Informacje

Zakładnicy Skarbu Państwa, czyli kto musi kupić górników

Wojciech Surmacz

Wojciech Surmacz

Redaktor naczelny wGospodarce.pl i Gazety Bankowej

  • Opublikowano: 19 września 2015, 20:41

    Aktualizacja: 20 września 2015, 10:54

  • Powiększ tekst

Spółki energetyczne, należące do Skarbu Państwa, miały przekazać 1,5 mld złotych na wsparcie Nowej Kopalni Węglowej – koncernu tworzonego na potrzeby trwającej kampanii wyborczej. W ten sposób Ewa Kopacz chciała sobie kupić święty spokój u górników. Chytry plan się nie powiódł, więc powstał bardziej chytry...

Podobno nikt nie jest w stanie tak wyprowadzić Ewy Kopacz z równowagi, jak realne zagrożenie wyjścia wściekłych górników na ulice Warszawy. Szczególnie przed - zbliżającymi się wielkimi krokami - wyborami. Dlatego doradcy pani premier postanowili uciszyć górników na czas kampanii wyborczej i wymyślili „Śląsk 2.0”, czyli program wsparcia przemysłu Województwa Śląskiego i Małopolski Zachodniej, przyjęty przez rząd na posiedzeniu w Katowicach 30 czerwca 2015 roku. Mniejsza o to, że większość wymienionych w programie „Śląsk 2.0” przedsięwzięć to działania i inwestycje, które już są realizowane, w trakcie realizacji lub od dawna je planowano. Chodziło o wizerunkowy trik, o pokazanie, że Kopacz ma „nową” ofertę dla górników.

MASAKRA WĘGLOWA

Jednak PR-owy zabieg – w oczywisty sposób - nie zmienił fatalnej kondycji polskiego górnictwa. Trzy największe firmy górnictwa węglowego na Śląsku (KW, KHW i JSW) zanotowały w 2014 roku łącznie 1,5 mld zł strat, a ten rok zapowiada się jeszcze gorzej. Z danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) wynika, że polskie górnictwo węgla kamiennego zamknęło pierwsze półrocze stratą netto w wysokości 1,4 mld zł. Rok wcześniej w tym samym okresie wyniosła ona 0,7 mld zł. – Z ekonomicznego punktu widzenia trzeba zamknąć połowę tego biznesu i ocalić tylko kopalnie rentowne czy zrobić taką bardzo głęboką restrukturyzację. Oznacza to, że w ciągu dekady połowa pracowników górnictwa musiałaby stracić pracę i być przeniesiona do innych sektorów gospodarki – alarmował niedawno w Newserii prof. Konrad Świrski, ekspert ds. energetyki i IT na Politechnice Warszawskiej, prezes zarządu spółki Transition Technologies.

PROPOZYCJE KOWALCZYKA

Nie ma chyba człowieka w rządzie Ewy Kopacz, który byłby w stanie przekazać tak bolesną prawdę polskim górnikom. Ponoć nawet jej ulubiony zausznik - „Misiek”, nie podjąłby się tej misji po wypiciu skrzynki wódki. Dlatego palący problem postanowiono rozwiązać rękami pewnego, niezwykle wyrafinowanego człowieka - wiceministra skarbu Wojciecha Kowalczyka, zwanego w zarządach spółek Skarbu Państwa „czekistą”. Kowalczyk zyskał sobie tę niechlubną ksywkę działaniami na zlecenie (bywało, że na pograniczu prawa). Nie działa sam. Na polskim rynku finansowym jest zaliczany do tzw. GTF (Grupy Trzymającej Finanse).

Więcej na ten temat tutaj: „Grupa Trzymająca Finanse” bierze BOŚ

- To jest człowiek do zadań specjalnych. Często działa na zlecenie osób z rządu, które jego rękami chcą przejąć kontrolę nad spółkami z udziałem Skarbu Państwa. Pan wiceminister składa zwykle zarządom propozycje nie do odrzucenia: „albo wykonujecie moje polecenia, albo żegnacie się z firmą”. Różnie to się kończy, ostatnie wydarzenia w branży finansowej pokazują, że Kowalczykowi nie zawsze się udaje. Dlatego puszczają mu nerwy – opowiada pracownik Ministerstwa Skarbu Państwa.

Nasz informator nawiązuje do wydarzeń, które działy się na przestrzeni kilku minionych miesięcy, kiedy to Wojciech Kowalczyk usiłował przejąć kontrolę nad PKO BP oraz PZU (wciąż staramy się dowiedzieć w jakim celu i na czyje zlecenie). Kowalczyk chciał usunąć z zarządów tych spółek Zbigniewa Jagiełłę (PKO BP) i Andrzeja Klesyka (PZU). Ale się przeliczył, bo o jego zapędach zrobiło się głośno w mediach i o mały włos sam nie wyleciał z ministerstwa.

ROBI SIĘ GORĄCO

Wojciech Kowalczyk dostał do wykonania zadanie, które miał wykonać po cichu i w białych rękawiczkach. Krótko mówiąc, Kowalczyk musiał znaleźć pieniądze na zakneblowanie górników w czasie kampanii wyborczej. Kluczem do sukcesu miała Nowa Kompania Węglowa (NKW) – koncern powołany do życia na bazie Kompanii Węglowej stojącej na skraju bankructwa (dług spółki wynosił pod koniec 2014 roku ponad 4 mld zł).

NKW miał być lekiem na całe zło w polskim górnictwie, finansowanym przez Polskie Inwestycje Rozwojowe i Fundusz Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw (FIPP). Sęk w tym, że kasa obu podmiotów jest pusta jak bęben Rolling Stonesów.

Tymczasem z oficjalnych zapowiedzi Kowalczyka wynikało, że fundusz ten będzie dysponował początkowo środkami finansowymi o wartości 1,5 mld zł (czytaj: tyle kosztuje „rozejm” z górnikami), zaś oferty spółek zainteresowanych tą inwestycją cały czas spływają do MSP. Warto podkreślić retorykę Kowalczyka, który twierdził, że oferty spływają dobrowolnie. - W ramach wsparcia Nowej Kopalni Węglowej spółki energetyczne (m.in. Tauron, PGE, Energa) musiałyby (nie ma mowy o żadnej dobrowolności!) przekazać w sumie 1,5 mld złotych. W tym roku 800 mln zł. Z czego ponad 300 mln zł miało być przeznaczonych na nagrodę z okazji Dnia Górnika, czyli na tzw. „piętnastą pensję” dla górników. Nic dziwnego, że każdy, logicznie myślący prezes spółki, zmuszany do „inwestycji” w kopalnie, odmawiał. Zrobiło się gorąco, bo Kowalczyk sobie nie radził, a górnicy coraz głośniej domagali się obiecanych przez panią premier gruszek na wierzbie - donosi nasz informator ze Skarbu.

DYMISJA

Pod koniec sierpnia dziennik "Puls Biznesu" napisał, że wiceminister skarbu Wojciech Kowalczyk, złożył na ręce ministra Andrzeja Czerwińskiego wniosek o dymisję. Dzień później sam Kowalczyk dementował te doniesienia. - Pojawiające się w mediach informacje, jakobym miał złożyć rezygnację z pełnionych funkcji, są nieprawdziwe. Nie złożyłem rezygnacji i nie zamierzam tego robić. Moją intencją jest dalsze prowadzenie procesu restrukturyzacji sektora węgla kamiennego - poinformował w specjalnym oświadczeniu wiceminister skarbu.

Można by z tego dementi wysnuć wniosek, że Kowalczyk ma do wykonania jeszcze inne zadania (poza górnictwem), o których z pewnością będzie jeszcze głośno. Ale to już zupełnie inne... Historie.

Tymczasem do akcji wkroczył jego szef, czyli minister skarbu Andrzej Czerwiński i znalazł jeszcze bardziej chytre rozwiązanie górniczego problemu...

- Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie do programu restrukturyzacji Kompanii Węglowej energetyki, ale ostrożność ze strony spółek energetycznych kazała nam szukać innych rozwiązań - skarżył się dziennikarzom na początku września Czerwiński i ogłosił nowy plan. Otóż, postanowił dokapitalizować Towarzystwo Finansowe Silesia (spółka Skarbu Państwa) 2 procentami akcji PGNIG, 1 procentem akcji PGE i 1 procentem akcji PZU, o wartości w sumie 1,4 mld zł. Do końca tego roku z przekazania tych akcji 800 mln zł ma trafić na finansowanie NKW. Kolejne 700 mln zł ma trafić do NKW w I kwartale 2016 r. Według resortu skarbu NKW będzie gotowa już 1 października, czyli przed wyborami jak znalazł. Znalazł oczywiście w naszych kieszeniach, bo przecież te pieniądze pochodzą z naszych opłat za gaz, prąd i ubezpieczenia.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych