Informacje

Henryk Baranowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej / autor: fot. materiały prasowe
Henryk Baranowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej / autor: fot. materiały prasowe

Energetyczny scenariusz dla Polski

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 28 grudnia 2017, 10:28

    Aktualizacja: 28 grudnia 2017, 10:28

  • 2
  • Powiększ tekst

Polska jest prymusem unijnej polityki klimatycznej, a dbałość o ekologię jest wpisana w polski rozwój gospodarczy. Żadne państwo w Europie nie zrobiło dla zmniejszenia emisji szkodliwych związków tak wiele, w tak krótkim czasie. Wciąż jednak słyszymy głosy, że to za mało – ocenia Henryk Baranowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej

Jednym z najsilniejszych globalnych trendów obserwowanych w światowej energetyce jest decentralizacja. Jesteśmy przyzwyczajeni do rzeczywistości, w której wytwarzanie energii jest scentralizowane w kilkunastu, kilkudziesięciu konwencjonalnych elektrowniach kontrolowanych przez kilka grup kapitałowych z łańcuchem wartości od wydobycia surowców przez wytwarzanie do sprzedaży detalicznej. Podobne modele biznesowe funkcjonowały we wszystkich gałęziach gospodarki: od mediów, przez telekomunikację, do sektora paliwowego. Ale wtedy pojawiła się nowa technologia i zmieniła wszystko.

Coraz szersza „demokratyzacja” wytwarzania energii jest – sama w sobie – zjawiskiem dobrym. Ale postawiła zarówno przed firmami energetycznymi, jak i przed państwem jako organizatorem życia społeczno-gospodarczego poważne wyzwania. Dopóki nie wdrożymy masowo akumulatorów energii produkowanej z odnawialnych źródeł energii, będziemy narażeni na wahania popytu i podaży. Zdecentralizowany rynek wymaga również poważnych nakładów na infrastrukturę dystrybucyjną.

Przede wszystkim jednak problemem jest to, że cena energii elektrycznej nie odzwierciedla dzisiaj kosztów ponoszonych przez wytwórców. Elektrownie systemowe notują straty, ponieważ pracują poniżej progu swojej rentowności. Ale ze względu na bezpieczeństwo systemu nie mogą zostać wyłączone, gdyż dla gospodarki absolutnym priorytetem jest niczym niezakłócana ciągłość dostaw energii.

Batalia wokół dekarbonizacji

Decentralizacja to tylko jedna z płaszczyzn zagadnienia. Druga jest znacznie poważniejsza. To walka o to, czyje zasoby będą wykorzystywane, czyje technologie rozwijane i subsydiowane. Czyj kapitał będzie cierpliwie zarabiał, a czyj topniał w nierentownych aktywach. Słowem kluczem tej batalii jest „dekarbonizacja”.

Niemcy, motor zielonej rewolucji w Europie, nie bez przyczyny w ostatnich latach zainwestowały 120 mld euro we wsparcie odnawialnych źródeł energii i w polityce zagranicznej postawiły na „uwspólnotowienie” Energiewende, nadając jej europejski wymiar. Efekt? – szeroki transfer niemieckich technologii i zbudowanie silnego sektora zatrudniającego kilkaset tysięcy pracowników.

Czy powinniśmy pójść tą samą drogą? Szukając odpowiedzi na to pytanie, warto wziąć pod uwagę inne kwestie; np. to, czy Polsce zależy na zachowaniu, a może nawet wzmacnianiu niezależności energetycznej? Czy chcemy zachować energochłonny polski przemysł? Ile warte jest polskie bezpieczeństwo energetyczne? Czy w ogóle ma cenę? Czy i w jaki sposób wspierać polskie firmy, które mierzą się z ogromną konkurencją zagranicznych odpowiedników, którzy przez lata akumulowali zasoby? Jak stymulować wzrost polskiej gospodarki narodowej w kontekście wyzwań geopolitycznych i globalnych trendów?

Na początek jednak ustalmy priorytety. Decyzje co do miksu energetycznego należą do Polski, a bezpieczeństwo nie podlega kompromisom. Energia musi płynąć nieprzerwanie od wytwórcy do każdego gospodarstwa domowego i każdej firmy w Polsce. Musi być nas na nią stać i nie może ona nadmiernie obciążać portfeli naszych i przyszłych pokoleń.

Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa polskiego za wszelką cenę należy więc dążyć do wyeliminowania ryzyka tzw. blackoutów. Wydaje się to tym trudniejsze, że wspomniany wcześniej brak równowagi rynkowej jest efektem dogmatycznej polityki klimatycznej Unii Europejskiej, która dąży do redukcji emisji, na plan dalszy przerzucając pryncypia bezpieczeństwa dostaw i niskich cen dla odbiorców końcowych. Natomiast w skali mikro bezpieczeństwu dostaw zagraża efekt tzw. merit order, czyli nadania priorytetu energii wyprodukowanej ze źródeł odnawialnych, co w rezultacie skraca czas pracy elektrowni konwencjonalnych i prowadzi do sukcesywnego pogarszania ich sytuacji finansowej.

Tymczasem w naszym kraju ponad 85 proc. energii jest wytwarzane z paliw kopalnych. W PGE ten udział to blisko 95 proc. Dlatego bieżące i przyszłe kwestie związane z węglem mają dla kraju i nas jako firmy priorytet. Kluczowe jest to, czy te liczby faktycznie spychają nas do roli ekologicznego marudera Europy. Odpowiedź brzmi: nie.

Trwa forsowna modernizacja

Polska jest prymusem unijnej polityki klimatycznej, a dbałość o ekologię jest wpisana w polski rozwój gospodarczy. Żadne państwo w Europie nie zrobiło dla zmniejszenia emisji szkodliwych związków tak wiele w tak krótkim czasie. Koronnym dowodem na trwały i zrównoważony rozwój Polski jest to, że od 1988 r., roku bazowego dla Polski zgodnie z porozumieniem z Kioto, zredukowaliśmy emisje dwutlenku węgla do atmosfery o 30 proc. W tym samym okresie polska gospodarka powiększyła się siedmiokrotnie. To jest prawdziwa miara polskiej zielonej transformacji.

Wciąż jednak słyszymy głosy, że to za mało. Że powinniśmy zrobić jeszcze więcej: zamknąć kopalnie, przestawić się na rosyjski gaz i importować prąd z Niemiec czy Skandynawii. W Brukseli pokutuje wizerunek Polski jako największego truciciela w UE. W takim razie co z dziesiątkami miliardów złotych, które już w Polsce wydaliśmy na modernizację energetyki?

Aby nadążyć za unijnymi wymogami emisji zanieczyszczeń, polska energetyka podjęła forsowny program modernizacji. W elektrowniach Grupy PGE zainstalowaliśmy najnowocześniejsze urządzenia, które zmniejszają emisje szkodliwych związków do atmosfery. W całej Polsce firmy energetyczne zainwestowały miliardy złotych w modernizację istniejących bloków energetycznych i dostosowanie ich do wyśrubowanych norm unijnej polityki. Sama tylko PGE do 2020 r. przeznaczy na modernizację i odtworzenie istniejących mocy wytwórczych ok. 16 mld zł.

Dzięki temu Polska dobrze się wpisuje w unijną politykę klimatyczną. Mamy się czym pochwalić. Podjęliśmy się ogromnego wysiłku modernizacyjnego. W 2015 r. nad Wisłą wybudowano dwa razy więcej mocy w elektrowniach wiatrowych, niż wynosi średnia unijna. Turbiny wiatrowe w Polsce produkują już więcej prądu niż w Danii, którą uznaje się za lidera energetyki wiatrowej.

Do spełnienia unijnych celów polityki klimatycznej na rok 2020 pozostało Polsce niewiele. Obecnie już 16 proc. energii elektrycznej w naszym kraju wytwarzają źródła odnawialne. U zarania polskiej drogi ku realizacji unijnych zobowiązań klimatycznych, tzn. w 2008 r., było to zaledwie 3 proc. Wypełniamy postawione przed nami cele i jeśli tak dalej pójdzie, to niczym pilny student przekroczymy wymagania.

PGE inwestuje w nowe, wysoko sprawne elektrownie węglowe, które nie zużywają tyle węgla, ile starsze elektrownie, emitują mniej dwutlenku węgla do atmosfery i dają więcej mocy. Polska potrzebuje tych wysoko sprawnych elektrowni, aby zapewnić stały i bezpieczny dostęp do taniego prądu przedsiębiorstwom i gospodarstwom domowym. To fundament zrównoważonego rozwoju.

Scenariusz dla Polski

To, jak wytwarzamy energię, nie zmieni się w ciągu kilku lat. Na przykład zielona rewolucja w Niemczech, gdzie zaczęła się najwcześniej, ma potrwać aż do 2050 r. W Polsce też musi minąć wiele lat, zanim przestawimy zwrotnice polskiej energetyki i znacząco zmniejszymy wykorzystanie węgla. Musimy podejmować takie decyzje, aby kapitał pozostawał w Polsce, bo służy on budowaniu silnej pozycji Polski w Europie. Bogata Polska to największa gwarancja naszego bezpieczeństwa, nie tylko energetycznego.

Dlatego nie chcemy powtarzać scenariusza niemieckiego, bo nie jesteśmy jeszcze na niego gotowi. Za forsowną transformację energetyczną opłatę ponoszą niemieckie gospodarstwa domowe. Czy polskie społeczeństwo, które w dochodach dopiero dogania Europę, stać na to, by dopłacać do zielonej energii ok. 100 mld zł rocznie, jak u naszych sąsiadów? Nie! Polacy zasługują na polski scenariusz. Taki, w którym do ich domów będzie nieprzerwanie dostarczany tani prąd, a ich pieniądze nie popłyną do europejskich eksporterów, lecz zostaną nad Wisłą, by wspomóc polski cud gospodarczy. Polska transformacja energetyczna cały czas się toczy swoim, dostosowanym do naszych warunków, tempem. Na ironię zakrawa to, że chociaż w budowę nowych mocy w energii odnawialnej w Niemczech wpompowano dziesiątki miliardów euro, to emisje dwutlenku węgla i tak wzrosły, bo Niemcy pełnymi garściami czerpią z własnych zasobów węgla brunatnego. Blisko połowa unijnej produkcji przypada właśnie na ten kraj. W ciągu pięciu lat niemiecka gospodarka zużyje tyle węgla brunatnego, ile Polska przez 15 lat.

Polski scenariusz możemy osiągnąć na kilka sposobów i tylko od nas zależy to, jak skonstruujemy jego poszczególne akty. PGE, będąca narzędziem w realizacji polityki państwa w energetyce, chce być gotowa na każdy scenariusz. Przygotowujemy się do podjęcia kluczowych decyzji, w którym kierunku będziemy rozwijać nowe moce. Czy będą to odkrywki, wiatraki na Bałtyku, czy elektrownia atomowa? Dzisiaj nie znamy jeszcze odpowiedzi na to pytanie, ale w ramach każdego z tych projektów trwają prace przygotowawcze. Roztropnie jest szykować się na wiele scenariuszy, żeby w zależności od rozwoju otoczenia rynkowego i regulacyjnego mieć możliwość podjęcia optymalnej decyzji.

Henryk Baranowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej

Publikacje „Polskiego Kompasu – rocznika instytucji finansowych i spółek akcyjnych” od trzech lat spotkają się z ogromnym uznaniem i zainteresowaniem w środowisku finansowym i biznesowym. Pełne wydanie edycji Polskiego Kompasu 2017 w formacie PDF dostępne jest na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne

Powiązane tematy

Komentarze