Bo zieleń ma sens
Czy miasta powinny prowadzić politykę uwzględniającą przede wszystkim interesy deweloperów, czy również mieszkańców, także nowo powstających osiedli? Sprawy z reguły rozgrywane są na niekorzyść właścicieli mieszkań, lokalnej ludności. Najlepiej pokazują to konkretne przykłady. Wtedy okazuje się, że lokum to jedno, ale ludzie – kupując mieszkania – liczą nie tylko na cztery ściany, ale także na dobrą lokalizację, komunikacyjne udogodnienia, zaplecze infrastrukturalne czy choćby... zieleń.
Jednym z takich miejsc, gdzie mieszkańcy starają się obecnie o zachowanie dogodniejszych warunków życia, są warszawskie Odolany. To nowe „zagłębie mieszkaniowe” stolicy: niegdyś teren (po)fabryczny, obecnie miejsce ekspansji deweloperów. Z jednej strony: korzyść dla osób, które chcą kupić własne M-2, M-4. Wedle szacunków, w najbliższych latach ma tam zamieszkać blisko 15 tys. ludzi. Ale to prowadzi do powstania problemów, z którymi teraz muszą borykać się nabywcy. Gdy część z nich kupowała mieszkania, była przekonana, że u zbiegu ulic Jana Kazimierza i Sowińskiego powstanie park.
W styczniu 2012 roku studium zagospodarowania przestrzennego obszaru Odolan przewidywało tereny zieleni urządzonej na całym obszarze, który w 2010 roku był obiektem konsultacji społecznych. W ich ramach pytano mieszkańców choćby o to, gdzie chcieliby plac zabaw, a gdzie teren do grillowania. Zupełnie niedawno okazało się jednak, że plany się zdezaktualizowały – ponad głowami lokalnej społeczności. Znaczniejszą część „parkowego terenu” przejął prywatny właściciel, a resztką władze zamieniły się z Archidiecezją Warszawską (miasto w ramach wymiany dostało grunt pod Kopą Cwila na Ursynowie).
Mieszkańcy oczywiście woleliby park, zamiast kolejnych bloków. Przekonują też, że w pobliżu są już dwa kościoły: Dobrego Pasterza, przy ul. Szczecińskiego i św. Wawrzyńca przy Wolskiej. Założyli grupę na facebooku, „Park Zielone Odolany”, są aktywni medialnie, naciskają na polityków lokalnych i centralnych. Piotr Remiszewski, mieszkaniec Odolan, wysłał do władz Woli list, w którym stwierdza: „Nie zamierzamy biernie obserwować, jak władze dzielnicy wycofują się ze złożonych w 2010 r. deklaracji dotyczących powstania parku. (...) Brak publicznej przestrzeni w tym terenie totalnie zdegraduje i tak słabe relacje społeczne?”. Właśnie powstaje lokalna inicjatywa, Stowarzyszenie ulic Jana Kazimierza – chcą walczyć o kawałek zieleni dla siebie i o to, by włodarze miasta i dzielnicy traktowali ich serio: jako obywateli i mieszkańców. Potwierdza to znany fakt, że zręby społeczności obywatelskiej rodzą się także z troski o „najmniejsze ojczyzny”, a naprawdę wolni i świadomi obywatele nie obawiają się konfliktu z władzą i wywierania na nią presji.
To jeszcze jedna ze spraw, która pokazuje, że rzeczywistość gospodarcza (w tym tak drażliwa i wrażliwa kwestia rynku mieszkaniowego) nie istnieje w jakiejś wyimaginowanej rynkowej próżni, ale dotyczy całego spectrum zagadnień, które – w cywilizowanych społeczeństwach – należy uwzględniać. Czy powstanie Park Zielone Odolany? Nie wiem, ale trudno zaprzeczyć, że walczą o niego zwykli ludzie, a nie „ekoterroryści” czy „lewacy”. Chcą dla siebie zieleni ludzie, których władze różnych szczebli w III RP nie powinny traktować jak Stanisław Anioł mieszkańców ul. Alternatywy 4... Bo chyba coś się w Polsce na lepsze przez ostatnie dwadzieścia lat zmieniło? A zieleń, także w III RP, ma sens.