Strajk hiszpański pana Sadlika ogłoszony!
Przychodzi facet do banku, a bankowiec go pyta: co Panu jest? Ten na to: też bankowiec! Nie, to nie ten, nie najlepszy dowcip. Historia będzie o hiszpańskim strajku pana Sadlika, znanego obrońcy pokrzywdzonych przez banki w Polsce, przede wszystkim „frankowiczów”.
Ogłosił go pan Sadlik w piątek zeszłego tygodnia, a już w poniedziałek Jan Pytalski udał się do swojego banku celem podjęcia tegoż strajku. Strajk hiszpański to nękająca forma przypomnienia o sobie bankowi i skłonienia go do refleksji, że źle potraktował swojego klienta wypowiadając mu kredyt i oddając go odpowiedniej komórce banku do ściągania.
„Zamiast odbierać telefon z działu windykacji powiedzmy natrętom, że wybieramy się do placówki osobiście, by twarzą w twarz z pracownikiem (do czego mamy prawo) wyjaśnić sprawę, dopytać o możliwe rozwiązania, zaproponować naszą wersję ugody z bankiem, dowiedzieć się, jak bank zamierza dalej postępować z nami i naszym kredytem. Niech pracownik banku powie to nam w twarz. To nie wstyd, że skuszono nas niską ratą, wepchnięto w kanał ryzykownego produktu. To banki powinny się wstydzić. Idźmy więc do placówki naszego banku i dopytajmy, co dalej”
– poradził Janowi Pytalskiemu pan Tomasz Sadlik z Krakowa.
Tak też Pytalski uczynił, a potem opowiedział, jaka była rozmowa:
- Dzień dobry – Pytalski do kasjera, zwanego „doradcą klienta” w dużym polskim banku.
- Witam pana. W czym mogę pomóc?
- Pytalski (dość głośno do pracownika, żeby kolejka słyszała ) Proszę mi powiedzieć, jak mogę pozbyć się kredytu frankowego na mieszkanie? Nigdy go przecież nie spłacę.
- Proszę pana, zgodnie z warunkami umowy, może go Pan przewalutować, po kursie dnia.
- Przewalutować? To mi Pan radzi?! Tym samym, od razu, z mety będę miał przecież o 1/3 więcej do spłacenia.
- Może go pan przecież spłacić, zgodnie z warunkami umowy.
- Przecież powiedziałem panu, że nie chcę spłacać. Chcę natomiast zaciągnąć pożyczkę konsumpcyjną, jakie macie?
- Mamy kredyt Miniratusia, Ratusia o Stałej stopie, Ratusia o Zmiennej Stopie, Ratusia Bez stópek…
- Chciałbym Ratusię Bez Stópek. Ale też jakąś dobrą lokatę, żeby inflacja i podatek Belki nie pochłonęły zysku.
-Mamy same dobre lokaty, proszę pana….
Babcia w kolejce za Pytalskim syczy już zniecierpliwiona. Postawna pani ufarbowana na dziki blond domaga się uruchomienia dodatkowego miejsca obsługi. Nie ma już gdzie siedzieć.
- To co Pan sobie życzy. Lokatę Zwrotną czy Lokatę o Zwiększonym Ryzyku? A może Rachunek Zwycięzca?
- Jeszcze nie wiem – Pytalski wciąż zapoznaje się z materiałami informacyjnymi. Po 2 godzinach pochodzi ochroniarz i prosi go o dowód osobisty.
- Nie mam.. proszę mnie zostawić w spokoju….pomocy! Ja chcę do toalety!