„Sieci”: Tajemnica taśm Jaruzelskiego i Michnika
Noworoczny, podwójny numer tygodnika „Sieci” wyjaśnia wątpliwości narosłe po emisji „Magazynu śledczego Anity Gargas”, w którym pokazano wizytę Adama Michnika w domu gen. Wojciecha Jaruzelskiego: jak to się stało, że naczelny „Gazety Wyborczej” ściska się z Wojciechem Jaruzelskim i wychwala go jako patriotę? Dlaczego Michnik dał się nagrać? Skąd wzięły się taśmy, na których zarejestrowano nocne odwiedziny? Czy ujawnione urywki spotkania mówią nam coś więcej o relacjach dziennikarza z byłym dyktatorem?
Tajemnice Michnika tajemnicami III RP
Jakub Augustyn Maciejewski w artykule „Tajemnice Michnika tajemnicami III RP” opisuje nagrania przedstawione w programie Anity Gargas. Przybliża okoliczności, w jakich pozyskano taśmy: W sierpniu 2020 r. celnicy lotniska Okęcie odnotowali, że jakaś kobieta chce wywieźć do Ameryki poważne ilości dokumentów i kaset magnetofonowych oraz VHS. Materiały […] pochodziły z prywatnego archiwum śp. Teresy Torańskiej […], autorki słynnego cyklu książek wywiadów dokumentujących historię PRL […]. Na lotnisku stwierdzono, że zgodnie z prawem te materiały nie mogą opuścić Polski.
Autor informuje: Torańska prowadziła wywiady, rozmowy albo przyjaźniła się z najważniejszymi postaciami najnowszych dziejów Polski: Jakubem Bermanem, Edwardem Ochabem, Adamem Michnikiem i Wojciechem Jaruzelskim. To właśnie sprawa tych dwóch ostatnich spowodowała, że „Gazeta Wyborcza” ruszyła z nową krucjatą przeciwko IPN. 7 grudnia TVP wyemitowała „Magazyn śledczy Anity Gargas”, w którym zarejestrowano wizytę Adama Michnika 13 grudnia 2000 r. w domu u gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Naczelny „Gazety Wyborczej” właśnie oddał do druku nowy numer pisma, w którym przypominano dramat wprowadzenia stanu wojennego, a sam udał się do autora tej tragedii […]. Rozmówcy zdradzali, jak się pierwszy raz spotkali osobiście, jak przy szklance koniaku przeszli na ty, że dla Jaruzelskiego było to zaszczytem, a Michnik do znudzenia powtarzał, że Jaruzelski jest patriotą, bohaterem, że kocha Polskę, że jest wybitnym Polakiem, że uratował kraj.
Maciejewski zauważa: Wylewność Michnika […] może budzić zdziwienie. Dlaczego dziennikarz był tak absolutnie szczery i otwarty, skoro wiedział, że jego słowa zostaną utrwalone na taśmie? Wśród widzów i komentatorów „Magazynu śledczego” pojawia się pogląd, że to alkohol wywołał przesadne rozczulenie naczelnego „Wyborczej”. Gargas stanowczo sprzeciwia się tej opinii. – […] on parł do zawarcia przyjaźni z Jaruzelskim i było to interesowne, tak jak było interesowne pojawienie się w domu Jaruzelskiego […]. Jan Rulewski, który oprócz tego, że był działaczem Solidarności, to przecież przez dekady był także politykiem, idzie w swoich podejrzeniach jeszcze dalej […]. Zdaniem opozycjonisty w tamtym okresie mogłoby to się Michnikowi nawet przydać, ze względu na… powracających do władzy postkomunistów.
Śmierć w Pszczynie: anatomia manipulacji
W artykule „Śmierć w Pszczynie: anatomia manipulacji” Dorota Łosiewicz pisze o działaniach organów ścigania oraz wynikach kontroli dotyczących placówki medycznej zajmującej się pacjentką, która zmarła w szpitalu w Pszczynie. Postępowanie prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania zgonu pacjentki. Skończyła się natomiast kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie, która potwierdziła rażące nieprawidłowości w organizacji, sposobie realizacji i w jakości świadczeń udzielonych pacjentce. NFZ nałożył na placówkę karę w wysokości blisko 650 tys. zł. Według kontrolerów zachowanie lekarzy nie spełniało kryterium należytej staranności oraz nie zapewniało standardu bezpieczeństwa zmarłej pacjentki. Kontrolerzy ustalili, że podjęcie decyzji o rozwiązaniu ciąży nastąpiło zbyt późno, tym samym personel nie reagował adekwatnie do objawów klinicznych pacjentki wskazujących na rozwijający się wstrząs septyczny. Stwierdzono również m.in. brak stałego monitorowania stanu pacjentki oraz zlecenia koniecznych dodatkowych badań kontrolnych – czytamy.
Jak zauważa autorka artykułu wszystko wskazuje na to, że […] lekarze nie podjęli próby ratowania życia ani matki, ani dziecka, które – jak się okazuje – mogło być zdrowe. W artykule pojawia się także wypowiedź osoby z prokuratury. – Można powiedzieć, że nawet jeśli płód obciążony był trisomią 21, to jego obumarcie nastąpiło w wyniku przedwczesnego odejścia wód płodowych. Błąd polegał na tym, że lekarz nic nie zrobił po odejściu wód. Nawet nie wiedział, kiedy to nastąpiło. To doprowadziło do obumarcia płodu. Potem całą noc pacjentka nie była monitorowana i nie przetoczono jej krwi na czas, co doprowadziło do ostrej sepsy organizmu i nad ranem jej zgonu – zapewnia informator. Krótko mówiąc, do śmierci dziecka nie doszło z powodu jego wad genetycznych, ale dlatego, że nie podjęto próby jego ratowania. NFZ wskazał, że medycy nie podjęli czynności mogących ratować życie pani Izabeli, gdy ta zgłaszała, że jej stan się pogarsza. „Personel nie reagował adekwatnie do objawów klinicznych pacjentki” – zapisano w raporcie NFZ.
Zaraza zostanie z nami na dłużej
Konrad Kołodziejski w artykule „Zaraza zostanie z nami na dłużej” pisze o różnej naturze wirusów. Zauważa, że nadal szczepienia nie chronią przed samą infekcją. Naukowcy tłumaczą to naturą wirusów. Są wśród nich np. wirusy odry czy eboli, w których przypadku odporność nabyta wskutek choroby lub zaszczepienia pozostaje na całe życie. U innych – np. u wirusów grypy lub koronawirusów – taka odporność z czasem maleje. Nie są do końca znane przyczyny tego stanu rzeczy. Być może chodzi o różne sposoby rozprzestrzeniania wirusów w ciele gospodarza. Silna odporność jest bowiem zwykle rozwijana przeciwko wirusom, które przenikają poprzez krew i limfę. Z kolei przeciwko wirusom, które infekują błony śluzowe różnych narządów, zazwyczaj nie ma trwałej odporności. Prawdopodobnie te różnice pojawiły się już w procesie ewolucji człowieka – czytamy.
Kołodziejski prognozuje też, jak może kształtować się rozprzestrzenianie się wirusa w niedalekiej przyszłości. Zdaniem dziennikarza istnieje prawdopodobieństwo, że mniej będzie hospitalizacji i ciężkich przebiegów choroby. Wirus bowiem, skoro już uciekł spod kontroli, to będzie teraz szukał sposobu na przetrwanie i zmierzał do obniżenia swojej zjadliwości. Podobną drogę przeszły w historii groźne wirusy grypy oraz inne koronawirusy […]. Niewykluczone więc, że wraz z kolejnymi mniej zjadliwymi mutacjami i infekcjami nagromadzona odporność populacyjna będzie już na tyle wystarczająca, aby pandemia przeszła w endemię, czyli stałą, powtarzającą się cyklicznie, liczbę zachorowań na określonym obszarze. Pytanie, na które jeszcze nie znamy odpowiedzi, brzmi, kiedy to się stanie – pisze autor.
Nie można się cackać ze zdrajcami
Gen. Waldemar Srzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych w rozmowie z Adamem Stankiewiczem („Nie można się cackać ze zdrajcami”) mówi o rozliczeniach w Wojsku Polskim, nieszczelności systemu a także dezercji polskiego żołnierza i jego ucieczce na Białoruś.
Prezydent Polski mówi nam, że jesteśmy w stanie wojny hybrydowej. Cały rząd też to mówi. Faktem jest, że na granicy polsko-białoruskiej cały czas dochodzi do ataków na naszych funkcjonariuszy ze strony specnazu, służb białoruskich itd. W wyniku tego mamy rannych polskich policjantów, strażników granicznych, żołnierzy. To przepraszam, co to jest? Stan wojny czy nie? Moim zdaniem jesteśmy w stanie wojny, skoro tak mówią politycy. I nagle słyszymy, że temu dezerterowi grozi tylko do 10 lat więzienia. To gdzie jest kłamstwo w tej sprawie? Jest wojna czy jej nie ma? Dla mnie, jako żołnierza, to jeżeli jest wojna, to nie ma innego wyroku dla żołnierza, który przechodzi na stronę wroga, jak kara śmierci. Tymczasem się okazuje, że na wojnie są tylko żołnierze, policjanci i strażnicy graniczni przy granicy, ale już prokuratura żyje w zupełnie innym świecie. Nie mogę tego pojąć ¬– mówi gen. Skrzypczak.
Zapytany o to, czy łagodna kara dla dezertera negatywnie wpłynie na morale polskich żołnierzy, gen. Skrzypczak odpowiada:
Oczywiście. Bo to oznacza utratę powagi przez wszystkich, którzy są zaangażowani w obronę granic. Jeżeli od paru miesięcy wszyscy mówią o wojnie, a nagle się okazuje, że jej w zasadzie nie ma i dezerter ma pójść do więzienia, to krew się burzy w żołnierzu. Co więcej, może się jeszcze okazać, że nasi żołnierzy będą sądzeni za to, że rzekomo używają przemocy wobec imigrantów, jeżeli taka będzie postawa polityków. Dla mnie to jest obraza żołnierzy, że ktoś pozwolił sobie na takie opowiadanie w mediach, że temu zdrajcy, który szkaluje Polskę, oskarża polskich żołnierzy o mordowanie migrantów, grozi najwyżej 10 lat więzienia.
Wielkie wyparcie
Marcin Wikło w artykule „Wielkie wyparcie” pisze na temat książki „Wybór”, będącej zapisem rozmów Anne Applebaum z Donaldem Tuskiem. Zauważa, że celem autorów jest rozbrojenie negatywnych emocji, które przeszkadzają Tuskowi w odzyskaniu władzy. Książka staje się zatem przerażającym studium kłamstwa, w którym polityk przypisuje innym swoje winy. Mamy więc w książce powrót do opowieści o demonicznym Kaczyńskim, który bierze na celownik kolejne grupy, by nimi straszyć: „Jeśli chcesz mieć władzę i uzasadnienie dla permanentnego stanu wyjątkowego w polityce, znajdź obcego. Nadaj mu możliwie wiele cech egzotycznych dla większości. Niech stanie się wrogiem” – mówi Tusk. Tym razem ma na myśli imigrantów, bo to temat na czasie, ale czytelnik ma przyswoić, że takie działanie to stała metoda prezesa PiS. Ktoś z krótszą pamięcią być może się nabierze, ale co z tymi, którzy jeszcze dobrze pamiętają wykluczającą najuboższych politykę koalicji PO-PSL? A co do samych słów i piętnowania, czy to nie Donald Tusk jest prekursorem metody przypisywanej dziś Kaczyńskiemu? Kto pamięta o „moherowych beretach”, pogardliwym określeniu starszych osób, które zazwyczaj na PO nie głosowały, albo akcji „Zabierz babci dowód”? – pisze Wikło.
Nazywanie siebie demokratą w starym stylu, pomijanie niewygodnych faktów z czasów, kiedy przy władzy była koalicja PO-PSL, i insynuacje o możliwości fałszowania wyborów przez PiS to stałe elementy narracji Tuska. Niejednokrotnie trudno uwierzyć, że można tak przekręcać fakty. _Tak jest z rozmową o tragedii smoleńskiej, dla której punktem wyjścia jest wspólna fotografia premierów Polski i Rosji na sopockim molo z 1 września 2009 r. Tusk podskórnie czuje, że paktowanie z Kremlem to jest historia, która bardzo na nim ciąży. Ale nie próbuje się w żaden sposób ukorzyć, wręcz przeciwnie, atakuje i oskarża. Mówi o czasie tuż po katastrofie, o tym, jak dowiedział się o niej od Radosława Sikorskiego. Tusk dochodzi widocznie do wniosku, że skoro jest okazja, by opowiedzieć to wszystko jeszcze raz, od nowa, to można parę elementów dodać, z korzyścią dla siebie. _
W tygodniku także ciekawe komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Samuela Pereiry, Aleksandra Nalaskowskiego, Aliny Czerniakowskiej, Wiktora Świetlika, Jerzego Jachowicza oraz Andrzeja Zybertowicza.
Więcej w podwójnym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 27 grudnia br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć tutaj.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.