Tym selfie przekroczyli granicę. Na widok mandatu osłupiała
Przestroga dla Instagramerów! Młoda Polka, Kanadyjczyk, rodzice z dzieckiem. To osoby, które w ostatnich dniach nielegalnie weszły na pas drogi granicznej na Podkarpaciu, aby sobie zrobić zdjęcie ze słupem granicznym lub zobaczyć jak wygląda granica. Zdjęcia okazały się kosztowne – zostali ukarani mandatami od 300 do 500 zł – poinformował w środę por. Piotr Zakielarz, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej (BiOSG).
Funkcjonariusz przypomniał, że na podkarpackim odcinku polsko-ukraińskiej granicy obowiązuje zakaz wejścia na pas drogi granicznej. Zakaz został wprowadzony rozporządzeniem wojewody podkarpackiego. Wyjątkiem są oznakowane szlaki w Bieszczadach.
„Na drogach dojazdowych oraz bezpośrednio w rejonie granicy ustawione są wyraźne tablice ostrzegawcze: +Pas drogi granicznej wejście zabronione+ i +Granica państwa przekraczanie zabronione+, a mimo to wciąż zdarzają się osoby, które z różnych przyczyn ten zakaz łamią” – zauważył por. Zakielarz.
I dodał, że jedną z głównych przyczyn wchodzenia na ten 15-metrowy pas mierzony od linii granicy jest tzw. chęć zrobienia sobie selfie lub też po prostu zwykła ciekawość tego, jak wygląda granica.
W ostatnich dniach funkcjonariusze BiOSG zatrzymali kilkoro takich osób.
„Jedną z nich była młoda, 21-letnia turystka z Polski, która uległa pokusie zrobienia sobie zdjęcia ze słupem granicznym. Kilka dni później na pas drogi granicznej weszła trzyosobowa rodzina” – wymienił rzecznik BiOSG.
I dodał, że dzień później funkcjonariusze SG z Korczowej podjęli czynności wobec obywatela Kanady, który również nie zastosował się do znaków znajdujących się przy granicy.
„W przypadku osób dorosłych wszystkie zdarzenia zakończyły się mandatami w wysokości od 300 do 500 zł. Takich zdarzeń na podkarpackim odcinku granicy z Ukrainą nie brakuje. Jednak należy pamiętać, że wszystkie osoby wchodzące na pas drogi granicznej będą skontrolowane przez strażników granicznych” – zapowiedział funkcjonariusz.
Czytaj także: Uchroniła go czujność dyrektorki banku. Straciłby 100 tys. zł
PAP/rb