie jego wartość to ok. 17,4 mld euro, czyli 75 mld zł. Tak, to nadal znacznie więcej niż nasze PKO BP, ale jest szansa, że ten dystans zmaleje. Deustche Bank bowiem tak naprawdę nigdy nie podniósł się po kryzysie z 2007 roku a jego akcje – poza dziwnym epizodem z początku 2017 r. – częściej tanieją niż drożeją. Dość powiedzieć, że na początku 2018 r. jeden walor tego banku kosztował 15,91 euro, a teraz kurs wynosu 8,46 euro. Jak widać, zarząd Deutsche Banku w kierowaniu tą instytucją ma mniej więcej takie same sukcesy jak PSL w wyborach samorządowych.

Wielu finansistów jest przekonanych, że Niemcy już postawili krzyżyk na swoich bankach i starają się stworzyć alternatywę dla swojego systemu finansowego, czego wyrazem jest dyrektywa PSD2, promująca fintechy. Ja akurat wątpię, aby ta teoria była prawdziwa, bo po pierwsze Niemcy pod względem bankowości elektronicznej i fintechów są zacofane, a mieszkańcy tego kraju strasznie boją się nowinek technicznych w finansach.

Jednak fakt, że pojawiają się teorie o tym, że Niemcy chcą się pozbyć problemu banków, pokazuje, jak źle jest z tamtejszymi instytucjami finansowymi. I to przy doskonałej koniunkturze gospodarczej, gigantycznej nadwyżce w handlu zagranicznym i mimo ogromnego wsparcia ze strony rządu oraz europejskiego banku centralnego, który już dawno wykupił z rąk Niemców papiery dłużne krajów, które mają kłopoty. Gdyby doszło do spowolnienia – a jego symptomy widać już na horyzoncie – ten cały system bankowy mógłby się rozlecieć jak domek z kart.

Często słyszę, że system bankowy jest krwiobiegiem gospodarki, że jego rola jest kluczowa. Jeśli jest to prawda, to zastanawiam się nad tym, jak naprawdę wygląda niemiecka gospodarka? Co można zobaczyć, jeśli zeskrobać wierzchnią warstwę pozłoty z Deutsche Wirtschaft AG, jeśli od razu widać, że krwiobieg gospodarki niemieckiej to po prostu bankowe dziadostwo?

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych