Informacje

Dyrektywa o delegowaniu pracowników zwiększy koszty polskich firm

Szymon Szadkowski

  • Opublikowano: 8 listopada 2016, 08:41

  • Powiększ tekst

Już niedługo firmy usługowe z tzw. Nowej Unii stracą konkurencyjność na wewnętrznym rynku. Nowy kształt dyrektywy o delegowaniu pracowników zwiększy koszty polskich przedsiębiorstw świadczących usługi w takich krajach jak Niemcy czy Francja o nawet 30 proc. w stosunku do podmiotów lokalnych. Wiele naszych firm upadnie, co postawi pod znakiem zapytania nawet do kilkuset tysięcy miejsc pracy - ostrzegają uczestnicy Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy. Dotyczy to wielu branż - od inżynierii i budownictwa, przez ICT, BPO aż po transport.

Najprawdopodobniej w pierwszym kwartale 2017 roku poznamy ostateczny kształt nowych unijnych przepisów dotyczących pracowników delegowanych, czyli wykonujących zadania w innym kraju niż siedziba pracodawcy. Dotyczy to dziesiątek tysięcy firm w Europie, w których co piąty delegowany pracownik pochodzi z Polski. Projekt od początku wzbudza kontrowersje. Zdaniem uczestników Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy, który odbywa się w Krakowie, nowelizacja opiera się na sprzecznych z faktami stereotypach, narusza zapisy Traktatu i jest niesprawiedliwa dla pracowników i pracodawców z biedniejszych państw unijnych.

– Pod hasłami wyrównywania warunków pracy powstaje w Europie nowy mur pomiędzy tzw. Starą i Nową Unią. Bruksela próbuje w ten sposób odebrać argumenty francuskim i belgijskim populistom, którzy w rosnącej konkurencyjności usługodawców z Polski widzą przyczynę swoich problemów gospodarczych. A właśnie teraz Europie najbardziej potrzebna jest jedność, współdziałanie i silny, konkurencyjny rynek wewnętrzny. Proponowana przez Komisję Europejską zmiana przepisów doprowadzi do wypierania polskich firm usługowych z europejskiego rynku – mówi Stefan Schwarz, prezes i współzałożyciel Inicjatywy Mobilności Pracy.

Podobny problem będą miały Bułgaria, Czechy, Dania, Estonia, Chorwacja, Węgry, Łotwa, Litwa, Rumunia i Słowacja. Komisja Europejska po raz pierwszy w historii zignorowała tzw. żółtą kartkę złożoną przez wszystkie te kraje jako formalne ostrzeżenie dla Komisji.

  • Komisja zignorowała też wyniki badań, w tym swoich własnych, które pokazują, że w tej chwili nasi pracownicy wcale nie są tańsi i nie zabierają lokalnym specjalistom pracy – podkreśla Stefan Schwarz.

Wczoraj przedsiębiorcy, naukowcy akademiccy i przedstawiciele organizacji pozarządowych spotkali się z komisarz Marianne Thyssen, odpowiedzialną za wprowadzenie nowelizacji. Jeszcze raz przedstawiali swoje racje.

  • Polacy są pracownikami najwyższej próby. Są kompetentni i zmotywowani. A kiedy pracują na Zachodzie, zasługują na wynagrodzenie wypłacane według zachodnich reguł. Jest to kwestia uczciwości i godności. Komisja w dalszym ciągu pracuje nad usunięciem przeszkód w świadczeniu usług transgranicznych. Wciąż nawołujemy do lepszego uznawania kwalifikacji zawodowych i umiejętności. Będzie to torować drogę do dalszego świadczenia tego typu usług w przyszłości – mówiła podczas konferencji komisarz Marianne Thyssen. - Wierzę, że Kongres to dla nas okazja do dialogu, zarówno w obszarach, w których jesteśmy zgodni – takich, jak na przykład na znaczenie samej mobilności siły roboczej. Oferuje on również nam platformę do tego, by otwarcie przedyskutować kwestie, w których nasze poglądy różnią – dodała.

Nowe przepisy nałożą na nasze firmy szereg obowiązków związanych m.in. z wypłacaniem wynagrodzenia, premii i dodatków takich samych jak lokalnym specjalistom, a w przypadku dłuższego pobytu za granicą - objęcia pracownika delegowanego przepisami lokalnego prawa pracy. To oznacza ogromne dodatkowe obciążenie formalnościami, kosztami administracyjnymi, prawnymi i tłumaczeń. Nie jest też korzystne dla samego pracownika, który będzie musiał zapoznawać się z przepisami prawa obcych państw, a spory rozwiązywać przed zagranicznymi sądami pracy.

  • Już w tej chwili firmy wysyłające pracowników za granicę ponoszą szereg dodatkowych kosztów związanych z ich przejazdem, zakwaterowaniem, wyżywieniem, obsługą prawną i tłumaczeniami. Z badań doktora Benio, prezentowanych na Kongresie wynika, że jest to blisko 30 proc. całkowitych kosztów usługi. Jeśli dodamy do tego niejasne regulacje wynagrodzeń i dodatkowe obciążenia związane z wypłatą lokalnych dodatków oraz całą administrację wokół tego, staniemy się znacznie drożsi od firm lokalnych. Polskie firmy stracą klientów – tłumaczy Robert Lisicki, ekspert Konfederacji Lewiatan.

Czy istnieje szansa przekonania komisarz Thyssen i pozostałych urzędników oraz instytucji unijnych do zmiany objętego kierunku?

  • Wierzymy, że jest jeszcze szansa na dialog. Temu między innymi miało służyć wczorajsze spotkanie z komisarz Thyssen. Rozumiemy argumenty Komisji i związków zawodowych. Mobilni pracownicy są szczególnie narażeni na nadużycia, z którymi z całą siłą powinny walczyć instytucje kontrolne. W momencie podejmowania działań przez Komisję Europejską nie było jednak dostępnych badań. Ich wyniki wskazują, że delegowanie pracowników na obecnych zasadach ma pozytywny wpływ na lokalne rynki i nie jest źródłem nadużyć – tłumaczy dr Marek Benio, wiceprezes i współzałożyciel Inicjatywy Mobilności Pracy.

  • Liczymy, że wraz z głosem więcej niż jednej trzeciej krajów Unii, polskich przedsiębiorców, a także skandynawskich związków branżowych oraz europejskich związków zawodowych i pracodawców (np. ETUC, BusinessEurope, CEEP i UAPME), podkreślających konieczność przeprowadzenia wyczerpujących konsultacji społecznych, uda nam się przekonać unijne instytucje do ponownego przemyślenia zaproponowanych zmian - dodaje Benio.

Nad projektem nowelizacji pracują obecnie: Komisja Europejska, Parlament Europejski i Rada UE. Głos przedsiębiorców, polityków i pracowników wciąż może mieć znaczenie. Kongres jest jednym z elementów akcji mającej na celu zwrócenie uwagi na skutki społeczne i gospodarcze, jakie niesie za sobą ten projekt.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych