Informacje

KRAB - zdjęcie ilustracyjne  / autor: PAP/PGZ
KRAB - zdjęcie ilustracyjne / autor: PAP/PGZ

INWAZJA NA UKRAINĘ

Ta broń zasłynęła na Ukrainie! Kraby i Pioruny na topie

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 25 lutego 2023, 10:57

  • Powiększ tekst

Wojna na Ukrainie – największy konflikt zbrojny w Europie od zakończenia II wojny światowej, stała się poligonem dla wielu rodzajów uzbrojenia. Himarsy czy Bayraktary nigdy wcześniej nie były wykorzystane na taką skalę, w takich warunkach – mówi analityk wojskowości Mariusz Cielma.

„Większość uzbrojenia, które jest wykorzystywane na wojnie w Ukrainie, to +stara+ broń, która jednak nigdy wcześniej nie była stosowana na taką skalę. Dla takiej broni jak bezzałogowce Bayraktar czy systemy Himars jest to debiut w warunkach szerokiego konfliktu zbrojnego. To samo dotyczy czołgów Leopard 2, które mają pojawić się na froncie” – mówi PAP Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

„Wyrzutnie Himars były wykorzystywane sporadycznie, np. do pojedynczych ataków w Afganistanie. To jednak były zupełnie inne warunki. Armia amerykańska walczyła w środowisku, w którym w zasadzie w pełni kontrolowała teren, czy przestrzeń powietrzną. Przeciwnikiem były nieregularne siły. Na Ukrainie jest działanie poza strefą komfortu, wobec przeciwnika, który jest systemowo zorganizowany, ma narzędzia do pełnoskalowego prowadzenia działań, środki do zakłócania, walki elektronicznej, itd. Dla Himarsów, czy nawet pocisków Brimstone czy Javelin ta wojna jest poligonem, bo nawet jeśli ten sprzęt był wcześniej stosowany, to nie w takich warunkach” – wyjaśnia analityk.

„To samo dotyczy czołgów Leopard, w tym dwójki. Turcy kilka lat temu wykorzystali małą grupę takich pojazdów, próbując wjechać nimi do Syrii, co zresztą skończyło się kiepsko - jednak nie z winy czołgów. Formalnie to był debiut bojowy, ale myślę, że dużo ciekawszy będzie ten debiut, który jest przed nami. Leopardy 2 pojawią się na froncie takiej wojny, jakiej nie było w Europie od 1945 r. To samo zresztą można powiedzieć i o starszej wersji tych czołgów, która ma trafić do Ukraińców” – dodaje rozmówca PAP.

„Jest również wart odnotowania polski wątek. Na dużą skale jako system współpracujący ze środkami dowodzenia i bezzałogowcami pokazały się armatohaubice Krab. Pozytywne przekazy z frontu stały się impulsem do zamówień eksportowych na przeciwlotnicze Pioruny. Dosyć licznie stosowany jest w ukraińskiej armii i najnowszy polski karabinek Grot” – zaznacza.

Analityk przypomina „fenomen Bayraktara”, tureckiego bezzałogowca, z początkowego etapu wojny. „Bezwzględnie stał się on symbolem ukraińskich sukcesów i to do tego stopnia, że doszło to do poziomu społecznego – powstały piosenki, ktoś nawet podobno nadał takie imię dziecku. I znowu, Bayraktar miał trochę doświadczeń bojowych – nad Libią, w konflikcie pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią, w Syrii, ale były one skromne wobec tej roli, którą wypełnił na Ukrainie. Miał bardzo dobre tygodnie, zwłaszcza na początku inwazji, kiedy Rosjanie byli rozciągnięci w kolumnach, nieprzygotowani, nie mieli zorganizowanej naziemnej obrony powietrznej, panował chaos” – wyjaśnia Cielma. Teraz, jak dodaje, linia frontu jest inna i Bayraktar, który musi lecieć wysoko, nie jest już tak skuteczny, ale „w określonych warunkach ta maszyna miała i swój sukces”.

„Z drugiej strony jakimś symbolem, tylko dla drugiej strony, stały się irańskie Shahedy – amunicja krążąca zwana też dronami kamikadze. Ma złą sławę, bo był używany masowo do ataków na obiekty cywilne” – mówi Cielma.

Rozmówca PAP zaznacza, że „znaczenie dronów w czasie tej wojny jest ogromne i w tym sensie to także jest poligon, bo używane jest wszystko, drony cywilne i wojskowe”.

„Drony mają ogromne znaczenie dla kontroli pola walki, a ich rola rośnie. Bezzałogowce są elementem budowy przewagi informacyjnej nad przeciwnikiem. Gdy nie ma swoich satelitów, a samoloty rozpoznawcze nie mogą operować, to każdy sensor, choćby mała kamerka, buduje świadomość walczących na ziemi żołnierzy. Jeśli wiemy o przeciwniku, jesteśmy w stanie to skutecznie wykorzystać np. do uderzenia Himarsami czy artylerią, to w ten sposób buduje się nie tylko kontrolę, ale i przewagę na polu walki” – zaznacza ekspert.

Na Zachodzie, wyjaśnia, od dawna rozwijane są wojskowe systemy sieciocentryczne, czyli takie, które integrują różne źródła informacji i umożliwiają wymianę danych w czasie realnym nawet z poziomu pojedynczego żołnierza. „Tutaj mamy do czynienia z dwoma armiami, które jednak trudno nazwać nowoczesnymi. Strona ukraińska lepiej sobie z tym radzi, odeszła od scentralizowanego łańcucha, wykazuje innowacyjność i pokazuje, że można mieć stare działo, ale można go używać z tabletem w ręku i dzięki temu zwiększać skuteczność swoich działań” – mówi Cielma.

Podkreśla, że kluczowe znaczenie miało przekazanie Ukraińcom Starlinków, dostarczonych przez SpaceX Elona Muska. „To oczywiście był znany produkt, ale w warunkach tej wojny miał ogromne znaczenie – zapewnił skuteczną łączność armii, która wydawała się być na straconej pozycji. Starlink umożliwił stworzenie namiastki takiego wojskowego internetu” – wyjaśnia ekspert.

„Trzeba pamiętać, że na Ukrainę trafiło wiele +starego+ sprzętu, tego, co było dostępne w magazynach. Jeśli chodzi o rzeczy bardziej nowoczesne, to na pewno warto wspomnieć o amerykańskiej haubicy M777. To lekki środek walki, która waży prawie o połowe mniej niż jej rosyjskie odpowiedniki, nieco ponad 4 tony. Chodziło o to, żeby można ja było holować przez nawet i mniejsze pojazdy jak Humvee czy transportować pod śmigłowcami. To jest koń roboczy ukraińskiej artylerii, który stał się symbolem zachodnich dostaw” – mówi Cielma.

„Po stronie rosyjskiej mamy raczej do czynienia z ewolucją, czyli widzimy stare systemy w nowszych wersjach czy z jakimiś modyfikacjami, np. przeciwlotniczy Buk w wersji M3, a nie M1, nowe wieże na wozach bojowych piechoty. Władze wojskowe chwaliły się, że wykorzystały na Ukrainie najnowszy samolot bojowy Su-57, pojawiały się też informacje o pojawieniu się w pobliżu frontu czołgu Armata. Te doniesienia traktowałbym jednak ostrożnie, a skala użycia i efekty są trudne do zweryfikowania. Niewykluczone, że to było czysto zagranie wizerunkowe. Su-57 nie wyślą nad Ukrainę, bo jego strata byłaby ogromną wpadką, a czołg Armata jest ciągle na etapie wdrażania i cierpi na +choroby wieku dziecięcego+, w ogóle występuje w bardzo małej liczbie” – ocenia Cielma.

Na pewno Rosjanie wykorzystali wojnę do przetestowania po raz pierwszy na dużą skalę swoich pocisków manewrujących Kalibr i balistycznych Iskanderów (którymi również masowo ostrzeliwują ukraińskie zaplecze, w tym infrastrukturę cywilną). „Miało też być kilka zastosowań bojowych pocisku hipersonicznego Kindżał” – dodaje Cielma.

Zwraca uwagę na zastosowanie na szeroką skalę artyleryjskiej amunicji precyzyjnej. Po stronie zachodniej są to korygowane przez GPS pociski Excalibur kal. 155 mm. Rosjanie używają z kolei pocisków Krasnopol kal. 152 mm, które są naprowadzane na odbitą wiązkę lasera.

„Po stronie rosyjskiej można jeszcze wspomnieć o amunicji krążącej Lancet. Na śmigłowcach wykorzystywane są pociski kierowane, oznaczone jako Izdielije-305. Nie jest to nic przełomowego, ale szukając nowości faktycznie jest to nowy pocisk” – mówi Cielma.

Czytaj też: Media: Rosja podwoiła liczebność swojej armii

PAP/kp

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych