Tylko co dziesiąty Polak uważa, że organy ścigania skutecznie walczą z korupcją
Co trzeci badany jest przekonany o powszechności korupcji w Polsce, ale tylko 12 proc. uważa, że organy ścigania są skuteczne w walce z korupcją.
Światowe Badanie Nadużyć Gospodarczych EY "Firmowe nadużycia - indywidualne konsekwencje" został przeprowadzone już po raz 14.
Wynika z niego, że 9 na 10 polskich firm zdaje sobie sprawę z wagi identyfikacji rzeczywistych beneficjentów umów gospodarczych, zwłaszcza tych, którzy stoją za firmami, z którym współpracują.
"Z powodu oszustw jest duży nacisk na transparentność, na to, żeby prześwietlać, z kim się handluje" - mówił prezentujący raport Mariusz Witalis z EY, zwracając uwagę na coraz większą powszechność tzw. screeningu, czyli prześwietlaniu potencjalnych kontrahentów, zwłaszcza jeśli np. zarejestrowani są w rajach podatkowych.
Przekonanie o powszechności korupcji w polskim biznesie podziela co trzeci respondent - mniej niż w innych krajach naszego regionu (46 proc.), ale więcej niż w krajach rozwiniętych (21 proc.) - wynika z raportu.
Czytaj także: Polska okazja. Kiedy Unia Europejska doceni w końcu siłę tej gospodarki?
58 proc. badanych uważa, że walka z korupcją w Polsce jest nieskuteczna, natomiast tylko 12 proc. uważa, że regulatorzy i organy ścigania są skuteczne w walce z korupcja i łapownictwem. "Polska wyróżnia się tu in minus" - komentował Witalis.
Jednocześnie co czwarty badany byłby skłonny do zachowań nieetycznych, jeśli mogłoby one pomóc firmie w wyjściu z kryzysu - 16 proc. byłoby gotowych wręczyć kontrahentowi prezent, 14 proc. zaoferowałoby jakąś formę rozrywki, a 8 proc. gotówkę.
Obecny podczas prezentacji raportu szef rady nadzorczej GPW Wojciech Nagel mówił, że kluczowe znaczenie w walce z korupcją mają nie tylko regulacje, ale i otoczenie społeczne, w jakim funkcjonują. "Inaczej mówiąc, jak mówiła moja babcia, co uchodzi, a co nie uchodzi w jakimś kraju" - zaznaczył.
Z badania wynika także, że 54 proc. firm zdaje sobie sprawę z rosnącego ryzyka cyberprzestępczości. Według Mariusza Witalisa, to obecnie największe zagrożenie dla firm.
Co piaty badany uważa zarazem lojalność wobec pracodawcy za okoliczność, która mogłaby go powstrzymać od poinformowania o nieprawidłowościach we własnej firmie.
Właśnie na zbyt słabą ochronę tzw. sygnalistów w polskim prawie zwracał uwagę obecny podczas prezentacji raportu Marcin Gomoła z T-Mobile, były wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego.
"Kultura w zgłaszaniu nieprawidłowości steruje raczej ku uznaniu sygnalistę za zdrajcę, a nie bohatera" - mówił. Prawo, dodawał, też go nie chroni. W polskim prawie pracy jest np. zapis o obowiązku dbania o dobre imię pracodawcy, który może być podstawą sankcji wobec zgłaszających problemy.
"Poza tym, jeśli wypowiada się sygnaliście stosunek pracy z tego powodu, że nie miał w piórniku niebieskiej kredki, której obowiązek posiadania był gdzieś tam w regulaminie, to wówczas nie ma znaczenia, że on odkrył zmowę, kartel, czy inną grupę działającą na szkodę pracodawcy, w sądzie pracy bada się tylko, czy miał tę kredkę, czy jej nie miał" - mówił Gomoła.
"W Polsce sytuacja prawna sygnalisty jest sytuacją samobójcy" - podsumował.
Jego zdaniem sygnalista powinien być tak chroniony, żeby nie można mu było postawić zarzutu karnego, pozwać o ochronę dóbr osobistych ani zwolnić z pracy do czasu, gdy nie zakończy się postępowanie w sprawie nieprawidłowości, o których zawiadomił.
Badanie EY przeprowadzone zostało między październikiem 2015 a styczniem 2016 roku w 62 krajach. Wzięło w nim udział ponad 2800 respondentów - dyrektorów generalnych, dyrektorów finansowych, dyrektorzy ds. zgodności, dyrektorzy prawni, szefowie audytu wewnętrznego.
(PAP)