Delegat na szczycie klimatycznym żywi się sam
Po czterech dniach Szczytu Klimatycznego delegaci już wiedzą, że wodę mineralną przynosimy ze sobą, a obiad można ugotować w hotelowej kuchni. Bo poza profesjonalną obsługą uczestnikom szczytu zgotowaliśmy kosmiczne ceny - donosi bezpłatna gazeta "Metro".
Jak informuje dziennik delegaci w centrum kongresowym, które znajduje się na Stadionie Narodowym mają duży wybór w menu: sushi, tradycyjne potrawy (np. gęś z gruszkami, pierogi), halal, czy dania wegetariańskie. Odstraszają ich jednak ceny.
Danie główne: 8-12 euro, woda i piwo w jednej cenie (np. Tyskie) - 2 euro, kawa 2-3 euro. Karnet na cały szczyt to 380 euro (czyli ok. 1,7 tys. zł).
Jak reagują na te ceny delegaci?
- Pierwszego dnia musiałam kupić coś na miejscu, bo nic ze sobą nie wzięłam. Dziś przyniosłam ze sobą dwie butelki wody. Woda po 2 euro? Dlaczego aż tyle?
- oburza się delegatka z Mali.
O ceny jedzenia "Metro" zapytało resort środowiska, współorganizatora szczytu.
- Nie wnikaliśmy, co i w jakich cenach będzie serwowane w czasie szczytu. To sprawa między spółką PL2012 a firmą, które zapewnia catering
- powiedział gazecie Paweł Mikusek, rzecznik ministerstwa.
Tymczasem delegaci znaleźli sposób na zakup taniego jedzenia.
Niektórzy żywią się w fast foodach w okolicach Stadionu, np. w przejściu podziemnym pod rondem Waszyngtona, inni gotują sami.
Nie wszystkim jednak odpowiada polskie jedzenie, wolą własne.
- Polskie jedzenie nie smakuje nam. Kupujemy ryż, warzywa i gotujemy nasze narodowe dania w kuchni hotelowej
- opowiada Sylvie Razafindrabe, która wraz z piątką delegatów przyleciała z Madagaskaru.
Źródło: Metro/Opr. Jas
Więcej na ten temat możesz przeczytać tutaj.