A klauzula wolności?
W zaostrzającym się sporze o popularne ostatnio klauzule tego i owego zapomina się o ważnej kwestii - prawie każdego człowieka do postępowania zgodnie ze swoim sumieniem.
To ostatnie, jak wiemy, jest w dużej mierze czymś ukształtowanym w rodzinnym domu, wyniesionym z dzieciństwa i okresu dorastania bagażem podstawowych wartości (moja szanowna licealna Pani Profesor od języka polskiego powiedziałaby - imponderabiliów), jakimi delikwent będzie kierował się w dorosłym życiu, modyfikując je o zdobyte doświadczenie, sytuacje i wypadki. Kwestia lekarzy i nauczycieli, głośno obecna na ustach wiodących komentatorów z obu stron politycznej barykady, sprowadza się do postawienia pytania - czy oba te zawody powinny być na tyle koncesjonowane przez państwo, że podejmujący się ich muszą brać pod uwagę ścisłe podporządkowanie się politycznym w gruncie rzeczy wytycznym płynącym z klimatyzowanych gabinetów parlamentu, czy właściwego ministerstwa. Czy zawód lekarza i nauczyciela to zajęcia dla ludzi bezideowych, mentalnie zaprogramowanych robotów, poruszających się tylko w ścisłych ramach ustalonych urzędniczym rozporządzeniem? Wydaje się, że szkoła, która powinna uczyć niezależności, stawiając za wzór chociażby osobę nauczyciela, sama w tym kontekście przeczyłaby swojej misji. Jakież twórcze i rozwijające byłoby, gdyby placówka ta umożliwiała prowadzenie dyskusji na zasadzie advocatus diaboli, gdzie uczniowie toczyliby polemiki ze stroną, która musi szukać argumentów przeciwko swoim własnym racjom. Tylko pomarzyć. Z wolnościowego puntu widzenia widziałbym to tak, że klauzule sumienia są kompletnie zbędne (!!!), a szkoła, poza przekazywaniem obiektywnej wiedzy, powinna być miejscem ścierania się światopoglądowych racji i polemiki nauczyciela z uczniami, którzy mogą przecież wynosić z domu niekoniecznie zgodne z wizją nauczyciela czy ministra wzorce. Tutaj nie potrzeba żadnych klauzul, tylko możliwości zagwarantowania podstawowych praw obywatela, o których mówi Konstytucja - wolności przekonań, wiary, poglądów. Dotyczy to zarówno nauczyciela, jak i uczniów. Lekarzy również. Składający przysięgę Hipokratesa, czy jej współczesnego odpowiednika, nie muszą w nich przyrzekać wierności uchwałom podejmowanym przez parlament, czy rozporządzeniom ministra. Oni mają po prostu wykonywać swój zawód w zgodzie z wiedzą, najnowszymi odkryciami i zdobytą praktyką. Tymczasem odnoszę wrażenie, że zawód ten stał się przedmiotem walki o kształtowanie jedynie słusznych poglądów i zachowań. Cuchnie totalizmem na kilometr i to od ludzi, których usta pełne są frazesów o tolerancji. Jeżeli wierzący i praktykujący lekarz nie może odmówić wykonania aborcji, gdyż spotka go za to kara z wyrzuceniem z pracy włącznie (a aborcję można legalnie przeprowadzić w innym ośrodku u lekarza, który nie ma podobnych dylematów), jeżeli wierzący i praktykujący nauczyciel nie może na swoich lekcjach mówić chociażby o gender, że to wg niego stek bzdur, bo zostanie zadenuncjowany do dyrektora lub kuratorium, że nie realizuje podstawy programowej, to jak pogodzić to z ich konstytucyjnie gwarantowanym prawami obywatela, o których wspomniałem wcześniej? Można przyjąć ponurą tezę, że obywatel zakładający o 8.00 rano biały kitel, albo o tej samej porze sprawdzający w klasie obecność przed niezapowiedzianą kartkówką, nie jest już pełnoprawnym obywatelem, tylko ograniczonym przepisami wykonawcą poleceń ministra. To tak jak z tzw. człowiekiem pracy, który staje się nim na 8 godzin przez 5 dni w tygodniu, bo potem jest już człowiekiem normalnym, takim który je, pije, prokreuje, śpi, itd. Zdaję sobie sprawę, że Konstytucja RP jest tylko po to, żeby było ładnie. Można wyliczać kolejne paragrafy i ustępy, które mają się nijak do nadwiślańskiej rzeczywistości, czyniąc zapisy ustawy zasadniczej zbiorem pobożnych życzeń, wywołujących czasem spontaniczny śmiech, aż do zajadów. Tylko jak budować liberalne państwo, jeśli tam, gdzie człowiek ma być suwerenem, okazuje się że musi działać wbrew własnym przekonaniom, według odgórnego wzorca, który notabene zależny jest tylko i wyłącznie od wyników kolejnych wyborów?