Wygrał 3 miliony złotych - stracił prawie wszystko, leczy się psychiatrycznie
36-letni Aleksander z Gdańska wygrał przed trzema laty prawie 3 mln złotych Lotto. Niestety nie potrafił nimi rozsądnie gospodarować i dziś zostało mu zaledwie kilkadziesiąt tysięcy złotych. A na dodatek korzysta z pomocy psychologa.
Ale zacznijmy od początku. Pan Aleksander skreślił kupon Lotto i stało się to, o czym marzą rzesze innych grających - wygrał fortunę. Po odbiór 2 mln 900 tys. złotych poszedł z żoną, szwagrem i ojcem. Mieli mnóstwo planów, co zrobić z pieniędzmi. Chcieli wydać je na remonty, zainwestować w biznes i w siebie, a część przeznaczyć na spadki.
Życie szybko jednak weryfikuje takie górnolotne pomysły — wyznaje dziś pan Aleksander.
Postanowił zakosztować luksusowego życia. Najpierw kupił bardzo drogi samochód. Potem pojechał z żoną na Hel, gdzie przeszastali kilkanaście tysięcy złotych. Mając na koncie miliony, wcale nie uważał tego za spory wydatek. Po powrocie urządził dla znajomych imprezę. W pierwszym tygodniu stracił kilkaset tysięcy złotych!
Jednak największym błędem była decyzja o porzuceniu pracy.
Zarówno żona, jak i ja przed wygraną mieliśmy spore problemy w swoich miejscach pracy. Takie z dogadaniem się z innymi pracownikami lub szefostwem. Jeszcze przed odbiorem wygranej powiedzieliśmy więc sobie prawie jednogłośnie, że „no to nam to Lotto”. No i rzuciliśmy pracę — wspomina.
Jakby tego było mało, wiadomość o jego wygranej szybko się rozniosła wśród rodziny i znajomych. Nie zabrakło więc takich, którzy przyszli po pożyczkę.
Nie pamiętam już, ilu dokładnie dłużników miałem. Na pewno ponad piętnastu. Oddało mi pieniądze tylko sześciu. I to wcale nie „najlepsi” koledzy, tylko tacy ludzie, co trochę ze wstydem przyszli po pomoc, bo woleli od kogoś znajomego z twarzy pożyczyć, aby wyrwać się z tych wszystkich chwilówek i komorników — mówi 36-latek.
Jednemu ze swoich kumpli pożyczył 200 tys. na wykupienie domu.
Miał mi oddać z kredytu wziętego później pod zastaw. Dołożył i kupił, ale nie dom, a mieszkanie. Podobno w Oslo. Tak mi zdradzili wspólni znajomi, bo od dwóch lat na oczy go nie widziałem, ani żadnej wiadomości od niego nie odstałem — opowiada pan Aleksander.
Dziś oprócz tego, że z wygranej fortuny już niewiele mu zostało, to jeszcze od kilku miesięcy chodzi na psychoterapię. To, że człowiek, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z dużymi pieniędzmi, może nie umieć ich właściwie zagospodarować, już wie. Resztę wygranej w ostatniej chwili udało mu się ulokować na lokacie.
Podobno od przybytku głowa nie boli. Jak widać, nie zawsze się to sprawdza.
zz/fakt.pl/natemat.pl