FINANSOWY ŚWIAT LIŻE RANY PO SZWAJCARSKIM NOKAUCIE. Zagrożeni bankructwem brokerzy w USA i Wielkiej Brytanii. Polacy zawieszali notowania
Dzień 15 stycznia 2015 roku na długo pozostanie w pamięci zarówno inwestorów instytucjonalnych, indywidualnych, jak i domów maklerskich oraz globalnych brokerów. Amerykański broker FXCM, którego kapitalizacja wynosiła jeszcze w środę niemal 800 mln USD, ma problemy z wymogami kapitałowymi nałożonymi przez nadzór finansowy i grozi mu bankructwo. Upadłość ogłosił brytyjski oddział brokera Alpari oraz nowozelandzki broker Global Brokers NZ. Londyński broker IG ogłosił, że jego strata wyniosła 30 mln funtów, a notowania akcji spadły o ponad 7 proc. Szacowanie strat na całym świecie wciąż trwa.
Decyzją Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) został zniesiony minimalny poziom wymiany franka na euro po kursie 1,20, który był utrzymywany przez SNB od 2011 roku. Wielokrotnie powtarzane zapewnienia prezesa banku centralnego, że kurs będzie wciąż utrzymywany, spowodowały, że na całym świecie instytucje finansowe i klienci indywidualni utrzymywali w ogromnej większości pozycje długie na parze EURCHF (ta liczba sięgała około 90 proc. łącznej liczby transakcji). Inwestorzy byli przekonani, że kiedy kurs zbliży się do 1,20, to SNB będzie interweniować na rynku walutowym i podbijać kurs, co przyniosłoby im zysk. W zasadzie nikt nie przyjmował innego scenariusza.
W momencie, w którym została ogłoszona decyzja o zniesieniu minimalnego kursu wymiany na poziomie 1,20, w mgnieniu oka wyparował popyt na euro ze strony SNB. Instytucje i klienci indywidualni próbowali zamykać swoje wcześniejsze pozycje. Efekt był taki, że byli gotowi kupować franka po każdej cenie, ale nie było komu tego franka sprzedawać, gdyż SNB przestało być drugą stroną transakcji. To spowodowało powstanie ogromnej dysproporcji pomiędzy popytem i podażą.
Był to prawdziwy test dla brokerów w Polsce i na świecie. Już teraz wiadomo, że amerykański broker FXCM, którego kapitalizacja wynosiła jeszcze w środę niemal 800 mln USD, ma problemy z wymogami kapitałowymi nałożonymi przez nadzór finansowy i brokerowi grozi bankructwo. Upadłość ogłosił brytyjski oddział brokera Alpari oraz nowozelandzki broker Global Brokers NZ. Londyński broker IG ogłosił, że jego strata wyniosła 30 mln funtów, a notowania akcji spadły o ponad 7 proc. Szacowanie strat na całym świecie wciąż trwa.
Natomiast z punktu widzenia inwestora indywidualnego, najbardziej istotną kwestią była możliwość otwierania i zamykania pozycji, co pozwalało klientom na minimalizowanie strat, wynikających z tak gwałtownego umocnienia się franka. Wielu brokerów z powodu dużej zmienności zawiesiło notowania, co uniemożliwiło ich klientom przeprowadzanie transakcji.
Według zestawienia portalu marketinvest.pl notowania zostały zawieszone na następujących platformach: Admiral Markets, BossaFX, FxPro, LMAX, mForex, XM oraz X-Trade Brokers. Płynność kursów utrzymali jedynie: HFT Brokers, a także Noble Markets oraz TMS Brokers. Ten ostatni działa w oparciu o płynność oraz technologię pochodzącą od duńskiego Saxo Banku.
Marcin Tuszkiewicz, wiceprezes portalu finansowo-analitycznego investio.pl, zauważa: „Faktycznie, obserwując notowania na platformach polskich oraz zagranicznych brokerów, widzieliśmy, że notowania są zawieszane. Po wznowieniu notowań, na platformach BossaFX, mForex oraz X-Trade Brokers pojawiły się ogromne luki cenowe”.
Podobne zjawisko zaobserwował Dawid Augustyn, prezes zarządu spółki analitycznej Consilium Invest: „Platformy mBanku, XTB, BossaFx czy FxPro zaliczyły zawieszenie notowań, natomiast platforma HFT Brokers działała bez przeszkód.
Chcesz wiedzieć więcej o konsekwencjach przerażającego wzrostu kursu franka szwajcarskiego? Przeczytaj nasze DOSSIER SZOKU CHF: