Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Banki sprzedają bubel zwany ubezpieczeniem

Ewa Tylus

Ewa Tylus

Dziennikarka "Gazety Bankowej" i "wGospodarce.pl"

  • Opublikowano: 19 grudnia 2013, 10:55

  • Powiększ tekst

Banki zarabiają krocie na ubezpieczeniach swoich produktów. A klienci, wciąż nieświadomi płacą za często bezużyteczne „bancassurance”. Kiedy z tym skończymy?

Komisja Nadzoru Finansowego wie o tym od dawna i choć problem jest ogromny, jak na razie nie nakładała kar za nadużycia w związku z ubezpieczeniami produktów bankowych – tzw. bancassurance. Od 2011 roku szykuje się do wydania rekomendacji w związku z nieprawidłowościami w zakresie tych ubezpieczeń. Komisja Nadzoru Finansowego podaje, że wynagrodzenia banków za czynności związane z „obsługą” umów ubezpieczenia dochodziły niekiedy do 95 proc. wartości składki opłacanej przez klienta. Projekt rekomendacji zakłada m. in. wyraźne rozdzielenie ról pośredników ubezpieczeniowych i banków, które oferują ubezpieczenia produktów bankowych swoim klientom (niekiedy traktując je jako obowiązkowe). Ale nie tylko. W wielu przypadkach ubezpieczenia te nie działają. Umowy ubezpieczeń bancassurance bywają tak skonstruowane, że w praktyce nie można ich wykonać, czyli skorzystać z ubezpieczenia w razie potrzeby, np. śmierci osoby, która wzięła kredyt. Klienci zazwyczaj tego nie wiedzą, zwłaszcza, jeśli nie mają dostępu do umowy bądź ogólnych warunków ubezpieczenia. Komisja Kodyfikacyjna przy Ministerstwie Sprawiedliwości pracuje właśnie nad zmianami w Kodeksie cywilnym, w części dotyczącej ubezpieczeń grupowych (do tej grupy właśnie zalicza się bancassurance). O dokonanie zmian w prawie zwrócili się do Komisji Rzecznik Ubezpieczonych, który od 2007 r. zauważa narastający problem i KNF.

Ubezpieczenia kredytów, oprócz tego, że są zabezpieczeniem przed ryzykiem niespłacenia (głównie dla banków), to generują bankom i ubezpieczycielom spore przychody. Od lutego 2012 r. KNF wysyłała bankom pisma dotyczące dystrybucji ubezpieczeń i przychodów z ubezpieczania swoich klientów, jakie powinny one wykazywać w swoich przychodach. Część z nich w odpowiedziach na ankiety KNF przyznało wprost, że możliwość „bezpośredniego dochodzenia roszczeń” w praktyce oznacza u nich prawo złożenia przez ubezpieczonego wniosku o wypłatę świadczenia, które ma być później „wypłacane na rzecz uprawnionego, którym często jest bank”.

KNF sugeruje zmiany (założenia rekomendacji): rozdzielenie funkcji banku i pośrednika ubezpieczeniowego i rozwiązania konfliktu interesu, który może prowadzić do ograniczania wypłat odszkodowań oraz redukcja nieproporcjonalnych wysokości prowizji z ubezpieczeń, a także umożliwienie klientom roszczenia bezpośrednio od ubezpieczyciela i wyboru innego ubezpieczyciela niż wskazuje bank. Pod koniec grudnia rekomendacja ma zostać przekazana do konsultacji „rynku”. Bardzo ważne jest w jakiej postaci zostanie ona wydana i czy po konsultacjach z „rynkiem” jej założenia nie uszczuplą się. Jeśli nie, to czy bankom będą grozić kary ze strony KNF?

  • KNF może nałożyć na nadzorowany podmiot karę tylko w przypadku, gdy dochodzi do złamania obowiązujących przepisów prawa. Chciałbym podkreślić, że nałożenie kary finansowej jest ostatecznym działaniem i często poprzedzone jest wcześniejszymi zaleceniami KNF, które nie zostały zrealizowane przez dany podmiot, lub gdy naruszenie obowiązujących przepisów ma charakter powtarzalny

– mówi Maciej Krzysztoszek z biura prasowego KNF.

Czas działa oczywiście na niekorzyść konsumentów. Prace Komisji dążące do ustalenia potrzebnych zmian w Kodeksie mogą potrwać około czterech miesięcy, projekt rekomendacji KNF także kilka miesięcy.

Ubezpieczyciele (wraz z Polską Izbą Ubezpieczeń), którzy podobnie jak banki mogą stracić dużo na zmianach zabezpieczających interesy klientów lobbują za pozostawieniem prawa w zakresie ubezpieczeń grupowych w dotychczasowym stanie i przekonują Komisję Kodyfikacyjną do innych zmian. Mianowicie, aby prawo traktowało umowę między ubezpieczycielem a ubezpieczonym wyżej niż zapisy w Kodeksie cywilnym z zakresu ubezpieczeń. Krótko mówiąc, według tego pomysłu potencjalnie umowę ubezpieczenia uważałoby się za kontrakt, który zawierają strony na warunkach, na które godziłby się klient. Problem w tym, że klienci nie czytają dokładnie umów, a ich zapisy konstruuje ubezpieczyciel, a nie klient. Dlatego rozwiązanie na zasadzie: umowa ubezpieczeniowa tworzona wspólnie z klientem jest mrzonką.

Im szybciej Komisja Kodyfikacyjna zaakceptuje prawo chroniące konsumentów ubezpieczeń grupowych, tym dla nich lepiej. Jedno jest pewne: nie leży to w interesie banków ani ubezpieczalni.

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.