PODRÓŻE NA WEEKEND: Wyspy Szczęśliwe
Fuerteventura to jedna z tych wietrznych i płaskich, należących do archipelagu Islas Canarias. Rzymianie, którzy przypłynęli tu w II w. p.n.e., nazywali je Wyspami Szczęśliwymi. Później określano je mianem Psich Wysp do czasu aż słowo Canis (pies) przeszło w Canarias. I proszę nie myśleć, że to za sprawą żółtych ptaszków, ponieważ to właśnie kanarki swą nazwę przejęły od Wysp Kanaryjskich.
Historia z wyspą nie obeszła się zbyt łaskawie. Wulkany, wojny, konkwistadorzy zostawiły tu wyraźne piętno. Do dziś mówi się o podziałach, dwóch królestwach, jakie istniały przed wiekami, czego dowodzą pozostałości muru pomiędzy półwyspem Jandia a Maxoratą.
Fuerteventura to plaże, jedne z najpiękniejszych na świecie, których piasek składa się z drobinek pokruszonych muszelek. To również niezwykły księżycowy krajobraz, który stanowił scenografię dla wielu produkcji, w tym ostatniej części Gwiezdnych Wojen.
„Fuerte” oznacza mocno, nie przez przypadek. Wiatr tu zacina z ogromną siłą. Bywa też ciepły, a wręcz upalny, niosąc ze sobą drobiny piasku. „Ventura” to po prostu przygoda, bo tej na wyspie z pewnością nam nie zabraknie. Ona czeka każdego, kto wyspę postanowi odwiedzić. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, od pieszych wypraw, po sporty wodne. A obok tego cudne zwierzaki towarzyszące ludziom na każdym kroku.
Kóz jest tu więcej niż mieszkańców, nierzadko są to okazy półdzikie. Wypasają się w mniejszych i większych stadkach, spacerując po górach. Okolice plaż i górskich regionów oblegają pręgowce berberyjskie, przypominające nasze rodzime wiewiórki.
Odważne i zwinne, bez pardonu dopominające się orzeszków lub owoców. I choć zyskały przez mieszkańców wyspy miano szkodników, poważnie niszczących uprawy, wśród turystów cieszą się uznaniem. Do tego żółwie Caretta, z myślą, o których w Moro Jable działa ośrodek zajmujący się ich reintrodukcją na wyspie. Można tam ujrzeć imponujących rozmiarów okazy. Natomiast maluszki wypuszczane są cyklicznie na plaży Cofete, w nadziei, że wkrótce same będą wracać na wyspę w celu złożenie jaj.
Wielbicieli zwierząt i bliskiego kontaktu z nimi odsyłam do ośrodka Oasis Park, zajmującego się ratowaniem zwierząt z przemytu, osobników chorych, niezdolnych do powrotu do środowiska naturalnego. Warto przy okazji wiedzieć, że najwięcej życia dzieje się pod powierzchnią wody, gdzie występują gatunki ryb, spotykane tylko na tej szerokości geograficznej. To również okolice odwiedzane przez wieloryby czy delfiny.
Wyspę można objechać w zaledwie jeden dzień, lecz warto poświęcić jej więcej czasu. Aż trudno sobie wyobrazić, że pokryta dziś czarnym pyłem wulkanicznym kiedyś była zielona i opływały ją rzeki.
Miejsca, które odwiedzić warto to między innymi Pajara, niewielka miejscowość pełna białych domków ozdobionych ażurowymi, charakterystycznymi dla wysp kanaryjskich balkonikami. W centrum miasteczka znajduje się kościół zbudowany w 1711 r., którego zdobienia zewnętrznej fasady stanowiły manifest lokalnej ludności w okresie reformacji, iż wyspa zostaje wierna wierze katolickiej. Z kolei odwrócone dno statku jako sufit kościoła, czy ambona w kształcie kielicha do wina, to charakterystyczny wystój dla wszystkich kościołów na Fuerteventurze.
Betancuria, dawna stolica, dziś zamieszkiwana zaledwie przez garstkę mieszkańców. Powstała w dolinie otoczonej górami, z dala od pirackich grabieżców plądrujących niegdyś wybrzeża Fuerteventury. Pierwszy kościół zbudowano właśnie tu w 1410 roku. Do dziś znajduje się w nim oryginalna podłoga sprzed wieków, pod którą mieści się cmentarz. Dziś świątynia pełni funkcje muzeum.
Patronką wyspy jest Matka Boska Bolesna odziana w czarne szaty. Jej sanktuarium znajduje się nieopodal Betancurii. Każdego roku w sierpniu wierni tłumnie maszerują w głąb wyspy, aby oddać jej cześć.
Podróżowanie własnym środkiem lokomocji po wyspie z pewnością dostarczy moc wrażeń. Nierzadko trasy bywają tak wąskie, że mijanie się tuż nad przepaścią, bywa wyzwaniem. Z kolei na szutrowe drogi bez samochodu z napędem 4 × 4 udać się wręcz nie możemy. A kary za łamanie przepisów są tutaj srogie.
O kuchni można tu mówić dużo i dobrze. Kultura barowa zachęca do przesiadywania i smakowania. Od porannej leche y leche, co dokładnie oznacza kawę „mleko z mlekiem” (mleko zwykłe i skondensowane), po aromatyczne kanapki w porze lunchu oraz wieczorne na tapasy. Wszystko przypieczętować uprawianym tu aloesem, rośliną zdrowiem płynącą, z której wytwarza się doskonałe kosmetyki i napoje.
Fuerteventura to jednak przede wszystkim sery. Smakowite i wyjątkowe. Świeże i podwędzane, obsypywane papryką, serwowane z dżemem z opuncji, popijane rumem miodowym. Tradycja serowych wyrobów sięga tu wieków. O serach Queso Majorero mówi się dużo i bardzo dobrze, są w końcu wysoko nagradzane na międzynarodowych targach.
Queso Majorero to również nazwa zastrzeżona i receptura przekazywana kolejnym pokoleniom z dziada pradziada. Sery te produkowane są w 100 proc. z mleka koziego, bez żadnych domieszek (tylko do sera curado dodaje się 15 proc. mleka owczego).
Do najpopularniejszych marek serów majorero zalicza się Maxorata i El Tofio.
Poszukiwaczy rzeczy niezwykłych odsyłam na plaże, gdzie można znaleźć drogocenny skarb — wielorybią ambrę i śliczne muszle, istniejące tylko na Fuerteventurze. I o ile za pierwsze znalezisko można otrzymać sowitą zapłatę, to drugie kosztować nas może wysoką karę pieniężną.
Fuerteventura , czyli „mocna przygoda”, to wyprawa z rozmachem, z wiatrem i pod wiatr.
Andżelika Przybek