Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Wilhelm Röpke - zapomniany pionier ekonomii

Kamil Kisiel

Kamil Kisiel

Studiował ekonomię na Uniwersytecie Europa-Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, publicysta m.in. prokapitalizm.pl i konserwatyzm.pl, z przekonania ordoliberał. Jego ulubionym zagadnieniem są związki pomiędzy ekonomią a etyką oraz jednostką, i jej socjologicznymi uwarunkowaniami.

  • Opublikowano: 15 stycznia 2013, 11:03

    Aktualizacja: 15 stycznia 2013, 15:28

  • 0
  • Powiększ tekst

Wilhelm Röpke był jednym z najlepiej zapowiadających się ekonomistów Europy. Uczeń i słuchacz prywatnych seminariów Ludwiga von Misesa, habilitował się jako najmłodszy niemiecki profesor już w wieku 23 lat, z badań nad cyklami koniunkturalnymi. Jego nauczyciel wymienił go jako jednego z autorów najlepszych prac na ten temat. A jednak poświęcił się socjologii i rewizji filozoficznego liberalizmu, co z czasem zbliżyło go to do pozycji, które dzisiaj opisalibyśmy jako wybitnie konserwatywne.

 

Röpke był zatem konserwatywnym neofitą i stał się nim dosyć późno. Wcześniej, przez większość życia, określał swoje idee mianem „socjologicznego liberalizmu”, jakiego używała duża część szkoły fryburskiej (także Rüstow czy Müller-Armack). W środku zainteresowania ekonomicznych, socjologicznych, historycznych czy politologicznych analiz nie była już całkowicie odseparowana nomada jak w źródłowym liberalizmie, ale jednostka, która osadzona była w społecznych zgrupowaniach – rodzinie (jednostce funkcjonalnej), cechu, zawodzie, przedsiębiorstwie, gminie, państwie, kościele, cywilizacji. Była to jednostka, która funkcjonuje w określonym porządku (ordo) i która bez danego porządku nie jest w stanie pokonać osamotnienia, znużenia, umasowienia ani nawet uratować liberalizmu przed samym sobą . Takie stanowisko, jak i konsekwentna subsydiarność mocno zbliżyło ordoliberałów, jak i samego Röpkego, do chrześcijańskiego personalizmu.

Kogo z upodobaniem cytuje w swoich socjologicznych rozprawach Röpke? Vogelina, kard. Manninga, Kirka, Chestertona, J.Św. Leona XIII, Brunninga, Ortega y Gasseta, Le Bona, Tocqueville’a. Z drugiej strony, w ekonomicznych rozprawach jest równie dużo odniesień do Hayeka, Misesa, Bastiata, Knighta czy Euckena, zatem bliskich znajomych mocno popierających wolną przedsiębiorczość, z których tylko Eucken był osobą wierzącą (Bastiat na katolicyzm nawrócił się dopiero pod koniec życia).

Dlaczego zatem Röpke, choć sam popierał demokrację (co prawda w wydaniu szwajcarskim) i wolną przedsiębiorczość, miał przejść na pozycje konserwatywne lub reakcyjne? Nie obejdzie się bez kontekstu. W 1930 Röpke skrytykował program i przepowiedział brutalność rządów NSDAP. Wobec tego Röpke został zmuszony do emigracji po dojściu nazistów do władzy w 1933 i udał się na emigrację. Rok 1933 – rok dojścia do władzy przez krytykowanych przez niego narodowych socjalistów (których nazwał „nowymi barbarzyńcami”), rok smutku, gdyż jak pisał o nim w liście Rüstow, prof. Wilhelm Röpke był wielkim patriotą, toteż emigracja była dlań podwójnie dlań bolesna.

Oczywiście Röpke patriotą nie był bezkrytycznym. Sam miał powiedzieć, że „kocha, to co niemieckie ale nienawidzi tego, co pruskie”.

Zatem gdy toczyła się wojna, Röpke pisał w szwajcarskim zaciszu o kryzysie czasów obecnych. Gdy narodowi socjaliści ponieśli militarną klęskę, na świecie oczekiwano podobnej rozprawy z socjalistami „internacjonalistycznymi”, czyli komunistami zza żelaznej kurtyny. Spora część życie Röpkego, ale także pozostałych ordoliberałów i przedstawicieli innych odłamów liberalizmu, jak Hayek czy Mises, upłynęło na intelektualnej rozprawie z komunistami. Gdy jednak tzw. „Austriacy” wytoczyli batalię na polu ekonomii, Röpke walczył także na polu socjologii i etyki. Dosięgnięcie źródła poparcia dla czerwonego i brunatnego socjalizmu, jakim było umasowienie, proletaryzacja i sekularyzacja moralności, stały się automatycznie krytyką liberalizmu, który wobec tych społecznych problemów przyjmował pozycję wygodnego nie-interwencjonizmu, którą cytowany przez Röpkego Eric Vogelin określił mianem „społecznego agnostycyzmu”.

 

Liberalizm jako połączone dziedzictwo antyku i chrześcijaństwa

Nasz nowoczesny świat staje się bezsprzecznie teatrem maskowym ideologii, podczas którego nikt już tak naprawdę nie wie, co się skrywa za wypowiedzeniem danego słowa. Nasze dzienne słownictwo jest przepełnione wyrażeniami jak „demokracja”, „reakcja”, „kapitalizm”, „socjalizm”, „faszyzm”, które zaprzeczają celowi języka, jakim jest międzyludzkie porozumiewanie się za pomocą precyzyjnych wyrażeń. (…) Najbardziej temu [szaleństwu] poddane zostało pojęcie „liberalizmu”.

Wszędzie termin „liberalizm” stał się zdaniem Röpkego pojęciem określającym egoizm, syte mieszczaństwo, niewrażliwość, społeczną surowość, a celować w tym mieli szczególnie niemieccy romantycy. Jako swoje społeczne przeciwieństwo określili go wszyscy współcześni tyrani:

„Oni mówili nam, że są socjalistyczny, demokratyczni, nacjonalistyczni czy romantyczno-korporacjonistyczni (...). Tak, oni uprawiali cynizm tak daleko, że przyznawali sobie nawet referencję [do] Chrześcijaństwa. (…)  Ci znawcy masowej duszy, którego wyrazem byli oni sami, wiedzieli aż za dobrze, że nie zdobędzie się poparcia ideami tolerancji, osobowości, wolności i prawa. Chcieli masowe emocje rozpalać za pomocą socjalizmu i nacjonalizmu, które najlepiej odpowiadają umasowionej duszy i dzięki temu mieszanka stawała się dynamitem, który wysadził świat w powietrze”.

Na dalszej stronie do całościowego kryzysu zostaje dołączony także kryzys liberalizmu, który doczekał fazy rozpadu nawet leksykalnego – liberałami nazywali się zarówno angielscy laburzyści, amerykańscy republikanie jak i szwajcarscy konserwatyści.

Röpke nawołuje do naprawy pojęcia liberalizm. Jego zdaniem, liberalizm jest tożsamy z europejskim dziedzictwem antyku i chrześcijaństwa. To dziedzictwo zostaje przeciwstawione Rousseau i modernistycznym demokratom, którzy wynaleźli absurdalne pojęcie „kolektywnej wolności”. Liberał jest humanistyczny, anty-autorytarny, racjonalistyczny (w sensie używania rozsądku danego każdemu człowiekowi) jest uniwersalistą (przeciwstawiając nacjonalizmowi lokalny patriotyzm), sceptykiem, człowiekiem, który opowiada się za stabilną walutą, decentralizacją polityczną i „męsko sprzeciwia się cesarzowi, gdy ten żąda więcej, niż mu się należy”. I choć między liberalizmem a demokracją istnieje pokrewieństwo, jest ono niewolne od napięć.. Röpke wielokrotnie krytykuje kulturowe spłaszczenie w wyniku „masowej demokracji” (Massendemokratie).

Zatem wiemy już, że jakobińska, modernistyczna demokracja i ateistyczny liberalizm są przeciwstawione liberalizmowi w wydaniu Röpkego. Sam zapewne plasuje się na pozycji szwajcarskich konserwatystów (a sam siebie nazwał był „liberalnym konserwatystą”), gdyż to właśnie Szwajcarię uznaje za „przykładowy kraj” i wzór do naśladowania. Dodajmy, że podczas przymusowej emigracji niemiecki ekonomista przebywał zarówno w Stanach Zjednoczonych i w Konfederacji Szwajcarskiej. I o tyle o pierwszym mówił później m.in. jako o kraju społecznych nomadów, to o tyle sympatię do kraju Helwetów żywił do końca życia. Miał być on ucieleśnieniem pogodzenia rozumu z wiarą, tradycji z nowoczesnością.

 

Wszystkie wypaczenia racjonalizmu

Niewątpliwy cień na życie niemieckiego ekonomisty położyła emigracja i czas, gdy świat walczył z jednym totalitaryzmem i czekał na rychliwą walkę przeciwko drugiemu. Wielu współczesnych Wilhelmowi Röpkemu zaangażowało się zatem w tę bezpardonową walkę, jednocześnie dążąc do znalezienia źródeł przyczyn problemu. To między innymi wtedy przyjaciel Röpkego, Alexander Rüstow, wydaje swoją niemal 1700-stronicową trylogię „Ortsbestimmung der Gegenwart” („Lokalizacja teraźniejszości”), uniwersalną krytykę całej ludzkiej historii. To wtedy Alfred Müller-Armack wydaje „Diagnose unserer Gegenwart” („Diagnoza teraźniejszości”), gdzie grzebie swoje wcześniejsze nadzieje związane z nazizmem. Bezpardonowe rozliczenie z brunatnym totalitaryzmem i oczekiwanie podobnego rozrachunku z czerwonym berserkiem staje się nadrzędnym celem w życiu ordoliberałów. Sięgnięcie do historii idei, najpierw ekonomicznych, a potem filozoficznych sprawiło, że odkryli oni, iż decydująca walka rozgrywa się nie na polu ekonomii czy polityki, tylko na polu wartości, wobec którego wszystkie pozostałe obszary (także ten ich „pierwotny”, jakim była ekonomia) są obszarami wtórnymi.

Dla Röpkego ekonomia i etyka były tak samo ważne. Konflikt z komunizmem był dla niego przede wszystkim konfliktem wartości, a nie produkcyjnym wyścigiem zbrojeń, polegającym na prześciganiu się w produkcji nowych lodówek, samochodów czy pralek. I choć z drugiej strony ordoliberałowie przestrzegali „romantyków” przed kompletnym lekceważeniem gospodarki, to, choć sami byli ekonomami, przestrzegali przed zgubnym wpływem „czystego ekonomizmu”. Ekonomizm miał być próbą kwantyfikacji tego, co w swojej istocie było niematerialne, myślenie w arbitralnie tworzonych agregatach, za pomocą wyłącznie mechanicznych procesów i podlegających bezwzględnej  racjonalizacji. Komercjalizację wszystkich dziedzin życia uważa za „ostrą truciznę dla prawdziwej kultury”, niszczącą „prawdziwe piękno w życiu”. Nie da się ukryć, że to ostrzeżenie jak ulał pasuje do naszych czasów.

Röpke za pomocą najwyższych wyrazów potępia handel tym, co w życiu prywatne – np. intymnością (Walka z tabu jest bezsensowna, gdyż po jej zwycięstwie nie zostaje nic). I choć trzyma się swojego uznania dla wolnorynkowej gospodarki (jak można ocenić po duchu napisanego przez niego podręczniku ekonomii „Die Lehre von der Wirtschaft”), to całe życie zastanawia się i rozważa przypadki, w których merkantylizacja i komercjalizacja przynosi społeczne niekorzyści. Wszystko znowu rozbija się o wartości niematerialne, o wypaczoną wolność grzebiącą swoją właściwą istotę.

Żeby zrozumieć stanowisko fryburskiego ekonomisty, należy jeszcze raz podkreślić próbę socjologicznego i ekonomicznego wyjaśnienia genezy dwóch kolektywnych ideologii i ich realizacji w praktyce. Zarówno komunizm (=realny socjalizm), jak i narodowy socjalizm bazują (rzekomo) na nauce. Ten pierwszy to „produktywność okupiona nędzą”, odznaczają się konstruktywizmem mający, na celu totalną przebudowę człowieka, oświeceniowa hybris i superbia. Fanatyczny ideolog racjonalizmu będzie jednocześnie fanatycznym konstruktywistą, który za nic będzie miał wszystko to, co spontaniczne, dane, przekazane. Dla niego nie ma rzeczy, której nie dałoby się skalkulować, nie ma rzeczy, którą trzeba brać pod uwagę, aby zaprzestać realizacji swojego ideału człowieka, a także idealnego ustroju społecznego.

Taki człowiek będzie dążył do zniszczenia wszystkiego, co wyda mu się irracjonalne i przeszkadzające wyzwoleniu człowieka, tudzież wszystkiego, co wyda mu się sprzeczne np. z surowym celem jak największej produktywności. To samo tyczy się narodowego socjalizmu, przed którym Röpke ostrzegał już w 1930, celującego w wyhodowanie „nad-Niemca”.

Konstruktywizm miał być pochodną racjonalizmu. Ten z kolei bardzo łatwo wypaczał swoją istotę, gdy brakowało jej chrześcijańskiej skepsis. Niemiecki ekonomista krytykuje świecki liberalizm za błędy i wypaczenia obecnego kryzysu. Świecki liberalizm ma trzy odsłony, pierwszym jest pogląd na funkcje rozsądku (i co za tym idzie, wartości) – czyli racjonalizm, drugim jest pogląd na stosunek do społeczeństwa – czyli indywidualizm, trzecim, na pogląd na ekonomię, czyli liberalizm gospodarczy. Liberalizm miał zawieść na każdej z tych płaszczyzn.

Jeśli dominującym prądem myślowym staje się ekstremistyczny racjonalizm, który nie toleruje niczego, czego nie można objąć umysłem, cała epoka jest narażona na władców-despotów, którzy nie będą tolerowali niczego, co przeszkadza im na drodze do urzeczywistnienia (niby)racjonalnych planów przebudowy społeczeństwa. Röpke mówi nawet o nieuchronności tego procesu. Społeczeństwo rozpatrywane jako całość jest jednak czymś innym niż prostą sumą pojedynczych monad. Röpke zatem zbliża się do holizmu.

Z sekularystycznym liberalizmem (który został później odziedziczony przez oba socjalistyczne reżymy) łączy się także progresywizm, na którym Röpke nie pozostawia suchej nitki. Jako źródło romantycznej absolutyzacji rozumu Röpke wskazuje Francję i Saint-simonistów. Saint-simonizm miał być w kolei jedną z twarzy emancypacji nauki, chęci totalnej racjonalizacji i kultu produktywności.

Nauka, której celem jest stwierdzenie obiektywności i przydatności, przez cały XVII i XVIII wiek nie napotkała we Francji tego, co w Anglii sformułowano jako sceptycyzm. Romantyczne, rousseo’wskie nastawienie do roli jednostki i niezmożona wiara w rozum okazały się połączeniem zabójczym.

Społeczny konstruktywista za wszelką cenę będzie próbował przypasować społeczeństwo do racjonalistycznych miarek i nie będzie zważać na nic. Będzie odznaczać się ślepotą wobec życia, historii, socjologii. Jego postawami będzie scjentyzm i pozytywizm, a poszczególnymi odmianami: behawioryzm, biologizm, historyzm, pragmatyzm (czyli orientowanie się za wszelką cenę na to, co akurat jest), ewolucjonizm, genetyzm, objawem codzienności mania kategoryzowania i formułowania wszystkiego („terminologizm”).

Ta „pycha rozumu”, jak chętnie za swoim austriackim przyjacielem Hayekiem mówi Wilhelm Röpke, musiała doprowadzić w końcu do katastrofy. Wiara w rozum doprowadza ostatecznie do wypaczeń w tej sposób, gdyż wszystko, co otrzymuje nimb „bycia naukowym”, staje się absolutem, w który należy wierzyć, mimo, że nie wszyscy mają możliwość stwierdzenia faktycznej prawdziwości. Język kwantytatywno-matematyczny stawał się językiem fanatyków. Ci fanatycy będą domagali się totalnej władzy także nad tym, co w życiu daje się opisać tylko poprzez jakość, strukturę, ciągłość i kształt, które nie dają się zmierzyć, które domyślnie egzystują jako „niedokładne”, subtelne, jakościowe, dające się opisać tylko językiem personalnym bądź też historyczno-literackim. O statystykach Röpke wypowiada się np. jak o nowej kaście wróżbitów.

Na tym jednak nie kończy się straceńcza epopeja racjonalizmu. Pogarda dla wszelkiego, co wydaje się nie pasować do języka nauki (racjonalizmu), kąsa trucizną krytycyzmu. Naukowy scjentyzm działa jak dynamit wobec wszystkiego, co zastane, gdyż wszystko to musi zostać poddane racjonalizującym-naukowym próbom. Wielkie plany „naukowo zorganizowanej ludzkości” snute przez saint-simonistów są tego najlepszym dowodem. Na końcu tej fałszywej dla racjonalizmu drogi stoją: krytycyzm, relatywizm, nihilizm, a gasnący entuzjazm planistów-optymistów szybko przeradza się w fatalistyczny pesymizm.

Wiara w rozum polega na znalezieniu za pomocą rozumu środków do przezwyciężenia ludzkich braków. Żeby przezwyciężyć wszelkie braki, należy poddać wszelkie dziedziny życia racjonalizacji, będącej środkiem totalnej emancypacji człowieka, a w imię tego celu progresywiści są gotów poświęcić wszystko.

Krytyki nie wytrzymuje także radykalny indywidualizm. Röpke stawia tezę, że stawianie sobie naprzeciwko społeczeństwa i jednostki jest rzeczą fałszywą. Umasowienie społeczeństwa i indywidualizm idą ręka w rękę, gdyż umasowienie jest równoznaczne ze społecznym spłaszczeniem i rozpadem jego jako wspólnoty.

Kult indywidualizmu jest potraktowany przez Röpkego jako kwas działający na społeczeństwo. Społeczeństwo masowe staje się przez niego zbiorem uzależnionych od państwa i codziennych „narkotika”, osamotnionych jednostek. Przekłada się to także na życie gospodarcze. Depersonalizacja i standaryzacja życia społecznego musi w końcu przełożyć się na depersonalizację i standaryzację (rozpad indywidualności, umasowienie) samego społeczeństwa, konkretniej jego członków.

Ekonomiczny liberalizm także nie wytrzymuje próby samego siebie. Streszczenie poglądów ekonomicznych Röpkego podał w swoim opracowaniu Tymoteusz Juszczak („Ordoliberalizm. Historia niemieckiego cudu gospodarczego”), w skrócie: Niesprzeczne (ale mocno protegowane przez państwo) z laissez-faire siły na rynku powodowały jego monopolizację, kartelizację, umasowienie i tworzenie potężnych sił, wymuszających na państwie korzystna dla siebie decyzje i szkodzące tym samym reszcie społeczeństwa. Röpke mówi z potępieniem o „anarchii grupowej”. którą jednak konserwatywne rozwiązanie-korporacjonizm, miał tylko wzmocnić i doprowadzić do ostatecznej katastrofy.

Aktywna polityka państwa miała sprzyjać decentralizacji państwa (administracyjnej, politycznej i gospodarczej), co miało sprzyjać polityce witalnej, np. Röpke opowiadał się za urbanistycznym planowaniem zdecentralizowanych osiedli ze swoistą agorą, centrum życia społecznego małych miejsko-wiejskich jednostek. Takoż w czasach kryzysu państwo nie miało pozostawać bierne. „Wtórna depresja” (sekundäre Depression), autorska będąca teoretycznym uzupełnieniem teorii cyklów koniunkturalnych Misesa, była określeniem samonapędzania się kryzysu poprzez pierwotne negatywne efekty. Państwo z nadwyżek budżetowych (dzisiaj marzenie ściętej głowy) powinno wypełnić powstałą w wyniku kryzysu lukę na problematycznym obszarze gospodarki.

Oczywiście Röpke polecał bardziej leczyć przyczyny kryzysu od jego skutków. Jak wszyscy ordoliberałowie, sprzeciwiał się inflacji, keynesizmowi i wiązaniu cen czy płac. Sprzeciwiał się reformie ponownie wprowadzającej w Niemczech obowiązkowe ubezpieczenie emerytalne – jako destruktora rynku kapitałowego. Przymusowe oszczędności na rzecz państwa powodowały zmniejszenie podaży kredytów, a co za tym idzie – wzrost oprocentowania i podrożenie kapitałów potrzebnym branżom produkcyjnym. Kiedy z kolei drożeje produkcja, drożeją wszystkie towary.

Röpke opowiadał się także za logistyczno-technologicznym wsparciem dla małych przedsiębiorstw, niestety brak było w jego pismach dokładniejszego opisu tej „pomocy”.

Wilhelm Röpke – interpretacja współczesna

Jak bardzo był niemiecki ordoliberał sceptyczny wobec wszelkich ruchów emancypacyjnych, obiecujących ziemski raj i mających na celu zniszczenie wszystkiego, co zdawało się na drodze do tejże idylli przeszkadzać? Nieważne, czy czynnikiem totalnej emancypacji ma być totalitarne państwo, anarchistyczny indywidualizm czy ślepa, pozbawiona błogosławieństw rozumu wiara – za każdym razem musi prowadzić to do katastrofy i upadku.

Te narkotyczne odpowiedniki religii, jakim stał się fanatyczny ateistyczny racjonalizm, libertariański (ówcześnie „laissez-faire”) fundamentalizm na punkcie „wolnego” (bezpaństwowego) rynku, nacjonalistyczna statolatria, scjentyzm, wypaczona reakcja – wszystkie muszą prowadzić do tego samego wyniku. Co gorsza, im bardziej umasowione, spłaszczone i anonimowe społeczeństwo, tym bardziej żyźniejszy grunt na wszelkie ideologie roszczące sobie prawo do totalizacji ducha, a skoro ducha – to i ciała i realności.

I choć sam Röpke uważa siebie za liberała, jego liberalizm jest sprawą mocno dyskusyjną. Jego poglądy ekonomiczne różniły się od poglądów np. klasycznie liberalnych czy libertariańskich (silne, choć bezpartyjne państwo, walka z monopolami, społeczna kohezja [spójność] na pierwszym miejscu przed gospodarczym zyskiem), nie mówiąc o innych dziedzinach życia, gdzie Röpke, podsumujmy, odrzucił: progresywizm, scjentyzm, zeświecczenie, sekularny racjonalizm, skrajny optymizm, skrajny pesymizm antropologiczny, behawioryzm, terminologizm, demokrację masową, indywidualizm bez relacji do wspólnot, centralizm, kult produktywności i organizacji, krytycyzm, nihilizm, relatywizm, empiryzm, pozytywizm (zwłaszcza jurystyczny), wielkoobszarowy kapitalizm (monopolizm, kartelizm), biologizm, darwinizm społeczny oraz społeczny agnostycyzm.

Podsumowując, z liberalnych popiołów wyłania się idea, której płomień aż nadto błyszczy konserwatyzmem. Feniks, którego iskry rozsiewają dobrą nowinę o tym, że każda jednostka potrzebuje communio z innymi ludźmi, potrzebuje być zintegrowaną, żywą, świadomą częścią społecznej kohezji – głównego toposu Wilhelma Röpkego.

 

Kamil Kisiel, prokapitalizm.pl

Powiązane tematy

Komentarze