Amerykański gwóźdź do trumny (niemieckiego) diesla
Silniki diesla w ogniu krytyki są od jakiegoś czasu. Ostatnia afera w USA z fałszowaniem danych przez VW o zawartości szkodliwych dla zdrowia substancji w spalinach, może być początkiem końca dla produkcji samochodów osobowych z silnikiem diesla.
Światowa Organizacja Zdrowia już przed trzema laty ogłosiła, że spaliny z wysokoprężnych silników (diesla) są wyjątkowo rakotwórcze. To podchwyciły władze niektórych miast w Europie w tym Berlin, Paryż czy Londyn, które wprowadziły ograniczenia dotyczące wjazdu do centrum pojazdów. Zwłaszcza tych napędzanych olejem napędowym, które jeszcze kilka lat wcześniej były w Europie cenione, za neski zużycie paliwa, tym samy za ekologiczne.
Ale pojawiać się zaczęły kolejne ekspertyzy mówiące, że diesle trują bardziej niż benzyny, więc w wielu krajach europejskich ich popularność zaczęła spadać.
Producenci aut z silnikami diesla dwoili się i troili, żeby minimalizować emisje nie tylko CO2 oraz szeregu związków chemicznych, o silnych rakotwórczych parametrach.
Najwyraźniej Volkswagen na trudnym amerykańskim rynku presji nie wytrzymał i w celu uzyskanie lepszych wyników manipulował pomiarami zawartości szkodliwych substancji w spalinach. Polegało to na zainstalowaniu a autach oprogramowanie, które uaktywniało system ograniczania emisji spalin tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznaczałoby to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.
Sprawę wykryła i nagłośniła EPA (federalna agencja ochrony środowiska), która stwierdziła, że oszustwo dotyczy blisko pół miliona aut marki VW i Audi, wyprodukowanych i sprzedanych na rynku amerykańskim w latach 2009-2015. Sam koncern z Wolfsburga przyznaje, że skala problemu jest większa, a manipulowanie danymi dotyczy 11 mln. aut.
Skandal z niemieckimi dieslami na amerykańskim rynku jest wodą na młyn dla przeciwników diesla, którzy już domagają się od Komisji Europejskiej szczegółowego śledztwa i ograniczeń w dopuszczaniu silników diesla do sprzedaży.
Jakub Faryś prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego uważa przeciwników diesli za hipokrytów, którzy zapominają, że motoryzacja odpowiada jedynie za ok. 5 procent zanieczyszczeń emitowanych do atmosfery, i że akurat nowoczesne silniki wysokoprężne to skomplikowana i droga technologia, ale jak najbardziej przyjazna środowisku spełniająca wyśrubowane normy ekologiczne. Prezes Faryś obawia się, że sprawa VW może rykoszetem uderzyć też w inne marki i cały przemysł motoryzacyjny, również w Polsce. Ponieważ mamy w Polsce kilka świetnych fabryk silników diesla i szkoda żeby ucierpiały z tego powodu. Ale śmierci aut z silnikami diesla raczej się nie spodziewa. Tym bardziej w Polsce, gdzie olej napędowy tanieje, a o ekologię nie dba nawet resort ochrony środowiska
Bo gdyby dbał już dawno rozprawiłby się z masowym importem niebezpiecznych dla zdrowia i środowiska gratów– kwituje z ironią Jakub Faryś.
Póki co śledztwo w sprawie dopiero ruszyło, a koncern z Wolfsburga, sprawca zamieszania z silnikami diesla już zabezpieczył 6,5 mld euro na ewentualne odszkodowania. Tyle że w samych Stanach Zjednoczonych VW może zapłacić ponad 18 mld dolarów kar – to więcej niż cały zysk koncernu, w rekordowym 2014 roku, który sięgnął 10,8 mld euro.
Longina Grzegórska-Szpyt