Informacje

Materiały promocyjne
Materiały promocyjne

Powieść obnażająca patologie polskiego biznesu

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 10 stycznia 2013, 09:03

    Aktualizacja: 10 stycznia 2013, 09:48

  • 14
  • Powiększ tekst

Mariusz Zielke był przez długie lata dziennikarzem śledczym "Pulsu Biznesu" - badał największe afery gospodarcze III RP - także te, które nie doczekały się finału w sądzie. O sprawach które badał, o kondycji gospodarki i o tym dlaczego już nie chce być dziennikarzem opowiada we wstrząsającym wywiadzie.

 

Arkady Saulski: Zanim porozmawiamy o "Wyroku" - byłeś przez długi czas dziennikarzem "Pulsu Biznesu" - dlaczego opuściłeś redakcję?

Mariusz Zielke: Pracowałem tam przez 10 lat, wydaje mi się, że miałem spore sukcesy, jednak redakcja uznała, że przestałem być ekonomiczny, za dużo zarabiam, a za mało pracuję. Dostałem propozycję znaczącego obniżenia pensji. Miałem odpowiedzieć od razu - albo zgadam się na to, albo do widzenia. Nie przyjąłem nowych warunków. I musiałem odejść.


Ale byłeś dziennikarzem śledczym - jakie sprawy prowadziłeś przed "wyprowadzką" z redakcji?

Pisałem o giełdzie, o przetargach publicznych i informatyzacji. Ujawniłem wiele przekrętów na setki milionów złotych, moje teksty były mocne i odważne. Nigdy redakcja nie przegrała procesu z mojego powodu (właściwie nawet nie miała tych procesów) - bo pozwem zakończyła się tylko jedna z prowadzonych przeze mnie spraw - nieprawidłowości w Komisji Nadzoru Finansowego. Redakcja poszła na ugodę z firmą IDM, która wytoczyła nam ten proces. Ja też na tę ugodę się zgodziłem, ale pod warunkiem, że będę mógł skończyć ten temat później - wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Nie zdążyłem tego zrobić, zresztą nikt tego nie chciał. IDM stał się partnerem "Pulsu Biznesu". Ja musiałem odejść. Temat KNF kontynuowałem i przez to grupa IDM wytoczyła mi 6 procesów sądowych próbując zniechęcić mnie do pisania. 3 z tych procesów IDM przegrał z kretesem. Sądy w 100 proc. przyznały mi rację. Pozostałe procesy trwają. Czułem się "zdradzony" przez moją redakcję, która w sporze pomiędzy mną a IDM stanęła po stronie tej spółki.

Dziś widać, że to był błąd. IDM zawiódł inwestorów na całej linii. Spółka straciła ponad 90 proc. wartości, straty inwestorów są ogromne, straty wizerunkowe IDM nie są do policzenia, a o tym nikt nie przestrzegał, chociaż mógł. Gazety udawały, że nie dostrzegają problemów IDM. To było jak w "Millennium" u Stiega Larssona. Dziennikarze mediów ekonomicznych dali całkowicie ciała. Inwestorzy zostali sami. Po co są zatem potrzebne takie gazety. Dla reklamodawców?


Dlaczego redakcje tak często, gdy dochodzi do pozwu, wolą iść na ugodę? Z czego to wynika?

Co do sporów sądowych, tu muszę wykazać pewne zrozumienie. Oczywiście to nie jest fair wobec dziennikarza i czytelników. Redakcja powinna walczyć, a nie uciekać od odpowiedzialności i łagodzić spory z opisywanymi firmami, ale rzeczywistość sądowa wygląda tak, że spory trwają długo, są szalenie kosztowne, a wynik ciężki do przewidzenia, nawet gdy gazeta ma rację. Po latach zostaną tylko koszty. Mimo to gazety mają obowiązek walczyć. Moralnie rozliczają różne osoby, firmy, partie, a same są amoralne, działają wbrew swojemu powołaniu. Dlatego też uznałem, że to nie jest miejsce dla mnie. Nie chcę być już dziennikarzem i dlatego zostałem pisarzem.


No właśnie - napisałeś "Wyrok". Powieść, która miała początkowo duże kłopoty, aby w ogóle ukazała się na rynku. O czym książka traktuje?

Tak, książki nikt nie chciał wydać bojąc się procesów z opisanymi tam firmami, instytucjami, ludźmi. Nikt nie chciał słuchać, że takiego zagrożenia nie ma, bo ja nie opisuję konkretnych ludzi tylko mechanizmy przestępstw. Prawnicy wiedzieli swoje i blokowali możliwość ukazania się książki. A to powieść dla mnie bardzo ważna i osobista. Opowiada o tym, jak w rzeczywistości wyglądają w naszym kraju media i biznes, jakie są powiązania pomiędzy nimi, jak ciężko być uczciwym dziennikarzem i łatwo dać się zmanipulować. W sensacyjną akcję starałem się wpleść wszystkie moje doświadczenia z mediów i biznesu. Poznałem biznes bardzo dobrze, znam większość najbogatszych biznesmenów i firm, widziałem sposoby ich działań, sposoby kreatywnej księgowości w wielkim biznesie i innych przestępstw, i postanowiłem te moje doświadczenia przekazać w książce, żeby to była powieść nie tylko rozrywkowa, ale też społecznie zaangażowana, opisująca rzeczywistość. Z reakcji wnoszę, że to się udało. Nikt nie wytoczył procesu, za to myślę, że wielu ludzi się czegoś z tej książki mogło nauczyć.


Czyli opisujesz autentyczne sprawy, aż nasuwa się określenie - afery, tylko wkomponowując je w fabułę?

Tak. Wszystkie przestępstwa, afery opisane w tej książce się wydarzyły. Są prawdziwe. Przekręty księgowe są na porządku dziennym, prostytutki wynajmowane dla zarządzających funduszami i łapówki także były, przekręty giełdowe i inne także, inwestycje dla wyprowadzenia pieniędzy również. Wszystkie te przekręty miały miejsce. Oczywiście nieprawidłowości po stronie urzędów, prokuratury i policji również.


Więc jak Twoim zdaniem można uzdrowić naszą gospodarkę? Bo obraz, który ukazujesz nie jest optymistyczny.

Patologia jest tak daleko posunięta, choroba tak rozwinięta i zaawansowana, że naprawdę nie jest to proste. Zmiany w prawie nic nie dadzą, one są potrzebne w postępowaniu ludzi. Musi nastąpić całkowita zmiana sposobu postępowania ludzi na wszystkich szczeblach. Jeśli każdy będzie robił swoje, to patologie zostaną wykluczone, napiętnowane, zniszczone. To jednak wydaje się niemożliwe, bo ludzie są koniunkturalni i wolą bezpieczeństwo niż odwagę, którą nazywają głupotą. Sądzę, że większość moich dawnych znajomych dziś uważa mnie za kretyna, bo mogąc mieć wszystko, zarabiać krocie i spać na forsie postawiłem się dla zasad i dziś mam wiele problemów. No, ale za to jestem szczęśliwy. Robię swoje.


Jak dokładnie wygląda ta patologia?

Jeśli mamy do czynienia z przestępstwem, to wystarczy, żeby policjant dobrze zbadał dowody, prokurator sporządził akt oskarżenia, a sąd skazał. Prawo jest czasem niedoskonałe, ale wiele działań traktuje właściwie, opisuje jako przestępstwo, penalizuje. Jednak w sposobie postępowania jest problem. Biurokracja źle wykonuje obowiązki (z nieumiejętności albo dlatego, że się nie chce), policja przymyka na to oko, prokurator uznaje za nieistotne, bo lepiej ścigać kogoś za bandycki napad i ukradzione 100 zł niż za ukradzione 100 mln przez firmę z masą prawników, jeśli nawet policja i prokuratura dadzą radę, to sądy potem marudzą nad sprawą przez lata. Na każdym etapie wystarczyłoby, żeby ci ludzie robili swoje, a nie odbębniali pracę do 16. i tak naprawdę prześlizgiwali się przez życie. Niestety jednocześnie wystarczy, by jeden z tych klocków nie działał prawidłowo i wtedy wszystko się sypie. Jak policjant źle zbiera dowody, prokurator przegra w sądzie. Gdy prokurator źle pokieruje śledztwem, nie będzie dobrych dowodów. Na końcu przekupiony lub zły sędzia nie skaże winnego. Przykładów na takie sprawy jest masa. W USA Madoffa za megaprzekręt skazuje się błyskawicznie w ciągu roku, u nas afera WGI przez 7 lat nie mogła doczekać się procesów.

Ostatnio na moim procesie jeden z urzędników „skumanych” z moim procesowym przeciwnikiem stwierdził: to złamanie prawa było mało istotne (choć mówił o czymś, co jego urząd uznaje za najbardziej istotne). Tak to wygląda. Mamy niekompetencję, korupcję i masę układów na każdym poziomie życia gospodarczego. Jest źle, bardzo źle.


A media na to patrzą i...?

I nic. Ja naprawdę dotykałem wielkich przekrętów, spraw systemowych, wartych setki miliony złotych. I w tych moich sprawach niczego tak naprawdę nie wyjaśniono. To może dołować. Ale jedynym lekarstwem jest dawać przykład, że trzeba robić swoje. Inaczej się nie da.


Jakie teraz masz plany, po "Wyroku"?

Piszę kontynuację i kilka innych książek, jednocześnie pracuję jako redaktor merytoryczny dla innych autorów oraz przyjmuję zlecenie na książki na zamówienie. Szczęśliwie mam już kolejkę, więc mam co robić i w przyszłość patrzę optymistycznie. Jednak cały czas ze smutkiem patrzę na dziennikarstwo ekonomiczne w dużych gazetach, które coraz rzadziej zajmuje się ważnymi tematami. Szkoda.

Powiązane tematy

Komentarze