Niebezpieczny precedens Korwin-Mikkego
Świat obiegła wieść, że politycy w studio zmówili się i nie wpuścili na antenę innego polityka – Janusza Korwin-Mikkego. Bo nie chcą być z kimś takim na ekranie.
Gdy bojkot kontrowersyjnych postaci ogłaszają dane media, dziennikarze czy działacze społeczni, to mieści się to jeszcze w pewnych granicach dopuszczalności (mimo, iż według mnie powinno budzić zasadniczy sprzeciw). Jednak w momencie gdy bojkot jest ogłaszany przez polityków to mamy do czynienia z niebezpiecznym precedensem.
Czy mam prawo, jako osoba prywatna, bojkotować pewne treści, które mi nie odpowiadają? Oczywiście – to co dopuszczam do swojego intelektu, swojej świadomości to już moja prywatna sprawa. Czy mam prawo jako dziennikarz lub redaktor bojkotować pewne treści i osoby – do pewnego stopnia tak, jeśli te treści łamią ustalone standardy etyczno-moralne, nawołują do nienawiści, przemocy etc. Jako społeczeństwo ustaliliśmy pewne granice i normy debaty (chce się powiedzieć – „dżentelmeńskiej debaty”) i jednostki lub grupy promujące nienawiść lub przemoc powinny być z takiej debaty eliminowane. Nie po to by cenzurować lecz po to by właśnie te grupy miały impuls do zmiany swojego przekazu i jego treści. Dla dobra tych grup.
Ale gdy przychodzi do mnie polityk i mówi: „tego i tego polityka nie wpuszczamy” – no to już wtedy mamy do czynienia z bezczelną dyktaturą słowa i jawną cenzurą.
Zwłaszcza, że nie za bardzo wiem za co właściwie Korwin-Mikkego obecni już w studio politycy chcieli bojkotować? Za to, że jest on skrajnie anty-unijny, co ubiera w mocne publicystycznie frazy? To przecież Korwin-Mikke do pięt nie dorasta w brutalności i dosadności przekazu Palikotowi, który rzuca plugawymi wulgaryzmami normalnie na antenie telewizyjnej. Za to, że powiedział o „murzynach współczesnej Europy” na forum tejże? Przecież stwierdził tylko pewien fakt, stosując charakterystyczne, polskie określenie, fakt – że nieco archaiczne. Że jest absurdalnie pro-rosyjski? Panowie z SLD biją go w tym temacie na głowę.
I tak dalej.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, by do wGospodarce.pl przyszedł polityk i powiedział: Słuchajcie, tego gościa nie pytajcie o nic, a opinii tego – nie publikujcie. Polityk taki zostałby bardzo szybko spuszczony na przysłowiowy bambus. I sam, za taką próbę, objęty bojkotem przez nas.
Nie wiem jak nisko upadła nasza klasa polityczna, zasiedziała w parlamencie i hodująca opasłe brzuszyska za nasze, podatników, pieniądze, że uważa, iż można sporą grupę obywateli po prostu olać, a wybranego przez nich reprezentanta – nie wpuścić do studia. Jest to jednak wyraźny sygnał, iż ludzie ci zapomnieli co to jest demokracja i na czym ten ustrój polega. Za to sam Korwin-Mikke uzyskał potężny argument: „Widzicie! Kneblują mnie! To jedna banda! Wybierzcie mnie, ja ich wszystkich pogonię!”, czyli efekt będzie odwrotny od tego jaki sobie zamierzyli. Politycy – nie tylko bezczelni, ale też i głupi.
I na koniec wyjaśniam: Nie bronię tu Korwin-Mikkego, nie kreślę słowami aureoli, stosunek do niego mam dokładnie taki jak do każdego polityka, czyli całkowicie ambiwalentny z silną nutą nieufności. Jednak obecności danego polityka w mediach będę bronił. Choćby nie wiadomo o kogo chodziło. Na tym polega demokracja.