TYLKO U NAS
Energetyka „na oparach” to rachunek za zieloną rewolucję
W Polsce już za sześć lat to odnawialne źródła mają dostarczyć ponad połowę potrzebnej nam energii. Obecnie to około jedna trzecia, a i tak mamy problemy z bilansem mocy
Operator krajowego systemu energetycznego „postawił na nogi” wszystkie tradycyjne elektrownie i jeszcze sięgnął po rezerwę. Powód – źródła odnawialne pracują na minimalnych obrotach. I tak będzie zawsze, gdy nie wieje i nie świeci. Chciałoby się rzec – „sorry, taki mamy klimat”, jak była minister Elżbieta Bieńkowska tłumacząc, dlaczego pociągi nie kursowały w czasie śnieżycy. Tyle tylko, że czym innym jest opóźnienie na kolei, a czym innym groźba, że w kraju zabraknie nam prądu.
»» O sytuacji nadzwyczajnej w systemie energetycznym wieczorem 6 listopada czytaj tutaj:
Brakuje prądu! Na razie bez wpływu dla zwykłych odbiorców
Flauta z prądem
Obecna sytuacja i działanie PSE nie jest ani niczym nowym ani nikogo – tym bardziej w ministerstwie fachowców odpowiedzialnym za energetykę – nie powinna dziwić. Skoro do sieci trafia mało (lub za mało) energii odnawialnej, to naturalnym jest, że trzeba bazować na tradycyjnych elektrowniach, które nie zależą od siły wiatru i słońca. Szczególnie o tej porze roku, gdy mamy do czynienia w naszym kraju i nie tylko ze zjawiskiem tzw. flauty.
Jednak biorąc pod uwagę rządowe plany i pomysły na dalszy dynamiczny rozwój źródeł odnawialnych, powstaje wrażenie, że nie wszyscy decydenci rozumieją, że z jednej strony flauta się powtarza, a więc i problem niepracujących farm wiatrowych i słonecznych także, a z drugiej że to olbrzymie zagrożenie. Za to plany są naprawdę ambitne, trochę jakby na przekór przyrodzie i prawom fizyki.
W Polsce już za sześć lat to odnawialne źródła mają dostarczyć ponad połowę potrzebnej nam energii. Obecnie to około jedna trzecia, a i tak mamy problemy z bilansem mocy. Bo gdy są słoneczne i ciepłe dni, to PSE ogranicza działanie fotowoltaiki i nakazuje, by te farmy ograniczyły produkcję. Fachowe określenie to „nierynkowa dyspozycja” źródeł mocy, za którą właściciele farm PV otrzymują rekompensatę finansową. Ale i tak wieczorami muszą szybko „wchodzić do gry” elektrownie węglowe i gazowe, bo wraz z zachodem słońca kraj potrzebuje więcej prądu, a produkcja energii z ogniw fotowoltaicznych maleje. Tak samo jest teraz – to one - węglowe źródła energii zapewniają nam stabilną energię, a że ambicje w imię ratowania klimatu powodują, że z roku na rok jest jej coraz mniej, to trzeba sięgać po rezerwy. I choć ta prawda dla eko-aktywistów i eko-ministrów może być nie do przyjęcia, to po prostu nie ma innego wyjścia. Zwłaszcza że i nadziei na tani import nie mamy, bo też nie wieje w Niemczech. I nawet tam – choć Energiwende jest absolutnie najwyższym celem – trzeba było uruchomić więcej źródeł gazowych.
„Polacy nic się nie stało”
Gdy ministerstwo po wodzą Pauliny Hennig-Kloski wpisało do Krajowego Planu dla Energii i Klimatu kolejne, liczne inwestycje w odnawialne źródła, to też oczywiste, iż nadal zakłada przyśpieszenie zamykania elektrowni węglowych. Tym bardziej, że tego też oczekuje Bruksela w imię Europejskiego Zielonego Ładu. Nasuwa się więc zasadnicze pytanie, czy i kto przeanalizował skutki przestawienia energetyki na OZE w ekspresowym tempie – do 2030 roku i jak to odbije się na bezpieczeństwie energetycznym, skoro już teraz mamy problemy w bezwietrzne dni. I czy, gdy trzeba będzie wyłączać przemysł, to usłyszymy od Pani minister: „Polacy nic się nie stało”. Czy może znów w wywiadzie telewizyjnym powie, że właściwie to dobre dla klimatu. (Tak jak niedawno skomentowała spadek sprzedaży odzieży i butów.)
Płacimy za zieloną rewolucję
Ale gdy nawet uda się opanować system w kolejnych latach, to i tak pytań jest więcej. Choćby o to, ile nas wszystkich ta zielona rewolucja zwana transformacją będzie kosztować. W czasie flauty – ceny energii na giełdzie idą ostro w górę, tak samo było też latem. Nie można także zapominać o kosztownych, liczonych w nawet w setkach miliardów złotych nakładach na zielone inwestycje w energetyce. W końcu każdy inwestor ma gwarancję odbioru energii po określonej cenie (albo wypłaty rekompensaty, gdy następuje redukcja mocy).
Biorąc to wszystko pod uwagę, należałoby oczekiwać, że społeczeństwo - oprócz uspokajających komunikatów prasowych ministerstwa i Krajowego Planu, o istnieniu którego mało co wie, otrzyma konkretne, rzetelne informacje o zagrożeniu dla systemu energetycznego i prawdziwe wyliczenia wydatków związanych z przejściem na tak promowane odnawialne źródła.
Obawiam się jednak, że te oczekiwania nie zostaną nigdy spełnione, bo prawda o kosztach i skutkach mogłaby okazać się politycznie nie do zniesienia.
Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje.
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Polski kadłub dla amerykańskiego myśliwca. „Znaczący sukces”
Skupują muchomory czerwone?! Płacą po 60 zł/kg
»» Daniel Obajtek o tym, czy Orlen zostanie sprywatyzowany - oglądaj na antenie telewizji wPolsce24