Szczurek ma problem z zapięciem budżetu - przeszkadza niewielkie ożywienie gospodarcze oraz niska inflacja
Tylko nieznaczne przyspieszenie w gospodarce oraz utrzymująca niska inflacja utrudniają tworzenie budżetu na 2015 rok – podkreśla minister finansów. W przyjętym w środę projekcie budżetu rząd obniżył prognozę wzrostu PKB z 3,8 proc. do 3,4 proc., głównie przez wyhamowanie w gospodarkach strefy euro oraz rosyjskie embargo. To obniży wpływy do budżetu. Za to wydatki będą rosnąć, m.in. w związku ze zmianami w uldze prorodzinnej, w waloryzacji rent i emerytur czy zwiększonymi wydatkami na obronność.
Deficyt budżetowy będzie nieco niższy niż w 2014 roku, ale różnica w całym sektorze finansów publicznych, czyli uwzględniając bilans Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i wszystkich innych elementów, będzie istotnie mniejszy niż w tym roku – zapowiada minister finansów Mateusz Szczurek. – W 2015 roku osiągniemy 2,7 proc. deficytu finansów publicznych według statystyk unijnych, a to oznacza, że uda nam się wyjść z procedury nadmiernego deficytu finalnie w 2016 roku.
Trudne dla przyszłorocznego budżetu są przede wszystkim utrzymująca się niska inflacja – według założeń rządu średnioroczna inflacja ma wynieść 1,2 proc., oraz niezbyt duże przyspieszenie w gospodarce. Jeszcze w czerwcu prognozy rządu mówiły o wzroście PKB na poziomie 3,8 proc. W nowym projekcie obniżono je do poziomu 3,4 proc. Głównym powodem jest wyhamowanie tempa wzrostu gospodarczego w strefie euro – to znacznie poważniejsze niż konsekwencje rosyjskiego embarga na produkty z Polski.
Eksport na Wschód w skali całej gospodarki nie był aż tak kluczowy, jak nasze powiązania z Europą Zachodnią – ocenia minister finansów. – Sytuacja na Wschodzie jest bardzo bolesna dla poszczególnych firm, dla niektórych sektorów, ale w skali całej gospodarki znacznie poważniejszym problemem jest anemiczne ożywienie gospodarcze w strefie euro i te nieprzyjemne niespodzianki, które idą z tamtej strony.
Zgodnie z projektem budżetu średnioroczna inflacja ma w przyszłym roku wynieść 1,2 proc., wynagrodzenia w gospodarce narodowej wzrosną o 4,3 proc., a bezrobocie spadnie do 11,8 proc. Rząd zakłada, że dochody państwa wyniosą ponad 297,25 mld zł, a wydatki – 343,33 mld zł. To oznacza, że w przyszłym roku będzie trzeba pożyczyć 46 mld zł.
Wzrosną wydatki na obronność, po części dzięki wzrostowi gospodarczemu w tym roku [wydatki na ten cel stanowią 1,95 proc. PKB – red.], a także z powodu wyższych płatności za F16 [ponad 5 mld zł – red.] – zapowiada minister. – Wzrosną pensje nauczycieli akademickich, wprowadzamy inną metodę waloryzacji emerytur i rent – to są najważniejsze elementy.
Dodatkowe wydatki będą wiązać się również z proponowaną przez rząd nową ulgą prorodzinną. Ma ona być wyższa w przypadku trzeciego i każdego kolejnego dziecka. Dodatkowo osoby gorzej zarabiające, które do tej pory płaciły niedostatecznie wysokie podatki, żeby skorzystać z pełnego odliczenia, teraz z pomocą państwa będą mogły odliczyć całość ulgi.
W praktyce oznacza to ogromne zwiększenie kwoty wolnej od podatku – dla rodzin wielodzietnych będzie to nie 10-15 proc., tylko kilkukrotne zwiększenie tej kwoty. Czyli rodzina zarabiająca kilka tysięcy złotych nie będzie w ogóle płaciła podatku PIT ani składek na NFZ – wyjaśnia Mateusz Szczurek.
Przyjęty projekt budżetu wymaga akceptacji Komisji Trójstronnej. Do końca września rząd musi przekazać projekt do Sejmu. Parlament ma na przyjęcie ustawy cztery miesiące.
W rozmowie minister finansów podkreślił, że rząd nie zamierza podawać daty planowanego wejścia do strefy euro.
Aby to zrobić odpowiedzialnie, musimy mieć po pierwsze przekonanie, że jest to dla Polski korzystne, po drugie, musimy mieć zgodę polityczną. Bo do przyjęcia euro potrzebna jest zmiana konstytucji, a takiej większości w Sejmie dziś nie ma – ocenia Szczurek.
(Agencja Informacyjna Newseria)