Co z rynkami walut wschodzących? Eksperci ostrzegają
Fala dewaluacji czeka rynki walut wschodzących - oceniają ekonomiści Pekao. Problemy krajów rozwijających się będą też pierwszym dużym testem dla Chin, które w ostatnich latach stały się ich istotnym pożyczkodawcą - dodali.
Ekonomiści Pekao przypomnieli w czwartkowym Biuletynie dziennym, o tym, że kilka miesięcy temu pisali o bankructwie Sri Lanki. Jego powodem były nie tylko problemy wewnętrzne wyspy, lecz także silny dolar, drogie surowce oraz odpływ turystów w czasie i po pandemii.
„Twierdziliśmy wówczas, że problemy Sri Lanki zapowiadają falę bankructw innych rynków wschodzących. Wprawdzie o takiej fali bankructw wprost nie słychać, ale dzieje się ona w tle” - tłumaczą ekonomiści.
Jako przykład podali Ghanę, która uruchomiła w grudniu program „dobrowolnego” wydłużenia zapadalności obligacji skarbowych w posiadaniu instytucji finansowych. Ekonomiści zauważyli również wzmożoną aktywność Międzynarodowego Funduszu Walutowego pod względem negocjowania lub uruchamiania programów pomocowych. W ich ocenie najbardziej zaawansowane rozmowy prowadzone są z Egiptem, Pakistanem i Libanem - wszystkie trzy zdecydowały się niedawno na dewaluację własnych walut.
„Na tych trzech krajach problemy rynków wschodzących najprawdopodobniej się nie skończą. W kolejce do pomocy MFW stoją też m.in.: Zambia, Nigeria, wspomniana wcześniej Ghana oraz Etiopia” - ocenili ekonomiści.
W ich opinii, problemy krajów rozwijających się będą też pierwszym dużym testem dla Chin, które w ostatnich latach stały się ich istotnym pożyczkodawcą nie tylko w zakresie projektów infrastrukturalnych, lecz także pożyczek stricte ratunkowych. Ich celem jest po pierwsze zdobycie wpływów międzynarodowych oraz uniknięcie konieczności spisania wcześniejszych pożyczek infrastrukturalnych na straty. Jak dodali, największymi dłużnikami Państwa Środka w tym ostatnim przypadku są Pakistan, Sri Lanka oraz Argentyna (łącznie 32,8 mld dol. wg AidData).
W ocenie ekonomistów może to spowodować pewne konsekwencje rynkowe. „Po pierwsze czeka nas najpewniej fala dewaluacji walut rynków wschodzących oraz pogorszenie globalnego sentymentu wobec nich. Po drugie, inwestorzy będą musieli w dalszym ciągu być wybredni – kategoria +rynku wschodzącego+ jest bowiem niezmiernie szeroka. Oprócz państw z dużymi problemami i na kroplówce, są tam kraje, których fundamenty w ostatniej dekadzie się poprawiały (np. Indonezja)” - wskazali ekonomiści.
Po trzecie - ich zdaniem - „bolesne dostosowania czekające rynki wschodzące implikują niższy wzrost gospodarczy na świecie, aczkolwiek jest to czynnik w najlepszym wypadku marginalny”. „Wspomniane wcześniej kraje z problemami po prostu nie ważą aż tak dużo w światowym obrocie gospodarczym, by wpływać na eksport strefy euro, Stanów Zjednoczonych czy Chin” - podano.
Czytaj też: Ukraina odzyska Krym? Blinken ocenia ten scenariusz
PAP/kp