Coraz więcej optymizmu na rynkach
Po bardzo burzliwym czwartym kwartale minionego roku od początku stycznia na rynku zauważalny jest rosnący optymizm. Amerykańskie akcje są najdroższe od początku grudnia, a indeksy w Chinach są najwyżej od czerwca ubiegłego roku. Jak długo inwestorzy pozostaną w tak dobrych humorach?
Motorem napędowym dla wzrostów na światowych giełdach są nadzieje na porozumienie handlowe pomiędzy USA a Chinami. Ten wątek poruszaliśmy wielokrotnie, wskazując, że generalnie nie jesteśmy optymistami w kwestii ułożenia stosunków gospodarczych pomiędzy tymi krajami na dłuższą metę. Wynika to z faktu, iż ambicją Chin jest rola globalnego lidera, nie tylko w kwestiach gospodarczych i osiągnięcie tego statusu odbyłoby się kosztem USA. Jednak na krótszą metę żyjemy w realiach kampanii wyborczych i w USA coraz więcej mówi się o przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Donald Trump zauważył jak alergicznie rynki w ubiegłym roku zareagowały na możliwe konsekwencje wojny handlowej i nie jest wykluczone, że będzie preferował podpisanie „płytkiego porozumienia” aby pokazać się jako skuteczny negocjator a do twardej retoryki wrócić po ewentualnej reelekcji. Istotnie, z obozu „jastrzębi” z otoczenia Trumpa dobiegają takie obawy i potwierdza je wczorajsza wypowiedź prezydenta, że termin nałożenia na Chiny wyższych ceł (pierwotnie 1 marca) może się przesunąć, jeśli strony będą bliskie porozumienia. Jeśli takie porozumienie faktycznie będzie rynki na krótką metę zapewne zareagują jeszcze wzrostami, mimo iż na Wall Street skala odbicia na świąt Bożego Narodzenia jest już naprawdę ogromna. Na dłuższą metę takie porozumienie jednak nie będzie kluczowe. Oczywiście nałożenie nowych wysokich ceł na import z Chin mogłoby przyspieszyć spowolnienie w Chinach i jednocześnie rozpocząć je w USA. Ale pogarszający się obraz makroekonomiczny to nie jedynie efekt wzrostu ceł na linii USA- Chiny w ubiegłym roku. W grę wchodzi tu wiele czynników, z których bardzo istotne to wygaszenie programów stymulacyjnych przez banki centralne (przy bardzo wysokich poziomach zadłużenia publicznego i prywatnego) oraz późna faza cyklu koniunkturalnego, w której firmom trudniej jest zwiększać marże i zyski. Ponieważ po latach ekspansji banki centralne nie mają już dużego pola manewru, sytuacja na rynkach w skali całego roku będzie zależeć przede wszystkim jednak o tego, czy sygnały światowego spowolnienia przerodzą się w dłuższy okres dekoniunktury. Środa powinna być dość ciekawa na rynku walutowym, gdzie wczoraj europejskim walutom udało się odrobić nieco strat wobec dolara. Na dziś przewidziane są dwie publikacje danych o inflacji: w Wielkiej Brytanii (10:30) oraz w USA (14:30). W USA będziemy mieć też szereg wystąpień przedstawicieli Fed, na które rynek dolara zwykle reaguje. Polski złoty nie ma ostatnio najlepszej passy – wczoraj umacniał się, dziś jednak rano już traci. O 9:15 euro kosztuje 4,3309 złotego, dolar 3,8272 złotego, frank 3,8007 złotego, zaś funt 4,9366 złotego.