Informacje

Energia za kilka lat stanie się dla wielu osób dobrem luksusowym / autor: Pixabay / Fratria
Energia za kilka lat stanie się dla wielu osób dobrem luksusowym / autor: Pixabay / Fratria

WYWIAD

Wyłączenia prądu dla odbiorców są już nieuchronne

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 9 marca 2024, 18:56

  • Powiększ tekst

Musimy przygotować się blackouty popularnie zwane wyłączeniami prądu; takie przerwy w dostawach mogą trwać 80-100 godzin rocznie – po 2026 roku, a potem – po 2030 roku - nawet 600 godzin rocznie i więcej - mówi profesor Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.

Agnieszka Łakoma: Komisja Europejska otrzymała najnowszy Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu do 2030 roku, który zawiera właściwie listę zadań dla polskiej gospodarki i obywateli oraz wyznacza cele, które musimy osiągnąć, aby „na własnym podwórku” zrealizować unijną politykę klimatyczną. Jak Pan ocenia ten dokument?

Prof. Władysław Mielczarski: Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że ten dokument musi być skorelowany z oczekiwaniami Komisji Europejskiej i celami, jakie sobie stawia, to jest oczywiste, że musi zawierać zapisy o obniżeniu emisji, poprawie efektywności i dekarbonizacji. Z Krajowego Planu wynika, że wiemy jako Polska, i rząd oczywiście też wie, co powinniśmy osiągnąć, ale to za mało. Niestety brakuje tam dwóch najbardziej istotnych rozdziałów – jednego, który opisałby, jak chcemy dojść do tych celów i czy są ku temu techniczne możliwości, a drugiego – opisującego koszty. Dlatego ten Krajowy Plan traktuję bardziej jako zestaw celów, któremu towarzyszy myślenie życzeniowe.

Cel 38 proc. redukcji gazów do 2030 roku jest nierealny

Czyli wpisane do Planu założenia, że na przykład zmniejszymy emisję w energetyce o ponad jedną trzecią, a w przemyśle o 14 procent - są nierealne?

Cel 38 procent redukcji emisji gazów cieplarnianych w branżach objętych systemem handlu emisjami czyli EU ETS, czyli w energetyce, przemyśle energochłonnym, lotnictwie i żegludze nie jest możliwy do realizacji do 2030 roku. Nawet jak bardzo byśmy się starali, a trzeba też pamiętać, że aby ten nadrzędy cel - jakim jest obniżenie emisji - osiągnąć, muszą być spełnione pomniejsze cele czyli wielkie i kosztowne inwestycje i to nie tylko w odnawialne źródła. Warto przypomnieć także, że polski – i europejski – przemysł zrobił bardzo dużo aby obniżyć emisje. Dalsze możliwości są ograniczone, bo zwyczajnie nie ma odpowiednich technologii umożliwiających dekarbonizację procesów produkcyjnych. Wiele słyszymy o wodorowej gospodarce, która ma rozwiązać problemy, ale w najbliższych latach – bo rozmawiamy o perspektywie do 2030 roku - to myślenie życzeniowe.

Techniczna bariera powiększenia udziału OZE

Skoro mówimy o źródłach odnawialnych, to  - według Krajowego Planu - na koniec dekady będą miały 50 proc. udziału w całej wytwarzanej energii elektrycznej w naszym kraju, natomiast w sektorze ciepłownictwa i chłodnictwa – blisko jedną trzecią i około 18 procent w transporcie. Ale jednocześnie nie jest tajemnicą, że uruchomimy pierwsze farmy wiatrowe na Bałtyku, będzie więcej wiatraków na lądzie, bo po nowelizacji ustawa ma sprzyjać inwestorom. I oczywiście więcej farm fotowoltaicznych. Więc przynajmniej teoretycznie mamy szanse?

Niestety te plany są zbyt ambitne, zwłaszcza jeśli spojrzymy na elektroenergetykę. Pamiętajmy, że starujemy w niskiego celu – w ubiegłym roku szeroko rozumiane odnawialne źródła zapewniły 27 procent produkcji energii, ale w tym panele słoneczne i farmy wiatrowe w sumie tylko 19 proc. Zatem skoro mamy wykonać cel ujęty w Krajowym Planie, trzeba tę produkcję w krótkim czasie – sześciu lat co najmniej podwoić. Aby jednak produkcję OZE podwoić trzeba znacznie zwiększyć moce zainstalowane w panelach PV i farmach wiatrowych. Moce instalacji fotowoltaicznych powinny wzrosnąć z obecnych 17 000 MW do ponad 100 000 MW, ponieważ wykorzystanie mocy w panelach PV jest niskie. To tylko 1000 godzin rocznie na 8760 godzin w roku. Podobnie jest z farmami wiatrowymi, których moce z obecnych 9000 MW, powinny wzrosnąć do 40 000MW. Choć w dokumencie są jeszcze wpisane nowe biogazownie, spalanie biomasy i wykorzystanie elektrowni szczytowo- pompowych, to i tak będą miały one w krajowym miksie energetycznym niewielkie znaczenie. Pytanie czy w ciągu sześciu lat zwiększymy ponad pięciokrotnie instalację paneli PV albo zamontujemy cztery razy tyle wiatraków, co dotąd. Nie jesteśmy w stanie tego zrobić; to jest technicznie nierealne!

Prof. Władysław Mielczarski / autor: Fratria
Prof. Władysław Mielczarski / autor: Fratria

Czy to sygnał, że do Krajowego Planu wpisano takie cele, jakich oczekuje Bruksela, a potem „pożyjemy, zobaczymy”? A może należało lepiej od razu przyjąć francuskie podejście do tematu i w ogóle nie ustalać celu dla OZE, tylko dla „energii zdekarbonizowanej”? Minister Bruno Le Maire mówi wręcz, że nie może być zbyt wielu wiatraków i zbyt wielu paneli.

Z pewnością bardziej elastyczne podejście do celów polityki energetycznej jest bardziej pożądane niż obecne ustalanie sztywnych celów. Dodatkowo cele te ustalane są w energii, a wielkość wyprodukowanej energii jest determinowana przez wielkość mocy zainstalowanych oraz roczny czas wykorzystania tych mocy, który dla dwóch głównych technologii źródeł odnawialnych: paneli PV i wiatraków jest niski.

Patrząc nawet długoterminowo, osiągnięcie celu 80-90 procent udziału energii ze źródeł odnawialnych jest nierealne. System niemiecki - ze względu na swoje położenie i wykorzystanie systemów krajów sąsiednich: Francji, Belgii i Holandii na zachodzie i Polski, Czech i Słowacji na wschodzie jako długoterminowe i wielkoskalowe magazyny energii - może osiągnąć około 70 procent udziału OZE w produkcji energii elektrycznej.

Polska takich możliwości nie ma i osiągnięcie 55-60 procent udziału OZE będzie wielkim sukcesem.

Musimy przygotować się na blackouty

Gdy mówimy o konieczności inwestycji, bo w Krajowym Planie ujęto nie tylko OZE ale i nowe bloki gazowe, które mają wesprzeć energetykę, gdy będziemy wyłączać elektrownie węglowe, to zwykle pojawia się kwestia bezpieczeństwa zaopatrzenia. Będziemy mieć problem czy nie?

Bezpieczeństwo mamy wtedy, gdy są wystarczające moce w systemie, ale moce w pełni dyspozycyjne, z których możemy w każdej chwili skorzystać, niezależnie czy wieje wiatr i czy świeci słońce. Zakładając, że przybędzie nam źródeł odnawialnych, choć nie tyle, ile planuje rząd, to i tak nie można będzie ich uwzględniać jako źródeł gwarantujących pewność dostaw energii. Aby ocenić, czy system energetyczny jest bezpieczny, sprawdzamy, czy dyspozycyjne moce produkcyjne są wystarczające do pokrycia zapotrzebowania na energię w okresie gdy jest chłodno, pochmurnie i bezwietrznie. A takie dni mamy często. Na przykład w listopadzie mamy regularnie flauty trwające tydzień, a czasem dłużej. Słońce już słabo świeci, wiatr nie wieje i wtedy trudno liczyć na OZE. Dlatego też – o czym mało się mówi – są w Ministerstwie Klimatu i Środowiska dokumenty prognozujące problemy z ciągłością dostaw energii. Musimy przygotować się na blackouty popularnie zwane wyłączeniami prądu. Takie przerwy w dostawach mogą trwać 80-100 godzin rocznie – po 2026 roku, a potem – po 2030 roku - nawet 600 godzin rocznie i więcej.

W Krajowym Planie są także propozycje działań, które obejmą niemal każdego mieszkańca naszego kraju. Na przykład w 2040 roku ma zniknąć węgiel w domowych piecach, gaz także będzie niemile widziany. Wszyscy będą zmuszeni instalować tylko ekologiczne źródła ciepła i - oczywiście dopóki tego nie zrobią – płacić podatek od emisji, jeśli korzystają paliw kopalnych. Bruksela stawia na upowszechnienie pomp ciepłą i słoneczne dachy, więc Polska też. Czy ma to sens?

Zacznijmy od tego, że każdy chciałby mieć czyste ogrzewanie. Ale nie każdy będzie mieć na to pieniądze, zaś unia musiałaby tysiącom właścicieli domów w Polsce w całości sfinansować wymianę ogrzewania, żeby zrealizować swój plan. Pompy ciepła są nie tylko drogie w montażu, ale również potrzebują energii, której koszt jest wysoki. Na dodatek pompy ciepła w naszym klimacie nie do końca się sprawdzają, szczególnie przy niskich temperaturach, bo są to głównie pompy ciepła typu powietrze-powietrze.

Transformacja energetyczna oznacza wielkie zubożenie społeczeństwa

Podsumowując Krajowy Plan, powstaje wrażenie, że nie tylko wpisane cele będzie trudno osiągnąć, ale na dodatek nie wyjdzie z tego „nic dobrego”. Czyli polityka klimatyczna to będą „wielkie koszty i prąd droższy”. Może należałoby te sprawy jasno zakomunikować społeczeństwu. Czy sądzi Pan, że rządowi wystarczy odwagi, by o tym powiedzieć?

Tu już nie chodzi tylko o to, że „wielkie koszty i prąd droższy”, ale o to że próba zrealizowania tego Krajowego Planu spowoduje potworny koszt społeczny i zubożenie całego społeczeństwa. Transformacja nie wywoła jedynie wzrostu cen energii, ale przez to podrożeją towary i usługi, jak również doprowadzi do ograniczenia działalności biznesowej. Jeśli firmy zaczną się zamykać, spadnie zatrudnienie, więc ludzie stracą pracę i dlatego nastąpi w ogóle zubożenie społeczeństwa. Tak naprawdę polityka klimatyczna Unii Europejskiej spowoduje zubożenie społeczeństw europejskich.

Kilka milionów ludzi będzie żyć w biedzie

Domyślam się, że znaczna część społeczeństwa może uznać Pana opinie za przesadne, skoro każde „rewolucyjne zmiany” muszą kosztować…

Tyle tylko, że jedne – bogatsze społeczeństwa Unii Europejskiej będzie stać na tę „zieloną rewolucję”, a biedniejsze – niestety nie. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że tzw. średni dochód PKB na mieszkańca w naszym kraju to około 10 tys. euro rocznie a w Niemczech - 25 tys. euro rocznie, to kto bardziej odczuje koszty polityki klimatycznej w wysokości na przykład 5 tysięcy euro „na głowę”… Gdy równo obciążamy wszystkich, to wiadomo - uderzamy w tych biedniejszych.

Skoro w Krajowym Planie rząd prognozuje, że w 2030 roku poziom ubóstwa energetycznego będzie wynosić 11 procent, to o powszechnym dobrobycie - w efekcie polityki klimatycznej - nie ma mowy. Mamy 14 milionów liczników prądu w tym kraju, za każdym stoi rodzina, małżeństwo lub osoba samotna, jeśli 11 procent z nich nie będzie w stanie poradzić sobie z zapłaceniem rachunków i będą musieli zwrócić się o pomoc do państwa, to znaczy, że kilka milionów ludzi będzie po prostu żyć w biedzie.

Rozmawiała Agnieszka Łakoma

Na temat energetycznego ubóstwa w Polsce prognozowanego w oficjalnych dokumentach rządowych piszemy na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci”, dostępnego w sprzedaży i w subskrypcji na portalu wPolityce.pl już w poniedziałek https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-biezace.

»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:

Projekt stulecia dla Małopolski! Tunel za 1,9 mld zł

Idzie wiosna, drożeją autostrady! Zaraz A2, tuż-tuż A4

Trzeba inwestować i w CPK, i lotniska regionalne”

Kupimy czołgi, ale priorytet mają mundury i hełmy

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.