Oczekiwania kontra rzeczywistość. Czyli z czym musi mierzyć się euro?
Euro, jako środek płatniczy obowiązujący na terenie Unii Europejskiej, miał piękne założenia. Przede wszystkim miał spajać państwa wchodzące w skład UE. Wspólną walutę wprowadzono 1 stycznia 2002 roku, a głównym celem miała być łatwość wymiany handlowej pomiędzy państwami członkowskimi. Tym samym miała zostać zlikwidowana jedna z dominujących barier handlowych, czyli ryzyko walutowe.
Kierunek i skala wahań kursu walut jest bez znaczenia, kiedy wszyscy płacą euro i to kurs euro jest tutaj kluczowy. Szybko jednak okazało się, że unia walutowa krajów bogatych i tzw. krajów peryferyjnych południa nie wszystkim przynosi tylko i wyłącznie profity.
Skąd wziął się kryzys euro?
Rozrzutność i dużo większe możliwości zadłużania się, spowodowały, że rentowność obligacji krajów takich, jak Włochy, Portugalia czy Hiszpania mocno wzrosła. Początkowo, wraz z wprowadzeniem wspólnej europejskiej waluty kraje południa wyraźnie zyskały. Wzrosły płace i indeksy giełdowe, drożały nieruchomości. Szybko jednak, bo wraz z kryzysem w 2008 roku doszło do weryfikacji. Tzw. peryferyjne kraje popadły w olbrzymie kłopoty z długiem publicznym i tak naprawdę nie wyszły z nich do dzisiaj. W efekcie pociągnęły za sobą bogate kraje, co skutkowało osłabieniem wspólnej waluty.
Strefa euro i jej biurokratyczna machina popełnia błędy. Początek pierwszej dekady XXI wieku to ekspansywna polityka monetarna, która de facto sztucznie obniżyła stopy procentowe i doprowadziła do pokusy inwestowania w tym otoczeniu bez pokrycia choćby w oszczędnościach. Kraje południa zadłużały się na potęgę, co przyniosło stworzenie bańki na rynku nieruchomości, ale też boom konsumpcji. Upadek Lehman Brothers sprawił, że bańka zaczęła pękać, a poważnie wzrosły długi publiczne państw strefy euro.
Zjawisko wspólnego pastwiska
Tutaj uwidocznił się problem, z którym strefa euro walczy tak naprawdę do dzisiaj. Już przed kryzysem rządy krajów południa stymulowały wydatki socjalne. Dlaczego? Bo niejako właśnie posiadanie wspólnej waluty definiowało ewentualną pomoc w przypadku problemów. Uczestnicy unii walutowej oczekiwali powszechnie, że przecież projekt euro nie może upaść i koniec końców otrzymają pomoc. Rządy Grecji, Włoch, czy Hiszpanii wstępując pod szyld wspólnej waluty otrzymały w pakiecie znacznie niższe stopy procentowe sygnowane przez EBC.
Efekt? Tzw. zjawisko wspólnego pastwiska. Rządy mogą używać jednego centralnego systemu bankowego do finansowania swojego deficytu publicznego. Doprowadza to do redystrybucji środków od bogatszych krajów do tych biedniejszych. Temat ten nie jest nowy dla euro i nawet unijna biurokratyczna machina próbowała go okiełznać w postaci paktu stabilności i wzrostu, który miał trzymać w ryzach deficyt w relacji do PKB na poziomie 3%. Nie trzeba nikomu mówić, że było to wielkie niepowodzenie i nikt nigdy z tytułu przekroczenia tego poziomu nie dostąpił „zaszczytu” kary.
Kurs euro w pandemii
Na niekorzyść wspólnej waluty przemawia również pandemia, która spowodowała, że EBC w celu ratowania gospodarki strefy euro „zadłużał” się na potęgę i do tego obniżył stopy procentowe poniżej poziomu 0. Warto tutaj zwrócić uwagę, że dodruk pieniądza przez Europejski Bank Centralny spowodował, że bilans tej instytucji urósł do poziomu większego niż w przypadku Fed, czyli amerykańskiego odpowiednika (mierzony w relacji do GDP, czyli Produktu Krajowego Brutto). Rozdawnictwo środków spowodowało olbrzymi skok inflacji i w efekcie konieczność reakcji po stronie EBC. Bank centralny w tej sytuacji powinien reagować zacieśnieniem monetarnym. I trzeba przyznać, że działa, ale trudno ukryć, że robi to z opóźnieniem i niekoniecznie w najbardziej optymalny sposób. Wynika to właśnie z tematu, który poruszyliśmy powyżej, a mianowicie olbrzymich deficytów budżetowych (przede wszystkim krajów południa). Wzrost stóp procentowych to spory kłopot, bo rosną koszty obsługi.
Polityka monetarna to niejako fundament dla kształtowania się kursu waluty, w tym przypadku kursu euro https://internetowykantor.pl/kurs-euro/. Przy długotrwałej niechęci do zacieśniania monetarnego przez EBC nie dziwi fakt, że doszło do historycznej chwili na notowaniach wspólnej waluty w relacji do dolara amerykańskiego. Na notowaniach popularnego „edka” zobaczyliśmy parytet, czyli sytuację, gdzie obie waluty ważą tyle samo.
I mimo że w Polsce nie przyjęliśmy wspólnej waluty, kurs euro jest dla nas bardzo istotny. Podobnie jak umacnianie się waluty amerykańskiej w stosunku do euro, co bezpośrednio przekłada się na słabnącą wartość złotego.
Jak euro odnajduje się wojennej rzeczywistości?
Kłopoty euro znacznie uwypukliła sytuacja na Ukrainie i bezprecedensowy atak rosyjskiego agresora na jej terytorium. Wojna, która trwa wciąż trwa, spowodowała szereg sankcji wobec Rosji. Niestety dla Europy równocześnie sprawiła, że uzależnienie od Moskwy teraz daje się we znaki. Mowa szczególnie o naszych zachodnich sąsiadach, u których brak gazu, czy ropy naftowej spędza sen z powiek. Dla euro to niekorzystna informacja, bo braki prądu czy innych surowców już prowadzą do wstrzymania produkcji, co w zimowym okresie może się jeszcze pogorszyć. Szczególnie wspólna waluta wygląda blado w zderzeniu z dolarem amerykańskim, gdzie tamtejsza gospodarka jest znacznie bardziej odporniejsza na tego typu wstrząsy.
Czy strefa euro przetrwa?
Euro miało aspirację, by z czasem wyprzeć dolara amerykańskiego, jako walutę najważniejszą na świecie. EUR miała być walutą save haven razem z jenem japońskim czy frankiem szwajcarskim. Szybko jednak doszło do weryfikacji tych planów. Czas kryzysu w postaci pandemii czy wojny na Ukrainie jeszcze bardziej uwidocznił problemy zarówno euro, jak i całej Unii Europejskiej. Można powiedzieć, że na tym etapie wspólna waluta zrobiła dwa kroki w tył do bycia światowym liderem. Złożoność krajów, które są członkami strefy euro, powoduje, że być może nigdy EUR nie przeskoczy pewnego poziomu. Tym bardziej jeśli faktycznie na świecie dojdzie do recesji, która ma być lekarstwem na wysoką inflację. Wówczas znów mogą zacząć się problemy krajów południa, a głosy o rozpadzie strefy euro staną się częstsze, na pole position do opuszczenia wspólnego grona Włochy.