Informacje

autor: www.sxc.hu
autor: www.sxc.hu

UJAWNIAMY! Prokuratura szuka setek milionów złotych. Jak mogło dojść do potężnej afery inwestycyjnej?

Marek Siudaj

Marek Siudaj

Redaktor zarządzający wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 23 października 2017, 08:00

    Aktualizacja: 25 października 2017, 11:36

  • Powiększ tekst

Przypomnijmy: w 2012 r. rozpoczęła się dystrybucja funduszy, których zadaniem miało być inwestowanie w ziemię rolną, a dokładnie w spółki celowe, które będą inwestować w ziemię rolną. Funduszem, który w tę ziemię miał inwestować, zarządzał Dom Maklerski W Investments, należący do biznesmena Piotra Wiśniewskiego, a depozytariuszem był i jest Raiffeisen Polbank.

Gdy wprowadzano certyfikaty inwestycyjne do dystrybucji, wydawały się atrakcyjną, wysoko ocenianą inwestycją alternatywną. Ich wiarygodność podnosił również fakt, że fundusze były zarządzane przez podmioty objęte przewidzianym w prawie systemem nadzoru.

Czytaj też Prokuratura szuka setek milionów złotych, zniknęły z czterech funduszy

Wygrana PiS w 2015 r. i późniejsze zmiany w przepisach obrotu ziemią rolną w Polsce najwyraźniej pokrzyżowały plany inwestycyjne architektom „rolnych funduszy”. Sprawa ujrzała światło dzienne, kiedy Michał Krupiński, pełniący obowiązki przewodniczącego rady nadzorczej Alior Banku, doprowadził do zatrzymania dystrybucji certyfikatów funduszy zamkniętych w kwietniu 2016 roku. Po weryfikacji wszystkich dostępnych informacji i wykryciu nieprawidłowości w zarządzaniu funduszami, nowy zarząd Alior Banku na wniosek Michała Krupińskiego, zdecydował się chronić swoich klientów. Na koszt banku wynajęta została kancelaria prawna, które reprezentuje poszkodowanych i cyklicznie przekazuje im informacje na temat podejmowanych działań. Zgromadzono około 800 pełnomocnictw w odpowiedzi na propozycję reprezentowania interesów klientów przez kancelarię wynajętą przez bank.

Zarząd Alior Banku skierował do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w związku z podejrzeniem licznych nieprawidłowości w zakresie zarządzania funduszami. Bank został uznany za poszkodowany. Do akcji wkroczyli śledczy.

Również wiosną 2016 w BOŚ, drugim banku zaangażowanym w sprzedaż funduszy zarządzanych przez Dom Maklerski W Investments, pełniącym obowiązki prezesa został Stanisław Kluza. W rezultacie w marcu lub kwietniu 2016 r. również ten bank całkowicie wstrzymał sprzedaż certyfikatów.

Zmiana zarządzającego funduszami WI 

Wiosną 2016 r. doszło też do zmian w zarządzaniu funduszami należącymi do TFI Fincrea. Wcześniej zarządzał nimi Dom Maklerski W Investments. Jednak wiosną 2016 r. z DM WI został wydzielony zespół zarządzający do nowej spółki, W Investments Fund Management. Ta spółka 20 maja 2016 r. została sprzedana spółce Vapour Management Ltd, z którą związany jest Michał Krawczyk. Po tej transakcji spółka zarządzająca zmieniła nazwę na Meridian Fund Management (MFM). I coś się zaczęło sypać jeszcze wyraźniej.

Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że w MFM są ci sami ludzie, którzy byli w Domu Maklerskim WI. Jednak pomiędzy sprzedającym, tj. panem Piotrem Wiśniewskim, oraz kupującym zaczęły się poważniejsze niesnaski – mówi Tomasz Matczuk.

Były naprawdę poważne, bo kupujący nie rozliczył się ze sprzedającym. Tak przynajmniej twierdzi sprzedający, czyli Piotr Wiśniewski.

Niemal połowa ceny nie została zapłacona. Ta kwestia jest przedmiotem postępowania cywilnego oraz badania przez organy ścigania. Uważam, że zostałem oszukany. Strona kupująca przed transakcją zapewniała mnie, że posiada legalne środki na zapłatę ceny, co potwierdziła również w treści zawartej umowy. Nie miałem podstaw do podejrzeń – napisał w odpowiedzi na pytania dotyczące sprawy.

Inwestorzy pytają o pieniądze

Jednak o sprawie zaczęło się robić głośno dopiero jesienią 2016, kiedy to okazało się, że inwestorzy nie mogą odzyskać swoich pieniędzy.

Otóż zgodnie ze statutem funduszu, każdy inwestor ma prawo w określonym terminie zwrócić się o wykup posiadanych przez siebie certyfikatów. Zgłoszenia dokonane w określonym terminie miały być realizowane według cen z ostatniego dnia miesiąca kończącego kwartał, zaś sama wypłata pieniędzy powinna nastąpić kilka dni później. I – też zgodnie ze statutem – jeśli żądania wykupu dotyczyłyby zbyt dużych kwot, fundusz ma prawo zredukować wypłacane kwoty. Kiedy w grudniu 2016 r. inwestorzy zwrócili się o wykup, doszło do potężnej redukcji wykupów. To samo powtórzyło się na wiosnę 2017 r. Łącznie w obu tych terminach redukcja sięgnęła 98–99,8 proc. To oznacza, że na każde należne 100 zł inwestor dostał 2 zł albo 20 gr.

Zaniepokojeni klienci zaczęli zwracać się do banków. Kancelaria wynajęta na koszt Alior Banku zaczęła badać sprawę i w styczniu oraz kwietniu 2017 r. poinformowała Komisję Nadzoru Finansowego o działalności funduszy TFI FinCrea, zarządzanych przez DM WI, a potem przez MFM. W maju 2017 r. zostało złożone pierwsze zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury. Jak dowiedzieliśmy się w banku, chodziło o zawiadomienie w sprawie działalności Piotra Wiśniewskiego i związanych z nim osób pod kątem art. 296 par 1  i 3 kk oraz art.m258 par. 1 i 3 kk. Potem posypały się kolejne.

Łącznie do tej pory złożyliśmy już 4 zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – mówi Tomasz Matczuk. – Chodzi zarówno o działalność funduszy, kiedy zarządzały nimi spółki należące do Piotra Wiśniewskiego, jak i działania spółki Meridian Fund Management.

W sprawę zostały zaangażowane nie tylko prokuratura, ale i KNF. Zawiadomienia płynęły też do Generalnego Inspektora Informacji Finansowej. Wiemy, że od wiosny 2016 r. takich zawiadomień było sporo.

Zawiadomienia do prokuratury

Cały czas trwa konflikt między Piotrem Wiśniewskim i jego spółkami a grupą firm, należących do Michała Krawczyka, w skład której wchodzi również Meridian Fund Management. Wiśniewski w wyjaśnieniach przesłanych do redakcji napisał, że osobiście zaangażował się w wyjaśnienie problemu braku pieniędzy.

Zawiadomienia do prokuratury były składane już od początku 2017 roku. Ze względu na tajemnicę postępowania przygotowawczego nie mogę udzielić więcej informacji - napisał. Ale jednocześnie na pytanie, jakich podmiotów i jakich nieprawidłowości dokładnie dotyczyły wyjaśnienia, których udzielał, odpowiedział:

Chodzi przede wszystkim o Meridian. Zresztą komunikat Fincrea TFI SA z 16 października 2017 r. o rozwiązaniu umowy z Meridian ze skutkiem natychmiastowym, wydaje się to potwierdzać. Niestety szczegóły są objęte tajemnicą toczących się postępowań karnych - dodał.

Jednocześnie dysponujemy kopią zawiadomienia do prokuratury, jakie złożył m.in. Meridian Fund Management oraz dwie spółki, należące do jednego z funduszy (Selektywnego). Zawiadomienie dotyczy trzech osób ze Domu Maklerskiego WI oraz – dodatkowo – Piotra Wiśniewskiego.

Chodzi o zakup akcji spółki Winterfox, zarejestrowanej na Cyprze, przez dwie spółki celowe należące do Inwestycje Selektywne FIZAN. Za 25 proc. akcji Winterfox, spółki pożyczkowej, fundusz zapłacił łącznie 37,5 mln zł. Jednak szybko okazało się, że prognoza wyników, jakie miał osiągać Winterfox, nie jest realizowana, a spółka po prostu nie ma kapitału. W rezultacie – po interwencji kancelarii MWW – wartość spółki została wyliczona na zero, co oznaczało stratę owych 37,5 mln zł plus dodatkowych 8,5 mln zł, jakie spółki celowe funduszy zarządzanych jeszcze wtedy przez DM WI zainwestowały w obligacje Winterfox.

To, że fundusz Inwestycje Selektywne był zarządzany w chwili tej transakcji przez kontrolowany przez Wiśniewskiego DM WI ma ogromne znaczenie. Z zawiadomienia do prokuratury, złożonego przez MFM wynika, że większą część z owych 37,5 mln zł zapłaty za Winterfox – bo 31,8 mln zł – zainkasowała firma Monterregi. W zawiadomieniu czytamy, że beneficjentem firmy Monterregi jest osoba, która jest jednocześnie współpracownicą Piotra Wiśniewskiego. To zaś sugeruje, że faktycznym beneficjentem transakcji przeprowadzonej przez fundusze zarządzane przez kontrolowane przez Piotra Wiśniewskiego DM WI był sam Piotr Wiśniewski. On, oczywiście, wielokrotnie temu zaprzeczał, również na łamach prasy.

Ale prokuratura bada także i postępowanie obecnych właścicieli firmy zarządzającej funduszami, a więc Meridian Fund Management. Jak zostało wyżej wspomniane, do transakcji doszło 20 maja 2016 r., ale pierwsza część zapłaty trafia na konto poprzedniego właściciela z dwumiesięcznym opóźnieniem. Na dodatek schemat transakcji jest zaskakujący – bo pieniądze płyną z dwóch spółek, powiązanych z Michałem Krawczykiem, które – jak wynika z uzyskanych przez nas informacji – dostają te środki od spółek z funduszy. To oznacza, że transakcja zakupu firmy zarządzającej funduszami została dokonana z pieniędzy pochodzących z tychże właśnie funduszy, a więc środków należących do klientów.

Ile zniknęło z kont?

Tylko te dwie operacje mogły kosztować fundusze - a dokładnie osoby, które w te fundusze zainwestowały – około 80 mln zł. Ile faktycznie zniknęło z kont funduszy, nie wiadomo.

Obecnie nie wiadomo bowiem praktycznie nic o tym, co właściwie kupiły te cztery fundusze, mimo że nad bezpieczeństwem pieniędzy tych podmiotów powinien czuwać sztab ludzi.

Warto wiedzieć, że aby stworzyć fundusz, konieczne jest Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych. Zgodę na utworzenie TFI wydaje KNF. Również KNF wydaje zgodę na zakup TFI z posiadaną już licencją przez inny podmiot. Tak było w tym przypadku – TFI FinCrea powstało po tym, jak grupa inwestycyjno-doradcza UCFS kupiło TFI od General Electric.

TFI może samodzielnie decydować o tym, jak inwestować pieniądze zgromadzone w funduszu, albo może to zlecić komuś innemu – np. wyspecjalizowanym firmom zajmującym się zarządzaniem (w nazwie mają zwykle asset management), czasem biurom maklerskim. Tak było w tym przypadku.

To jednak nie wszystko. Pieniądze funduszu przechowywane są w bankach. Taki bank pełni specjalną rolę, depozytariusza. W tym przypadku bankiem depozytariuszem był i jest Raiffeisen Polbank. Mimo sygnałów o nieprawidłowościach Raiffeisen Polbank uważa, że gwarantem są obligacje i do czasu, gdy wypłacane są odsetki, inwestorzy mogą czuć się bezpiecznie. Zwróćmy uwagę, że w czerwcu 2016 roku, dwa miesiące po zakończeniu dystrybucji certyfikatów, wchodzą w życie unijne przepisy, które obligują Raiffeisen do dogłębnego zbadania aktywów znajdujących się w funduszach. Raiffeisen pierwsze w tym kierunku rozpoczyna dopiero jesienią. Do dziś odpowiedzialność finansowa ciąży na depozytariuszu, czyli Raiffeisen Banku.

Zgodnie z art. 8 ust 1 Ustawy o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi, wyceny aktywów funduszu, ustalenia wartości aktywów netto oraz wartości aktywów netto przypadających na certyfikat inwestycyjny dokonuje fundusz, w związku z tym za wycenę funduszu jako jego organ jest odpowiedzialne Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych. Rolą depozytariusza jest natomiast zapewnienie, aby wartość aktywów netto oraz wartość aktywów netto przypadających na certyfikat inwestycyjny była obliczana zgodnie z przepisami prawa i statutem funduszu – napisał Marcin Jedliński, rzecznik Raiffeisen Polbanku.

I dodał, że bank nie wypowiada się na temat spraw związanych z działalnością klientów.

Ale nawet na depozytariuszu ochrona pieniędzy inwestorów się nie kończy. Zgodnie z przepisami, sprawozdanie finansowe funduszu powinien badać audytor. W przypadku sprawozdania rocznego to badanie powinno być dokładniejsze, w przypadku półrocznego – może być mniej dokładne. Firma odmówiła komentarza, ale ważne jest, że zatwierdziła sprawozdanie roczne czterech opisywanych funduszy na koniec 2016 r. Wówczas w kasie – wg zaudytowanych danych – miało być 500 mln zł. Od tej pory nie pojawiło się kolejne sprawozdanie – czyli to, które powinno się ukazać na koniec I półrocza. A wiec tak naprawdę nie wiadomo, co dokładnie posiadają fundusze, ani ile to jest warte.

Wiemy, że były prowadzone transakcje nabycia gruntów, więc mamy nadzieję, że w funduszach coś jest. Ale jak to było wyceniane i czy te wyceny były właściwe, nie wiadomo – mówi Tomasz Matczuk.

Piotr Wiśniewski twierdzi, że przed 20 maja 2016 r. wszystko w funduszach było w porządku, miały one gotówkę i inne płynne aktywa, potrzebne do obsługi inwestorów.

W funduszach na dzień sprzedaży były środki płynne w wysokości wymaganej statutami, czyli 20 proc. wartości aktywów funduszy netto. W funduszu selektywnym była np. atrakcyjna działka na Mokotowie, udziały perspektywicznych spółek oraz liczne obligacje, które zostały następnie w całości spłacone. Fundusze posiadały też tysiące hektarów gruntów rolnych i leśnych – poinformował redakcję Wiśniewski.

O tym samym – czyli tysiącach hektarów gruntów czy lasów – mówili w lipcu br. na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” przedstawiciele Meridianu.

Te wątpliwości mógłby rozwiać bank depozytariusz, ale Raiffeisen Polbank – poza zapewnieniami w stosunku do MWW, że wszystko się zgadza – nie udziela informacji. Wiadomo tylko, że KNF wymusił na banku kontrolę działań prowadzonych w roli depozytariusza.

A więc mimo całego skomplikowanego systemu bezpieczeństwa i kontroli, doszło do sytuacji, kiedy ludzie, którzy uwierzyli rynkowi kapitałowemu – TFI, domowi maklerskiemu, bankowi-depozytariuszowi oraz audytorowi – nie wiedzą, co mają i ile pozostało z ich oszczędności.

Dziś nikt nie ma sobie nic do zarzucenia. Audytor odmawia komentarza, podobnie jak i Raiffeisen, DM WI oraz MFM walczą na doniesienia do prokuratury, a TFI FinCrea zdobyło się jedynie na zerwanie umowy z Meridianem, co nastąpiło dopiero tydzień temu. Oraz – co nastąpiło wcześniej – przekazało dokumenty, dotyczące spełnienia warunku, po którym powinna nastąpić wypłata gwarancji dla posiadaczy certyfikatów.

 A co z gwarancją?

Przypomnijmy – jednym z haczyków, który miał przyciągnąć zamożnych i ceniących bezpieczeństwo inwestorów, była gwarancja wypłaty różnicy między ceną zakupu a ceną wykupu. Tym gwarantem jest spółka Baltic Bridge, notowana na giełdzie, której głównym akcjonariuszem jest Piotr Wiśniewski.

Wedle mojej wiedzy Baltic Bridge SA weryfikuje, czy faktycznie ziściły się warunki do wypłaty gwarancji, tj. czy Meridian nie zaniżał wycen funduszy, samemu jedynie pobierając opłatę za zarządzanie, a ciężar wykupów przerzucając bezpodstawnie na gwaranta. Z tego co wiem z komunikatów Baltic Bridge, sądy wstrzymują wypłatę gwarancji, a sama Baltic Bridge przede wszystkim próbuje zweryfikować rzetelność wycen dokonywanych przez Fincrea oraz Meridian – napisał Wiśniewski w odpowiedzi na pytania, jakie zadała mu redakcja.

Zarząd Baltic Bridge stwierdził, że jednak pewne wypłaty zostały dokonane.

Spółka wypłaciła środki uczestnikom funduszy w związku z wykupami na dzień 31/12/2016, zanim powzięła poważne wątpliwości co do zasadności dalszych wypłat, ze względu na całkowity brak transparentności inwestycji w funduszach i brak komunikacji ze strony Fincrea TFI i Meridian Fund Management S.A., które do 16/10/2017 pełniło zarząd nad aktywami funduszy (TFI wypowiedziało im umowę o zarządzanie aktywami ze skutkiem natychmiastowym z uwagi na „stwierdzone nieprawidłowości”). Spółka nie mogła nawet zweryfikować, na jakiej podstawie wyliczone są kwoty potencjalnych wypłat, jak powstaje wycena funduszy i jakich aktywów dotyczy. Fakt wypowiedzenia umowy o zarządzanie aktywami Meridian Fund Management S.A. potwierdził obawy Spółki, co do sposobu inwestowania środków inwestorów – czytamy w odpowiedzi na pytania zadane przez wGospodarce.pl.

Tyle że odmowa wypłaty gwarancji nie jest najgorszą wiadomością dla inwestorów.

Jedno ze złożonych przez nas zawiadomień do prokuratury dotyczy podejrzenia, że zarząd gwaranta dokonuje działań, których celem jest wyprowadzenie majątku ze spółki – mówi Tomasz Matczuk.

MS, AT

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.