Opinie

Ten sukces może być klęską?

Marek Siudaj

Marek Siudaj

Redaktor zarządzający wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 2 października 2017, 14:08

    Aktualizacja: 2 października 2017, 14:08

  • 0
  • Powiększ tekst

To, co najbardziej mnie zaskakuje, gdy obserwuję i sytuację polityczną, i gospodarkę, to szybkość, z jaką wymarzone kiedyś rzeczy stają się powodem do zmartwień.

Kiedy rząd zaczął pokazywać nadwyżkę budżetową – o której z wytęsknieniem mówili niegdyś ekonomiści – prędko stała się ona powodem do zmartwienia, czy nie została ona osiągnięta kosztem przedsiębiorców? Kiedy spadła wartość zwrotów w VAT, co przecież było celem walki z wyłudzeniami w tym podatku (bo przestępcy wyprowadzali masę pieniędzy z budżetu właśnie dzięki zwrotom, a nie tylko dzięki niepłaceniu VAT), zaraz pojawił się niepokój, czy to nie odbije się na sytuacji firm? Tego pogorszenia standingu przedsiębiorstw nie pokazywały żadne inne wskaźniki, a jednak tylu się zafrasowało i tyle czół zmarszczyło.

Teraz kolejnym powodem do zmartwienia jest awans Polski do grona krajów rozwiniętych w klasyfikacji indeksowej FTSE Russell. Na podstawie wskaźników opracowywanych przez tę firmę inwestuje się corocznie biliony dolarów i zwykle przejście do grona krajów o lepszej sytuacji oznacza większy napływ kapitału.

Czytaj Dietl: Do Polski możne napłynąć 1,5 biliona złotych

Ale – okazuje się – w przypadku Polski może być inaczej. Pojawiły się obawy, że po tym awansie z naszego kraju wycofają się fundusze inwestujące na rynkach rozwijających się, zaś te zainteresowane rynkami rozwiniętymi nie pojawią się albo pojawią się w tak niewielkim stopniu, że w rezultacie stracimy.

Owszem, to dobrze, że wiele osób nie patrzy na etykietki, ale na to, co się za nimi kryje i próbuje szacować rzeczywiste korzyści. Ale jednocześnie pamiętam te marzenia sprzed lat, jak to byłoby pięknie, gdybyśmy stali się rynkiem rozwiniętym. I te szacunki, mówiące, że choć na rynkach rozwijających się inwestuje się masę pieniędzy, to jednak jest to tylko część tych środków, jakie płyną na rynki rozwinięte. Że wiele największych na świecie inwestorów instytucjonalnych lokuje środki prawie wyłącznie na rynkach rozwiniętych, bo to gwarantuje im bezpieczeństwo. Że robią tak największe na świecie fundusze emerytalne, inwestycyjne czy państwowe fundusze, lokujące na rynkach nadwyżki z dochodów z ropy. Że właśnie papiery krajów rozwiniętych znajdują się w portfelach banków centralnych, dla których płynność i stabilność mają większe znaczenie niż perspektywa większych zysków.

Myślę, że łatwość, z jaką nieosiągalne – wydawałoby się – kiedyś marzenia stają się powodem do zmartwień, kiedy tylko zaczynają się realizować, tylko w niewielkiej części wynika z pobudek politycznych. Owszem, jest świadomość, że byłoby lepiej, gdyby było gorzej, bo skoro jest dobrze, to Prawo i Sprawiedliwość pozostanie przy władzy, ale ta świadomość jest mniej znaczącą pobudką.

O wiele ważniejsze jest to, że ludzie – również ci, którzy działają na rynkach kapitałowych – są zwykle leniwi i najbardziej nie lubią zmieniać swojego sposobu myślenia. A ten awans takiej zmiany wymaga – trzeba bowiem sobie uświadomić, że Polska już przestaje być krajem drugiej kategorii, członkiem familii – w tym staropolskim znaczeniu, oznaczającym często klienta – większych i bogatszych krajów. Trzeba zrozumieć, że kończy się okres, gdy wzorowaliśmy się na innych i że czas na przyjmowanie własnych rozwiązań, które mogą – choć nie muszą – pchnąć Polskę do przodu. To wymaga i odwagi, i zdecydowania, ale przede wszystkim poczucia godności – że jesteśmy równi innym – oraz ambicji, aby co najmniej tę równość zachować albo być być po prostu lepszym.

Jest takie powiedzenie, pochodzące z książki Tomasso di Lampedusa „Lampart” – że trzeba wiele zmienić, aby wszystko pozostało po staremu. Jednak okazuje się, że jest i druga strona tego cytatu. Chodzi o to, że czasem wiele rzeczy pozostaje po staremu, a jednocześnie zmienia się wszystko. I właśnie ów awans Polski w indeksach FTSE Russell jest doskonałą ilustracją tej drugiej tezy. Bo przecież nic się na rynkach nie zmienia, nie widać żadnych skoków na giełdzie ani dużego wzrostu kursu złotego. A jednocześnie zmieniło się wszystko. Nic dziwnego, że jest wielu takich, którzy tej zmiany się obawiają.

Powiązane tematy

Komentarze