Niemieckie kominy wciąż trują Europę
Niemiecka energetyka nadal oparta jest na spalaniu węgla brunatnego, pomimo ogromnych inwestycji, które ten kraj robi w zakresie rozwoju odnawialnych źródeł energii
W 2017 r. niemieckie elektrownie wyemitowały łącznie ponad 122 mln ton gazów cieplarnianych. Dopiero na ósmym miejscu w rankingu znalazła się polska, duża elektrownia Kozienice, wchodząca w skład holdingu ENEA (druga największa w kraju). Ale kolejne 9. miejsce znowu przypadło jednej z niemieckich elektrowni.
Nie ma co się oszukiwać, takie są fakty. Pokazuje je raport firmy Sandbag. W raporcie ujawniono też, że w Europie po raz pierwszy od siedmiu lat, nieznacznie, ale jednak, zanotowano wzrost emisji gazów cieplarnianych.
W zeszłym roku przedsiębiorstwa objęte systemem ETS, czyli europejskim systemem handlu uprawnieniami do emisji CO2, wyemitowały łącznie do atmosfery 1,756 mld ton CO2, co oznacza wzrost o 0,3 procent, w porównaniu z 2016 rokiem.
38 procent emisji w ramach systemu ETS pochodziło z elektrowni węglowych. Jednocześnie po raz pierwszy w historii ponad połowa emisji z takich elektrowni pochodziła z elektrowni opalanych węglem brunatnym.
Raport Sandbag pokazał, że 10 największych elektrowni węglowych w UE emituje najwięcej gazów cieplarnianych do atmosfery. Z tego aż 7 znajduje się na terytorium Niemieckiej Republiki Federalnej.
Nie jest więc prawdą to, co czasem się słyszy, że to Polska jest największym „trucicielem Europy”. Chociaż Niemcy rzeczywiście podjęli wysiłki w ograniczaniu emisji szkodliwych substancji do atmosfery na rzecz rozwoju odnawialnych źrodeł energii, to koszty ich państwowego programu opartego na dotacjach do OZE pod nazwą „Energiewende” okazały się być bardzo wysokie, a tempo ograniczania emisji CO2 w Niemczech nie różniło się znacząco od tempa ograniczania jej w Polsce.