Informacje

Prof. Eugeniusz Gatnar, członek Rady Polityki Pieniężnej / autor: fot. Julita Szewczyk / Fratria
Prof. Eugeniusz Gatnar, członek Rady Polityki Pieniężnej / autor: fot. Julita Szewczyk / Fratria

Dobra koniunktura przynajmniej do końca 2019 r.

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 30 listopada 2017, 11:27

  • 0
  • Powiększ tekst

Będziemy się rozwijać w tempie 3,5–4,0 proc. rocznie, a więc nieco powyżej potencjału. To dwa razy szybciej, niż rozwija się np. strefa euro, w której w ubiegłym roku PKB wzrósł jedynie o blisko 1,7 proc. Rozwojowi polskiej gospodarki sprzyja sytuacja ekonomiczna w Europie i na świecie – prognozuje na łamach „Polskiego Kompasu 2017” prof. Eugeniusz Gatnar, członek Rady Polityki Pieniężnej, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, były wiceprezes NBP

Jeśli chodzi o perspektywy rozwoju polskiej gospodarki, to prognozy ekonomiczne przygotowane przez NBP, jakimi dysponuję w sierpniu 2017 r., obejmujące dwa następne lata, pokazują, że dobra koniunktura w polskiej gospodarce utrzyma się przynajmniej do końca 2019 r. Myślę, że będziemy się rozwijać tempie 3,5–4,0 proc. rocznie, a więc nieco powyżej potencjału. To dwa razy szybciej, niż rozwija się np. strefa euro, w której w ubiegłym roku PKB wzrósł jedynie o blisko 1,7 proc. Sama Francja natomiast miała wzrost rzędu 0,7 proc. PKB.

Dwa silniki wzrostu

Na razie nasz wzrost bardzo efektywnie wzmacnia konsumpcja. Tak jest zresztą na całym świecie. W maju 2017 r. wzrosła ona o ponad 7 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Konsumpcja jest wspierana przez systematyczny wzrost płac i bardzo dobrą sytuację na rynku pracy z najniższym bezrobociem od 1989 r. Poza tym dochody gospodarstw domowych, zwłaszcza tych najmniej zamożnych, wydatnie zwiększa program „Rodzina 500+”.

Należy dodać, że do konsumpcji stopniowo zaczynają dołączać inwestycje, szczególnie te publiczne, infrastrukturalne, finansowane ze środków europejskich. W obecnej perspektywie 2014–2020 uzyskanie dofinansowania projektów jest dużo trudniejsze, trzeba bowiem spełnić tzw. kluczowe warunki wstępne. Dotyczą one uchwalenia zmian legislacyjnych lub innych regulacji, najpóźniej do końca 2016 r. Należy spełnić siedem warunków ogólnych i (maksymalnie) 29 tematycznych. Na szczęście Polska spełniała najwięcej warunków tematycznych spośród krajów Europy Środkowo-Wschodniej mających do wypełnienia co najmniej 20 warunków.

W kolejnych miesiącach te inwestycje publiczne będą jeszcze dodatkowo stymulować inwestycje prywatne. Polskie przedsiębiorstwa mają bardzo dobrą sytuację płynnościową, a niskie stopy procentowe wspierają łatwy dostęp do kredytów. Należy dodać, że również samorządy terytorialne w naszym kraju są w dobrej sytuacji finansowej i potrafią udźwignąć ciężar sfinansowania wkładu własnego w tych projektach infrastrukturalnych.

To ożywienie w inwestycjach już widać, ponieważ w maju mieliśmy 9,0 proc. wzrostu produkcji przemysłowej. Co ciekawe, do tego wzrostu doszło w takich obszarach, w których jeszcze niedawno były spadki, np. w produkcji budowlano-montażowej. A więc budownictwo zaczyna ruszać; zwłaszcza dynamicznie rozwija się budownictwo mieszkaniowe. W następnych kwartałach inwestycje będą więc tym drugim silnikiem, wspierając pierwszy – czyli konsumpcję, który będzie napędzał polską gospodarkę.

Rozwojowi polskiej gospodarki sprzyja sytuacja ekonomiczna w Europie i na świecie. Ceny nośników energii, głównie ropy naftowej, znajdują się na stabilnym niskim poziomie, co pozytywnie wpływa na koszty transportu i produkcji. Spowolnienie gospodarcze w strefie euro i w USA już się kończy, a polski eksport notuje kolejne wzrosty.

Rynek pracy

Rynek pracy w Polsce jest w znakomitej kondycji. Na pewno najlepszej od lat. Mamy 13 mln osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, co jest najwyższą liczbą od czasu, gdy GUS prowadzi takie statystyki. Ponadto w czerwcu w naszym kraju było najniższe bezrobocie od momentu, w którym zaczęliśmy je uczciwie liczyć. To rejestrowane, na podstawie danych z urzędów pracy, wynosi 7,1 proc., liczone zaś przez Eurostat według metodologii BAEL (Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności) wynosi 4,8 proc. A to dwukrotnie mniej niż w strefie euro, w której ten wskaźnik wynosi 9,1 proc.

Jeśli chodzi o płace, to rząd podniósł wielkość minimalnego wynagrodzenia do 2 tys. zł, a stawkę godzinową brutto do 13 zł. Płace stabilnie rosną w tempie ok. 5 proc. i zaczęły doganiać wydajność pracy, którą Polacy już wcześniej zwiększyli.

Eurostat podaje co roku wielkość udziału funduszu płac każdego kraju UE w PKB, czyli „labour share”. Polska w ostatnich latach pod względem tego wskaźnika była na samym końcu Europy, razem z Rumunią. Dla obu tych krajów wynosił on 36 proc., podczas gdy dla Niemiec miał on wartość 44 proc., a dla całej Unii Europejskiej ta miara wyniosła 60 proc.

W niedalekiej przyszłości pewnym wyzwaniem będą zmiany na rynku pracy wywołane przez dwa czynniki: obniżenie wieku emerytalnego oraz uzyskanie możliwości bezwizowego wjazdu na 90 dni na teren UE dla obywateli Ukrainy.

Nie potrafię precyzyjnie ocenić wpływu skrócenia wieku emerytalnego na sytuację na rynku pracy. ZUS szacuje, że jest ok. 330 tys. osób, które 1 października 2017 r. będą miały uprawnienia emerytalne. Eksperci uważają, że spośród nich ok. 80 tys. przejdzie na emeryturę. Moim zdaniem odpływ z rynku pracy może być dwukrotnie wyższy, ponieważ, po pierwsze, istnieje powszechna świadomość, że stopa zastąpienia w Polsce systematycznie spada, więc im wcześniej przejdzie się na emeryturę, tym będzie ona większa. Poza tym w naszym społeczeństwie może się pojawić obawa o skutki kolejnych zmian w funkcjonowaniu systemu Otwartych Funduszy Emerytalnych. Jednocześnie przepisy nie zabraniają pobierania emerytury i pracy na umowy cywilno-prawne.

Po drugie, pozostaje niewiadomą, jak zachowają się obywatele Ukrainy, którzy ostatnio w liczbie ok. 1,2 mln przybyli do pracy w naszym kraju, gdyż od maja 2017 r. dostali możliwość wyjazdu na 90 dni na Zachód. Pojawia się pytanie, ilu z nich zdecyduje się wyjechać i tam pozostać, by podjąć pracę na czarno (bo zgody na stałą pracę nie otrzymają), za cenę większych dochodów. Jeżeli będzie ich wielu, możemy zacząć odczuwać brak rąk do pracy.

To wszystko może pod koniec tego roku powodować pewne napięcia na rynku pracy i może być wyzwaniem dla naszej gospodarki. Ale trzeba też pamiętać, że w Polsce mamy ciągle grubo ponad milion osób bezrobotnych. Rosnące płace mogą je skłonić do wejścia na rynek pracy. Już teraz obserwujemy wzrost zatrudnienia i wzrost aktywności zawodowej w każdej grupie wiekowej.

System bankowy

System bankowy w Polsce w porównaniu z państwami strefy euro jest niewielki. W Polsce aktywa sektora bankowego wynoszą ok. 89 proc. PKB, podczas gdy w strefie euro 300 proc. PKB. Depozyty stanowią 56 proc. PKB, w strefie euro zaś 141 proc. PKB. Kredyty z kolei to zaledwie 60 proc. PKB, podczas gdy w strefie euro aż 147 proc. PKB.

Jednocześnie system bankowy jest bezpieczny, dobrze skapitalizowany i zyskowny. Wynik odsetkowy banków w pierwszym półroczu 2017 r. wzrósł o 11,1 proc., osiągając wartość 20,54 mld zł, a wynik z tytułu opłat i prowizji – o 9 proc., osiągając wartość 6,84 mld zł.

Jeśli chodzi o rentowność (ROE) banków w Polsce, spadnie ona do poziomów typowych dla innych państw w Europie. Była ona bowiem bardzo wysoka, wynosiła nawet 22 proc. w 2007 czy 12 proc. w 2014 r. Myślę, że osiągnie ona poziom 6–7 proc., typowy dla tego sektora w innych krajach.

W sektorze bankowym w Polsce jest nadpłynność, więc niestety, w maju 2017 r., po raz pierwszy od wielu lat, banki działające obniżyły oprocentowanie nowych depozytów złotowych do 1,4 proc., czyli poniżej stopy referencyjnej NBP. Jeżeli uwzględnimy jeszcze podatek od dochodów kapitałowych (tzw. podatek Belki w wysokości 19 proc.), to daje oprocentowanie w wysokości 1,134 proc. Lokaty kwartalne i roczne są oprocentowane średnio na 1,58 proc., co po opodatkowaniu daje 1,28 proc., a więc także poniżej poziomu inflacji.

Warto dodać, że większość, ok. 58 proc., środków w bankach znajduje się na rachunkach bieżących. Tylko 2,75 proc. depozytów, łącznie nieco powyżej 20 mld zł, to te, które są dłuższe niż dwa lata. W rezultacie w maju 2017 r. doszło do znaczącego odpływu depozytów z banków. Depozyty złotowe zmniejszyły się o 5,1 mld zł, do poziomu 663,9 mld zł, co przełożyło się na spadek łącznej wartości krajowych aktywów finansowych gospodarstw domowych w Polsce w tym miesiącu, pierwszy raz od lipca 2012 r. A więc banki, w większości ciągle należące do kapitału zagranicznego, nie zachęcają Polaków do oszczędzania i do budowy, poprzez system finansowy, kapitału, który będzie nam potrzebny do finansowania inwestycji, gdy zakończy się perspektywa unijna 2013–2020. Nie ma pewności, jak będzie wyglądała następna, po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii oraz zapowiedziach powstania osobnego budżetu strefy euro.

W takiej sytuacji część oszczędzających może przenieść swoje pieniądze do szarej strefy bankowej, co jest bardziej ryzykowne i niebezpieczne dla stabilności systemu finansowego w Polsce. Te zjawiska powinna uważnie monitorować Komisja Nadzoru Finansowego.

Sądzę, że w najbliższym czasie ujawnią się dalsze procesy konsolidacji i repolonizacji banków działających w naszym kraju. Nie należy tego robić szybko, raczej czekać na dobre okazje, aby odkupić wystawione na sprzedaż banki, ale tylko wtedy, kiedy ich wartość rynkowa spadnie znacząco.

Wejście do strefy euro

Po wyborze Emmanuela Macrona na prezydenta Republiki Francuskiej na nowo pojawiły się pytania o rozwój strefy euro i wstąpienie do niej Polski.

Uważam, że nie ma powodów, aby w obecnej sytuacji nasz kraj spieszył się z przyjmowaniem euro. Posiadanie własnej waluty o płynnym kursie i prowadzenie autonomicznej polityki pieniężnej jest wielkim atutem w czasach, gdy skutki ostatniego kryzysu finansowego nie zostały jeszcze przezwyciężone. Poza tym trudno przewidzieć, kiedy i jak Europejski Bank Centralny zamierza wychodzić z programu luzowania ilościowego (QE) w strefie euro. To może mieć istotny wpływ na kształtowanie się kursu euro w stosunku do innych walut.

Większość argumentów zwolenników euro ma charakter polityczny, ponieważ euro jest projektem politycznym. Jako ekonomista nie widzę korzyści z szybkiego przyjęcia wspólnej waluty. Argumenty dotyczące oprocentowania kredytów czy ryzyka kursowego mnie nie przekonują. Moim zdaniem polskie firmy, polscy eksporterzy świetnie sobie radzą w obecnej sytuacji. Są konkurencyjni w Europie. Przyjęcie euro na pewno może mieć znaczenie dla działających w Polsce międzynarodowych korporacji.

Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zakłada, że w 2020 mamy osiągnąć 80 proc. średniego unijnego dochodu, a w 2030 r. – średni unijny dochód. Obecnie przeciętna płaca w Polsce stanowi 26 proc. przeciętnej płacy w Wielkiej Brytanii, 32 proc. w Niemczech oraz 41 proc. w Hiszpanii.

Gdyby tak się stało, to w 2030 r., kiedy Polacy staną się zamożniejsi przynajmniej na poziomie średniej Unii Europejskiej, możemy rozważyć przyjęcie wspólnej waluty. Ponadto strefa euro powinna do tego czasu pokonać wszystkie wewnętrzne trudności i wyeliminować strukturalne nierównowagi. O ile będzie ona jeszcze istniała w obecnym kształcie. Nie spełnia bowiem warunków optymalnego obszaru walutowego, jakie sformułował w swojej teorii prof. Robert Mundell, laureat Nagrody Nobla z ekonomii.

Publikacje „Polskiego Kompasu – rocznika instytucji finansowych i spółek akcyjnych” od trzech lat spotkają się z ogromnym uznaniem i zainteresowaniem w środowisku finansowym i biznesowym. Pełne wydanie edycji Polskiego Kompasu 2017 w formacie PDF dostępne jest na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne

Powiązane tematy

Komentarze