Opinie

Obrona Mateusza Morawieckiego, Strasburg, Francja, 19.10.2021.  / autor: EPA/PAP
Obrona Mateusza Morawieckiego, Strasburg, Francja, 19.10.2021. / autor: EPA/PAP

Morawiecki w Strasburgu, czyli Kafka, obrona Sokratesa i 12 prac Asterixa

Maksymilian Wysocki

Maksymilian Wysocki

Dziennikarz, publicysta, ekspert w dziedzinie wizerunku i marketingu internetowego, redaktor zarządzający portalu wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 19 października 2021, 22:38

  • Powiększ tekst

To nie była żadna debata. To była mowa końcowa w realiach niczym w średniowiecznej wiosce gdzieś w wysokich Alpach, w której mieszkańcy już podpalili stosy i naostrzyli widły. Historia narodów uczy, że narody nie nauczyły się niczego ze swojej historii. Niech europejskie narody wezmą na to poprawkę i na naukę z historii Polski, bo dziś można było zobaczyć wiele, ale przede wszystkim obłęd eurokratów

Nikt nie przyszedł tam rozmawiać. Jakkolwiek próbuje po fakcie rysować to opozycja oraz sprzyjające jej media, wystąpienie premiera Morawieckiego było konkretne, rzeczowe, odwołujące się do litery prawa, konkretnych argumentów i przykładów. Próbka jakości z drugiej strony była próbką bardzo niskiej jakości. Zwłaszcza pierwsze, bardzo napastliwe, wystąpienia były niby napisane wieczór wcześniej, przy lampce wina, która niespodziewanie zamieniła się w butelkę. Chaotyczne, ignoranckie, za to bardzo krzykliwe. Puste i ziejące truizmem. Kompletnie nieskłonne do nawiązania nici porozumienia, ale i nie temu widocznie miały służyć. Polska przynajmniej przedstawiła swoje pełne racje. Jednak mieć rację dziś to, jak wiemy, za mało. Trzeba mieć pieniądze.

Przekonanych nic już nie przekona. Nieprzekonanych na tej sali, jak się zdaje, chyba nie było. A szkoda, bo wyczuwalne było dla mnie prawdziwe zagubienie i bezradność po stronie napastników.

Sokrates stanął przed sądem składającym się z 500 losowo wybranych obywateli, oskarżony o bezbożność i psucie młodzieży. Choć premier Morawiecki ani bezbożny, ani deprawujący młodzież, to jednak w oczach nowo europejskiego ludu, przepełnionego niezdrowo nadgorliwą wiarą w ateizm, może faktycznie takim być. Jeśli dzisiejszym Bogiem Zachodu jest wiara w Człowieka zamiast w Boga, konserwatyści będą bezbożnikami, góra będzie dołem, a uczciwy i rozsądny człowiek człowiekiem skorumpowanym i szaleńcem. Do tego wątek młodych – coraz częściej łaknących czegoś więcej niż tylko pustego świata konsumpcji i hedonizmu – ich konserwatyści oraz ich idee zaczęli na powrót interesować, dla lewicowych ugrupowań są szczególnie niebezpieczny. Za każdym razem, z uporem maniaka, lewica tłumaczy duże poparcie dla konserwatyzmu w Polsce „populizmem” oraz „ciężkimi czasami i lękami pandemii”. To totalna wojna o dusze, w której bronią stały się środki unijne – przypomnę, bo to ważne, per saldo także nasze pieniądze składkowe.

Co dalej? Sądzę, że nie powinniśmy dawać się sprowadzić do rozmowy na tego typu i poziomu argumenty, ponieważ w walce na banały, podobnie jak w chamskiej pyskówce, po sprowadzeniu przedstawicieli Polski do swojego poziomu, w walce na banały pokonają nas doświadczeniem. Siła prawa, czy prawo siły – to bardzo dobra główna linia, której, moim zdaniem, należałoby się trzymać. Dodatkową misją Polski powinno być dalej przesłanie, abyśmy trzymali się nauki płynącej z naszej wspólnej, europejskiej, ale i szczególnie z polskiej historii, a nie wymazywali niewygodne dla wiary w wielowiekową, bratnią przyjaźń europejskich narodów, jak to czynią unijne instytucje muzealne, przedstawiające kłamliwy obraz integracji europejskiej. Cancel Culture, lansowane również przez UE, to nie jest dobra droga dla budowania prawdziwych europejskich więzi.

W idealnym świecie, czerpalibyśmy garściami z mądrości wszelkich źródeł, podkreślam: wszelkich. Jeśli biurokracja jest dzisiejszym unijnym Bogiem, a polski TK nie jest żadną ważną dla Unii instytucją, wystarczyłoby przerzucić ciężar na instytucje Unijne, by te wykazały źródła prawa i przepisy traktatów, według których chcą obecnie linczować Polskę, podobnie jak miało to miejsce w dwunastu pracach Asterixa. Tylko, czy od tego właśnie unijni biurokraci nie postradaliby zmysłów. Po dzisiejszych reakcjach w Strasburgu widzę, że doskonale zdają tam sobie z tego sprawę. To jednak wymaga czasu. Czas możemy sobie kupić na różne sposoby. Na szczęście mamy, wbrew pozorom, takie możliwości.

Najlepsze, co możemy robić, to trwać przy solidnych argumentach. Oczywiście, zawsze moglibyśmy, wzorem np. takiego Izraela, rozpętać w światowych mediach narrację, że oto po raz kolejny Niemcy najeżdżają Polskę, ale jak widać mamy jednak swoją godność. Ta godność i stoicki spokój może popłacić. Jakkolwiek ostro i brutalnie dziś brzmiały ataki na premiera Morawieckiego, tak jednocześnie brzmiały one histerycznie i bezradnie. To ma duże znaczenie. Nie ma co wdawać się w tony histeryczne i sprowadzać argumentację na tory politycznych truizmów, jak to robią adwersarze. Pozostaje ufać, że Polacy, mający za sobą lata spuścizny postkomunistycznej biurokracji są w stanie wyprowadzić tę unijną biurokrację na głębsze wody i umiejętnie zatopić dyktatorskie zakusy Brukseli własnym biurokratycznym doświadczeniem. Tak, abyśmy mogli wszyscy zostać w Unii i by to unijni autokraci sami tej Unii nie zatopili. Siła prawa musi wygrać.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych