Co rozwiąże problemy służby zdrowia? ANALIZA
Likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia, co postuluje w nowym programie Prawo i Sprawiedliwość, jest złym pomysłem - twierdzą zgodnie eksperci. Zamiast tego należy zreformować istniejący system. Aby kolejki były krótsze i więcej pacjentów było efektywnie leczonych, niestety trzeba wprowadzić dodatkowe opłaty. Politycy powinni realnie spojrzeć na problem zamiast mamić nas wizją bezpłatnej, dostępnej od ręki dla wszystkich opieki. To nierealne.
Premier ma odnieść się do zaproponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego na 3 marca debaty na temat służby zdrowia. Receptą PiS-u jest likwidacja NFZ, którego obowiązki przejąłby resort zdrowia. Byłby odpowiedzialny za przygotowywanie planu finansowania świadczeń - łącznie z planem podziału naszych pieniędzy na poszczególne województwa.
Eksperci przepytani przez Money.pl, choć mają różne wizje poprawy sytuacji, zgodni są co do tego, że likwidacja Funduszu byłaby zbyt czasochłonna i nie przyniosłaby oczekiwanych korzyści.
- "Jeśli politycy skupią się na tak spektakularnym przedsięwzięciu, jak likwidacja NFZ, to zabraknie energii na drobniejsze, bardziej efektywne działania" - twierdzi Adam Kozierkiewicz, specjalista od spraw związanych z finansowaniem służby zdrowia Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jak podkreśla, kolejny proces legislacyjny, batalia o kształt nowej ustawy, proces zwolnień pracowników funduszu i rekrutacja do nowego organu to strata czasu.
- "Nie po to przez piętnaście lat był budowany system oparty na ubezpieczeniach, żeby go teraz likwidować. Zaletą tego systemu jest możliwość jego rozbudowy o inne schematy płatności, dodatkowe ubezpieczenia. Istnieją narzędzia, żeby ten system doskonalić" - tłumaczy Robert Mołdach, ekspert organizacji Pracodawcy RP.
Jednym z elementów zmian istniejącego systemu powinno być współpłacenie za niektóre "usługi" medyczne. Choć ta koncepcja jest kontrowersyjna, dla polityków trudna do przeprowadzenia, bo nikomu nie przysporzy sympatyków, to jednak niezbędna.
- Pierwsze od czego trzeba wyjść, to zbilansowanie świadczeń gwarantowanych. Nie jest to proste, ale do tego trzeba dążyć. Potrzeba zlikwidować limitowanie świadczeń, ale do tego potrzebne są pieniądze. Z drugiej strony brak limitowania budzi pokusę, żeby nadużywać świadczeń, zarówno ze strony pacjentów, którzy chcą mieć dostęp do wszystkiego, ale także jeśli chodzi o świadczeniodawców. Trzeba tu wykształcić narzędzia hamujące - twierdzi Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Według niego, aby zlikwidować kolejki, należy wprowadzić opłaty za podstawowe i najtańsze usługi. Przede wszystkim chodzi o leczenie ambulatoryjne: konsultacje, profilaktyka, niezbędne lekarstwa i środki opatrunkowe przepisane przez lekarza, badania laboratoryjne, szczepienia oraz wizyty domowe. - Nikt nic lepszego nie wymyślił. Opieka ambulatoryjna mogłaby być odpłatna mniej więcej od czterdziestu do pięćdziesięciu złotych - wylicza Bukiel. - "Raz na jakiś czas to nie jest wielki wydatek, a nie jest to tak drogie jak chemioterapia, która kosztuje nawet do dwustu tysięcy złotych".
Mołdach natomiast podkreśla, że niemożliwym jest finansowanie wszystkich procedur i technologii medycznych przez państwo. - To jest przecież studnia bez dna. Jako państwo powinniśmy powiedzieć, że leczymy pacjentów wszystkimi metodami, lecz zakres tych metod powinien być opisany. Nie można politycznie czarować, że wszystko się pacjentowi należy.
Ekspert zaznacza, że najkorzystniejszym rozwiązaniem dla pacjenta byłaby przejrzystość systemu, której według niego teraz brakuje. - Pacjent musi wiedzieć, co mu się należy i że to dostanie. Żeby wiedział, iż będzie leczony i to dobrymi metodami. System powinien tak funkcjonować, by leczyć wszystkich pacjentów we właściwym czasie, a nie o to, żeby obiecywać każdemu wszystko, co niemożliwe - kończy Mołdach.
Z danych NFZ wynika jasno, że na leczenie z roku na rok wydajemy coraz więcej. W tym roku do systemu trafi o ponad 8 mld złotych więcej niż cztery lata temu. Niestety efekty tego wzrostu nakładów są mało widoczne. Kolejki do specjalistów wcale nie topnieją.
*plan wydatków
Źródło: NFZ
- Bardzo wiele usług jest w Polsce wykonywanych niepotrzebnie. Przykładem jest tendencja pacjentów do sprawdzania, czy lekarz się nie myli. Po otrzymaniu diagnozy i leków od jednego lekarza, pacjent idzie do kolejnego, żeby je porównać - narzeka Kozierkiewicz. Wskazuje się tu też wizyty, które mają czysto biurokratyczny charakter, jak w przypadku pacjentów cierpiących na przewlekłe choroby, którzy by otrzymać tę samą receptę muszą regularnie odwiedzać lekarza. - Trzeba to robić, bo taki jest wymóg prawny. Nawet wtedy, gdy w ich chorobie nic się nie zmienia i nie ma takiej potrzeby, żeby lekarz ich oglądał - dodaje Kozierkiewicz.
Kolejną sprawą jest brak kontroli wykorzystywanych środków. Specjaliści wskazują, że wiele szpitali naciąga system na zbędne hospitalizacje, byle tylko więcej zarobić. - "Szpitalom bardziej opłaca się przyjąć pacjenta, potrzymać go kilka dni i skasować za niego kilka tysięcy złotych, zamiast szybko wykonać jedno badanie warte pięćset złotych, które z punktu medycznego miałoby taką samą wartość dla pacjenta" - tłumaczy Kozerkiewicz.
Wszyscy eksperci są zgodni co do kwestii zwiększenia roli lekarzy rodzinnych. - Leczenie musi skupić się na zapobieganiu i profilaktyce zdrowotnej oraz przeniesieniu leczenia szpitalnego do leczenia na wcześniejszym etapie - wyjaśnia Mołdach. Według niego trzeba poszerzyć kompetencje lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej oraz w lepszy sposób wykorzystać pielęgniarki. - Te dziewczyny są kapitalnie wyedukowane i to jest potencjał, który mamy.
Wtóruje mu Bukiel: "Lekarz podstawowej opieki zdrowotnej nie może zrobić pewnego badania tylko musi kierować pacjenta do specjalisty. Mamy więc jedną poradę więcej niż potrzeba. Nie może także wypisać leków na niektóre choroby i za te wizyty u specjalisty też trzeba dodatkowo płacić z funduszu."
Nie ma jednak już zgody, co do roli dodatkowych, prywatnych ubezpieczeń, które uzupełniałyby procedury finansowane przez NFZ.
- Bardzo wrażliwą kwestią są koszty administracyjne tych ubezpieczeń. Ze stu procent zebranej składki na reparację danej szkody lub usługi wypłacane jest od czterdziestu do pięćdziesięciu procent. Aż do sześćdziesięciu procent zużywane jest przez ubezpieczycieli - podlicza Kozierkiewicz. - Obecnie pacjenci wydają trzydzieści miliardów złotych na dodatkowe opłaty. Jeżeli przepuścić te pieniądze przez ubezpieczenia, to na rynek świadczeniodawców dotrze już tylko 15 miliardów złotych - dodaje.
Wzrost liczby osób korzystających z prywatnych polis zdrowotnych
liczba osób korzystających z prywatnych ubezpieczeń | Suma pieniędzy wydanych na składki prywatnych ubezpieczeń | |
---|---|---|
2011 | 729 tys. osób | 292 mln złotych |
2012 | 753 tys. osób | 363 mln złotych |
Źródło: Polska Izba Ubezpieczeń
Według danych Polskiej Izby Ubezpieczeń w 2011 roku w ten sposób ubezpieczonych było 729 tysięcy osób. Na składki do prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego wydali wtedy 292 mln złotych. W 2012 roku liczba ubezpieczonych w ten sposób wzrosła do 753 tysięcy, a suma składek do 363 mln złotych.
Jak wynika z najnowszego raportu firmy badawczej PMR "Rynek prywatnej opieki zdrowotnej w Polsce 2013. Prognozy rozwoju na lata 2013-2015", w 2012 r. wartość rynku wyniosła 33,8 mld zł, czyli mniej niż w roku 2011. Głównym powodem było zmniejszenie wydatków pacjentów na leki. Według oceny PMR w dłuższej perspektywie czasu, bez kompleksowej reformy systemu ochrony zdrowia, rozwój zarówno dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych jak i abonamentów medycznych, nie będzie możliwy.
Średnio rocznie rynek będzie się rozwijał w tempie około pięciu procent w latach 2013-2015. Prognozy PMR pokazują, że dynamika wzrostu będzie zbliżona w każdym z lat, a w związku ze stopniową poprawą ogólnej sytuacji ekonomicznej, kiedy wartość rynku przekroczy 39 mld zł, najwyższa będzie w 2015 r.
- Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, z racji niskiej bazy, będą rozwijać się najszybciej w latach 2013-2015. Abonamenty będą drugim najszybciej rozwijającym się segmentem - prognozuje Agnieszka Skonieczna, starszy analityk rynku farmaceutycznego i ochrony zdrowia PMR, autorka raportu.
Jan Bluz, Money.pl