Opinie

Prezydent Władimir Putin, fot. PAP/EPA/ALEXANDER ZEMLIANICHENKO/POOL
Prezydent Władimir Putin, fot. PAP/EPA/ALEXANDER ZEMLIANICHENKO/POOL

Kto pierwszy polegnie: Rosja zbankrutuje, czy Unia Europejska się rozpadnie? Trwa wyścig z czasem...

Grzegorz Górny

Grzegorz Górny

Dziennikarz i publicysta. Założyciel "Frondy" i jej były redaktor naczelny

  • Opublikowano: 14 lutego 2016, 19:49

    Aktualizacja: 21 lutego 2016, 08:33

  • Powiększ tekst

W swym ostatnim tekście dla „Project Sindicate” miliarder i spekulant finansowy George Soros stawia tezę, że trwa obecnie wyścig z czasem, kto polegnie pierwszy: czy Rosja ogłosi niewypłacalność, czy Unia Europejska się rozpadnie.

Jego zdaniem, spadek cen ropy naftowej połączony z sankcjami ekonomicznymi przybliża dużymi krokami krach rosyjskiej gospodarki. Z drugiej strony Unia przeżywa pięć-sześć kryzysów na raz i trzeszczy w szwach. Prezydent Rosji Władimir Putin to widzi i próbuje ten rozpad przyspieszyć, bombardując ludność cywilną w Syrii i w ten sposób zwiększając strumień uchodźców do Turcji, a tym samym do Europy. Według Sorosa, kluczowy okaże się rok 2017, który przyniesie odpowiedź, kto pierwszy pęknie.

Tekst miliardera spotkał się z większym rezonansem w Moskwie niż na Zachodzie. Wiceprezydent Akademii Problemów Geopolitycznych Konstantin Sokołow uznał zarysowany powyżej scenariusz za całkowicie realny. Jego zdaniem, krach Rosji i Unii Europejskiej nastąpi niemal jednocześnie i rok 2017 jest wielce prawdopodobny.

Sokołow nazwał przy okazji Sorosa „tubą światowej elity finansowej”, która nie tyle prognozuje rozwój sytuacji, ile raczej ogłasza swoje cele. Jego zdaniem, „przeciw Rosji i Europie toczy się wojna”, a jej głównych inspiratorów wskazał za oceanem: wśród globalnej finansjery. Według niego sposobem walki jest „rozpad państwowości”, który dokonał się już w państwach Bliskiego Wschodu i przyniósł tam totalny chaos. Teraz model bliskowschodniego chaosu przenoszony jest do Europy.

Z realnością scenariusza przedstawionego przez Sorosa zgadza się też ekspert Centrum Badań Wojskowo-Politycznych słynnego MGIMO (kuźni kadr rosyjskiej dyplomacji) w Moskwie – Michaił Aleksandrow. Jego zdaniem, tekst miliardera może jednak uśpić czujność rosyjskich władz przekonanych, że upadek Unii Europejskiej jest tylko kwestią czasu. Z tym Aleksandrow zgadza się całkowicie: Unia już się rozpada na naszych oczach, ale – ostrzega – jeszcze szybciej może dojść do krachu Rosji. Dlatego wzywa władze na Kremlu do śmiałych kroków i ratowania gospodarki, póki jest na to czas.

Takiego pesymizmu nie podziela (przynajmniej oficjalnie) premier Dmitrij Miedwiediew. Jego zdaniem, gospodarka Rosji trzyma się mocno, za to Unii rzeczywiście grozi rozpad, a przyspieszyć go może kryzys imigrancki. W wywiadzie dla niemieckiej gazety „Handelsblatt” szef rosyjskiego rządu obwinił za to elity polityczne UE:

Może się to nie spodoba moim kolegom w Europie, ale sądzę, że problem uchodźców to całkowita katastrofa, całkowite fiasko polityki imigracyjnej Unii Europejskiej. My też jesteśmy pełni najlepszych uczuć humanitarnych, my także chcemy pomagać uchodźcom, ale otwierać drzwi Europy, zapraszać wszystkich, kto jest gotów przyjechać, to – proszę wybaczyć – w najlepszym razie głupota, jeśli nie coś znacznie gorszego.

Przy okazji Miedwiediew wspaniałomyślnie zaoferował Unii Europejskiej pomoc w rozwiązywaniu jej problemów.

Część komentatorów uważa, że tekst Sorosa wpisuje się w scenariusz porozumienia między obu partnerami. Chodzi o to, aby widmo obopólnej katastrofy skłoniło Rosję i Unię do bliższej wzajemnej współpracy. Sam Soros zresztą miesiąc temu wypowiadał się w podobnym duchu. Mówił, że UE rozpadnie się bez pomocy Moskwy i nowego „planu Marshalla”.

Analitycy ekonomiczni twierdzą z kolei, że szybciej niż upadek Unii nastąpi bankructwo Rosji, której gospodarka opiera się na eksporcie surowców energetycznych, zwłaszcza gazu ziemnego.

Wystarczy przytoczyć następujące dane. W maju 2008 roku wartość rynkowa Gazpromu wyniosła 365,1 miliardów dolarów. Prezes firmy Aleksiej Miller przewidywał, że za osiem lat jej wartość przekroczy 1 bilion dolarów. Minęło niecałe osiem lat. Dziś wartość Gazpromu to 40,5 miliarda dolarów. Oznacza to utratę w tym czasie aż 89 proc. wartości. W tym miesiącu koncern ogłosił, że w pierwszym kwartale przyniesie stratę w wysokości pół miliarda dolarów. A mówimy o firmie, która jest znakiem firmowym i lokomotywą całej rosyjskiej gospodarki…

Niezależnie od tego, kto się rozpadnie pierwszy i czy się w ogóle rozpadnie, Polska musi być gotowa na różne scenariusze: od najlepszych po najgorsze. Miejmy nadzieję, że analitycy BBN nad tym pracują.

Źródło: wPolityce.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych