Informacje

fot. Pexels.com
fot. Pexels.com

Cezary Kaźmierczak: Przez płacę minimalną pracę straci 50 tys. osób. Rząd robi to źle

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 2 czerwca 2016, 15:49

    Aktualizacja: 2 czerwca 2016, 21:53

  • 28
  • Powiększ tekst

Minimalna stawka godzinowa miała być prezentem rządu dla pracowników, jednak zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, szefa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, zaszkodzi ona zatrudnionym oraz firmom, które wygrały państwowe przetargi.

Arkady Saulski: Rząd wprowadził minimalną stawkę godzinową - będzie obowiązywać od 2017 roku. Jak wpłynie ona na sytuację pracowników i przedsiębiorców?

Cezary Kaźmierczak: Obecnie kwestia minimalnej stawki godzinowej nie jest już tak paląca - Polacy zarabiają przecież coraz lepiej, najniższe zarobki dotyczą może 20 proc. osób na rynku pracy. Reszta otrzymuje wyższe uposażenia. Ale konsekwencje oczywiście nastąpią - kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy ludzi straci pracę. Szacujemy tę liczbę na ok. 50 tysięcy osób.

Dlaczego? Wynika to nie ze złej woli przedsiębiorców, ale konkretnych sytuacji konkretnych firm. Podam przykład: wiele firm posiada kontrakty zawarte z sektorem publicznym na usługi sprzątania czy ochrony obiektów. Przez wiele lat zasadniczym kryterium przy przetargach było kryterium ceny - zwyciężył ten, kto podał najniższą. W wypadku takich firm, największym kosztem jest ludzka praca. Płaciły one więc około 8 złotych za godzinę. Teraz, po zwiększeniu stawki minimalnej, muszą wypowiedzieć umowy instytucjom publicznym, a ludzie zatrudnieni w tych firmach stracą zatrudnienie. Pytanie kto będzie wtedy świadczył te usługi na rzecz sektora publicznego.

CZYTAJ TEŻ: Od 2017 r. powszechna stawka minimalna to 12 zł/godz.

Jest pan przeciwnikiem płacy minimalnej? Tak, jestem. Ale skoro płaca minimalna, z przyczyn politycznych, "musi być", to dobrze, ale należy do tego podchodzić rozsądnie. Jeżeli wprowadzamy zmiany, róbmy to z głową - wprowadźmy vacatio legis na wejście w życie nowej stawki, albo niech obowiązuje ona od nowo zawartych umów. W innym wypadku jest chaos. Mam wrażenie, że w Ministerstwie Pracy za decyzje w tej sprawie odpowiadają ludzie mający dość ograniczony kontakt z rzeczywistością gospodarczą i realnym rynkiem. Nie mają wiedzy, którą posiadają przedsiębiorcy.

CZYTAJ TEŻ: Rząd chce kolejnej podwyżki płacy minimalnej w Polsce. O ile?

Zmiany - tak, ale stopniowe?

Zdecydowanie. Przecież chodzi o dobro pracownika, toteż stopniowe wprowadzanie zmian w stawce uchroni miejsca pracy. A teraz mamy chaos, a pracownicy, których te decyzje dotyczą, nie skorzystają z dobrych intencji ministerstwa.

Ministerstwo Pracy argumentuje, że choć średnia płaca w Polsce rośnie, to jednak wciąż najwięcej mamy pracowników opłacanych słabo. I to w ich interesie wprowadzane są zmiany. Dlaczego przedsiębiorcy po prostu z własnej woli nie podniosą pensji pracowników?

Przedsiębiorcy są "źli", bo tego wymaga od nich rząd. Proszę zwrócić uwagę - płacąc pracownikowi pensję, przedsiębiorca ponosi też ogromne własne koszty - podatki, ZUS, składka rentowa etc. Pracownik z pierwotnej kwoty wynagrodzenia otrzymuje niewielką część - resztę zabiera państwo. Jeśli zaś chodzi o wspomniane firmy mające umowy z sektorem publicznym, to do tych wszystkich kosztów dochodzi jeszcze przetargowe kryterium najniższej ceny, konieczne do spełnienia, jeśli liczy się na wygranie przetargu.

W jaki sposób, po poniesieniu tych wszystkich kosztów, dany przedsiębiorca może mocno podnieść pensję pracownikowi, mimo że tego chce? Czasem mam wrażenie, że rząd wymaga wręcz tego, by przedsiębiorca dopłacał do wykonywanego zamówienia. Państwo polskie wymuszało przez lata najniższą płacę i teraz wymuszą ja dalej.

Pamiętam doskonale, że kilka lat temu w folderach wydawanych przez rząd i kierowanych do przedsiębiorców na Zachodzie zachęcano do inwestowania w Polsce, a jednym z argumentów były bardzo niskie pensje. To tak jakby rząd z jednej strony podnosił płacę minimalną, z drugiej strony zmuszał przedsiębiorcę do tego, by płacił pracownikowi mało.

W pytaniu, które pan zadał podszyte jest takie przekonanie, że przedsiębiorca może płacić więcej lub mniej, jeśli tylko zechce. To miło, że tak wysoko ocenia się naszą rolę, ale to nieprawda - przedsiębiorca jest notariuszem rynku. Jeżeli są trzy budki z hot-dogami, a ja jestem szefem jednej z nich, to nie mogę płacić pracownikowi dwóch tysięcy złotych i sprzedawać swoich hot-dogów za dwa złote w sytuacji, gdy konkurencja płaci swoim pracownikom tysiąc złotych i sprzedaje swoje produkty za złotówkę - to może banalny przykład, ale pokazuje jak działa rynek i w jakich warunkach działają przedsiębiorcy. To jest coś, czego rząd nie pojmuje.

CZYTAJ TEŻ: Minimalna stawka godzinowa także na umowach-zlecenie

Skoro więc po wejściu w życie minimalnej stawki godzinowej, jak sam pan mówi, około 50 tysięcy osób straci pracę, to co dalej? Czy odbije się to na notowaniach rządu? Bo z tego co pan mówi, rząd uderzył właściwie sam w siebie.

Firmy będą musiały powypowiadać kontrakty zawarte z sektorem publicznym. Będą nowe przetargi, nowe koszty, a że rząd nie ma własnych pieniędzy, to zapłacą za wszystko podatnicy. Moim zdaniem, skoro wprowadzamy płacę minimalną, czy minimalną stawkę godzinową, to należało zrobić to stopniowo - z vacatio legis dotyczącym już podpisanych umów, wyników zamówień publicznych etc. Wtedy byłoby to łagodne przejście. Ale pewnie w rządzie nie ma na ten temat wiedzy ani chęci wysłuchania przesyłanych choćby przez nas informacji czy analiz. Rządu to nie interesuje - chodzi o politykę.

Ale historia się nie kończy - po ustaleniu minimalnej stawki godzinowej przy kolejnych wyborach ugrupowania będą się licytować. Jedno podniesie wyżej, drugie jeszcze wyżej, a wszystkich przelicytuje rząd, który stwierdzi, że mając władzę jest w stanie podnieść stawki najwyżej.

Przedsiębiorcy sobie poradzą - wyjadą albo przerzucą się na innego rodzaju działalność. To, o czym pan mówi, pokazuje jak degeneruje się demokracja. Na pewno będzie tak, jak pan mówi, i w tej sytuacji ucierpią pracownicy. Tak robi każdy socjalista - uderza w najsłabszych, najmniej wykształconych, najbardziej bezbronnych ludzi na rynku pracy. Takich, którym trzeba przecież pomagać. Zamiast tego w Polsce systematycznie niszczy się ich takimi głupimi pomysłami i zamiast mieć jakąkolwiek pracę, nie będą mieli żadnej.

Powiązane tematy

Komentarze