Opinie

Stacja ładowania e-samochodu / autor: Pixabay
Stacja ładowania e-samochodu / autor: Pixabay

TYLKO U NAS

E-auto dla każdego czy e-mobilność na papierze?

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 22 lutego 2024, 14:47

    Aktualizacja: 22 lutego 2024, 15:03

  • Powiększ tekst

Czy europejscy giganci motoryzacji zjednoczą siły, by wyprodukować tanie e-auto, który będzie dostępne nie tylko dla Schmidta i Legranda, ale także Kowalskiego, by faktycznie rozkręcić elektromobilność na Starym Kontynencie? Czy w ich planach mieści się inwestycja w fabrykę w Polsce

Twierdząco na to pierwsze pytanie odpowiada część mediów, wielu ekspertów a nawet niektórzy menedżerowie branży, zaś informacje na ten temat pojawiły się w ostatnich dniach. Powód jest taki, że pomimo dotacji publicznych, pomimo systemów wsparcia sprzedaż „elektryków” w Europie nie rośnie tak szybko, by osiągnąć cele wyznaczone przez rygorystyczną politykę klimatyczną Unii Europejskiej.

A główny jest taki, że za 11 lat nie będzie można już rejestrować na kontynencie nowych samochodów spalinowych, zaś już za rok firmy motoryzacyjne będą płacić kary za każdy samochód spalinowy wyprodukowany „powyżej” unijnej normy emisyjnej. (I nie chodzi bynajmniej o 1000 euro za sztukę, ale nawet kilkunastokrotność tej kwoty.) Przypomnijmy, że już 2030 roku w unii elektryki mają stanowić 80 procent wszystkich nowych na rynku.

Europa konta Chiny i Musk

W tej sytuacji branża europejska – widząc, że zainteresowanie elektrykami jest ale nie w takiej skali, jak tradycyjnymi – choć ich ceny wzrosły, zaczynają szukać nowych rozwiązań. Tym bardziej, że konkurencja zdobyła już przewagę, nie tylko Tesla Elona Muska ale również a może przede wszystkim ta z Chin.

Koncerny z Państwa Środka mają w swojej ofercie nie tylko te z wyższej półki ale również tanie, „małe elektryki” i dominują tak w produkcji jak w sprzedaży. Według informacji medialnych, kosztują ok. 10 tys. dolarów. Natomiast z zapowiedzi producentów europejskich wynika, że „tanie” to będą ich „elektryki” po 20-25 tys. euro za sztukę, których produkcja jest dopiero w przygotowaniu. Obecnie dostępne są samochody w cenie ok. 30 tys. euro i droższe.

Wielki sojusz motoryzacyjny

Agencja Bloomberg poinformowała wczoraj, że „Volkswagen, Renault i Stellantis rozważają możliwość połączenia się w celu produkcji tańszych pojazdów elektrycznych – obawiając się, że to ich jedyna opcja, i sprawa jest pilna”.

Natomiast portal Techcentral.co powołuje się na wypowiedź dyrektora generalnego Renault. Luca De Meo opowiada się za sojuszem podobnym do tego, który - poprzez łączenie aktywów w Niemczech, Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii - „stworzył europejskiego producenta samolotu, aby rywalizować z  amerykańskim Boeingiem”. Takie rozwiązanie umożliwiłoby podzielenie się ogromnymi kosztami budowania tanich elektryków, „jednocześnie pozwalając skorzystać z efektu skali”.

Obawy europejskiej branży związane są nie tylko z problemem ze spopularyzowaniem „elektryków” a także wynikają z faktu, iż popyt na nie w przyszłości niekoniecznie dorówna temu na tradycyjne samochody. I to nawet jeśli ceny spadną.

Polska na motoryzacyjnej mapie

Ten rok – jak zapowiedział w oficjalnym komunikacie koncern Stellantis - otwiera „nowy etap w działalności firmy, która staje się największym w Polsce i jedynym seryjnym producentem pojazdów zarówno osobowych, jak i dostawczych z napędem w pełni elektrycznym” dzięki dwóm fabrykom w Tychach i Gliwicach.

Ale jednocześnie trwa - rozłożone na etapy - zamykanie fabryki w Bielsku Białej. Koncern zapewnia, że wspiera pracowników przekwalifikowaniu lub oferuje zatrudnienie w innych zakładach. Tyle wiązałoby się to z przeniesieniem do Tychów lub Gliwic, co – jak wiadomo – nie jest łatwą (ani tanią) decyzją.

Ten sam koncern – Stellantis we współpracy z Mercedes-Benz (w którym pakiet udziałów ma chiński koncern Geely) planuje budowę w najbliższych latach trzech nowych gigafabryk pojazdów elektrycznych, ale plany te omijają Polskę. Zakłady powstaną w Kaiserslautern w Niemczech, Termoli we Włoszech oraz we Francji, gdzie trwa wybór lokalizacji. W sumie zatrudniać będą około 6 tysięcy ludzi.

»» O polskim projekcie e-auta i polskiej e-mobilności czytaj tutaj:

W sprawie Izery nie ma co zwlekać

Elektryczna lawina. Potężny wzrost zakupów e-aut

Polskie e-auto Izera. Prototyp z 2022 r. / autor: materiały prasowe
Polskie e-auto Izera. Prototyp z 2022 r. / autor: materiały prasowe

Tylko Izera daje szansę na polskie e-auto

W Polsce - biorąc pod uwagę klimatyczną presję i plan przejścia na auta elektryczne w całej UE, szansą na rozwój branży może okazać się kontynuacja projektu Izera – tzw. polskiego auta elektrycznego.

Ale w tym przypadku interes polski, jakim (zakładając odpowiednio sprawne negocjacje z partnerem) jest bez wątpienia budowa dużego zakładu, zatrudniającego 7 tysięcy ludzi w górniczym regionie – czyli w Jaworznie, zderza się z jedną kwestią – otóż inwestorem ma być chiński koncern Geely.

Agnieszka Łakoma

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Rząd Tuska wprowadzi euro w Polsce, bo tak chce. I już!

Rząd wyrzuci leśników z Puszczy Białowieskiej!

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.