Informacje

Grzegorz Bierecki: Za poziom życia w Polsce odpowiada rząd

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 28 stycznia 2013, 13:01

    Aktualizacja: 31 lipca 2013, 09:13

  • 2
  • Powiększ tekst

Wynagrodzenia nadal nie nadążają za wzrostem cen. Wydłużenie aż o siedem lat wieku emerytalnego dla kobiet nie spowodowało masowych protestów, chociaż taki ruch we Francji, Niemczech czy Hiszpanii spowodowałby protesty, przy których zdjęcia z zajść w Grecji byłyby fotografiami z wakacji. Co się stało z Polakami? Partia władzy może nam wmówić wszystko?

Artur S. Górski: W 2013 rok wchodzimy ze zdewastowaną gospodarką, rosnącym bezrobociem, niedokończonymi autostradami, niedowładem na kolei i generującymi długi stadionami, ze świadomością pogorszenia standardów ochrony zdrowia, oświaty i degradacji strukturalnej, przejawiającej się np. bezrobociem tuż za granicami trójmiejskiej metropolii, sięgającym 30 proc. Majątek w rękach wąskiej, kilkuprocentowej grupy osób systematycznie rośnie, a majątek Polski – się kurczy. Parafrazując pytanie zadane premierowi Tuskowi podczas kampanii wyborczej w 2011 r., na które ten nie znalazł odpowiedzi – Jak żyć, Panie Senatorze, w „parapaństwie”?

Grzegorz Bierecki: To pytanie zadane wówczas premierowi Donaldowi Tuskowi ciągle wydaje się bardzo aktualne. Co więcej, dzisiaj brzmi jeszcze dramatyczniej. Rok 2013 będzie bowiem rokiem, w którym po raz kolejny Polacy dostaną jeszcze mniej za swoje coraz wyższe podatki. To jest rok, kiedy po raz kolejny wzrasta obciążenie podatkowe liczone na głowę obywatela. W 2011 roku wynosiło 6400 złotych na każdego Polaka, w 2012 to było 6600 złotych, w roku 2013 zapłacimy w podatkach średnio na głowę 7000 złotych. Takie są założenia przyjętego budżetu. To proponuje minister Rostowski, ale jednocześnie Polacy za te swoje coraz wyższe podatki dostaną coraz mniej usług od państwa, coraz mniejsze są świadczenia, które otrzymujemy, zamykane są szkoły, zamykane są sądy, likwidowane są prokuratury, zamykane są komisariaty. Państwo wycofuje się z usługami, za które płacimy przecież w naszych podatkach. Będzie to rok, w którym dostaniemy jeszcze mniej za coraz wyższe podatki. Za poziom życia odpowiada rząd, który to życie Polakom organizuje. Sam ciekawy jestem, co miałby dzisiaj na ten temat do powiedzenia premier i jego ministrowie…

Czy można polegać na rządowych projektach, skoro ministerialni fachowcy przeszacowali wyniki nawet w tak prozaicznej sferze, jak wpływy z podatków. Podczas debaty w Senacie nad budżetem na 2013 r. wiceminister finansów Hanna Majszczyk przyznała, że w na koniec 2012 roku zabrakło aż 16 miliardów złotych wpływów podatkowych z VAT, akcyzy, CIT i podatku od gier. To największa dziura w dochodach podatkowych od czasu słynnej „dziury” ministra Jarosława Bauca.  O „dziurze Rostowskiego” mówi się szeptem. Rząd się nie zraża niedoszacowaniem wpływów i nadal śrubuje podatki.  Czy to nie dziwne w wydaniu polityków mieniących się liberałami?

Mamy do czynienia z czymś, co można byłoby nazwać ogromną dziurą Rostowskiego, bo jeśli przyjąć informację, którą uzyskaliśmy w trakcie debaty w Senacie, że 16 miliardów mniej rząd zebrał w podatkach, do tego dołożyć planowany deficyt, który miał wynosić 35 miliardów, to wychodzi łącznie 51 miliardów złotych. To jest dziura porównywalna ze słynną dziurą Bauca, o której tak wiele mówiono kilkanaście lat temu. Teraz ujawnienie tej dziury w wysokości około 51 miliardów nie skutkuje jakimiś debatami, a sytuacja jest niebywale poważna. Brakuje istotnych środków i brakuje ich w różnych miejscach. Rozmawiamy tutaj o tej dziurze Rostowskiego, ale mówimy też o spadku wpływów do NFZ i o sytuacji funduszu ubezpieczeń społecznych, gdzie sytuacja jest dramatycznie zła. W ubiegłym roku dofinansowanie z budżetu państwa w formie pożyczki z budżetu, żeby zapewnić wypłaty rent i emerytur, wynosiło 3,3 miliarda. W tym roku rząd zaplanował 4,5 miliarda, ale w trakcie prac sejmowych podwyższył te kwotę już do 6 miliardów. Po dwóch tygodniach, kiedy budżet trafił do Senatu, rząd faktycznie zrobił taką małą nowelizację budżetu, bo ustami senatorów Platformy Obywatelskiej podniósł tę pożyczkę do funduszu ubezpieczeń społecznych, czyli do poziomu 12 miliardów złotych, które potrzebuje ZUS na wypłaty. To oznacza, że my będziemy musieli jako budżet państwa zadłużać się na środki, aby zapewnić bieżące wypłaty rent i emerytur. Taka sytuacja jest niebywale groźna.

 

Pełna wersja wywiadu dostępna jest na stronie Tygodnika Solidarność.

Powiązane tematy

Komentarze