I jak się nie bać?
W ciągu ostatnich dwu tygodni znowu mamy do czynienia z wysypem raportów, artykułów i wypowiedzi wieszczących nadciągający kryzys finansowy. Zaczął JP Morgan, dwa tygodnie temu twierdząc, że czeka nas „wielki kryzys płynności” w ciągu dwóch nadchodzących lat.
W tym tygodniu przyłączył się Deutsche Bank uprzedzając, że kryzys finansowy jest tuż, tuż… za rogiem. Przestrzega również Międzynarodowy Fundusz Waluty w raporcie kwartalnym, wskazując nawet winowajce przyszłego kryzysu - firmy ubezpieczeniowe, które podejmują zbyt duże ryzyko. I to podwójne! Po pierwsze gotowe są gwarantować zbyt ryzykowne instrumenty finansowe. Po drugie, w pogoni zysków inwestują w zbyt ryzykowne aktywa.
Oczywiście, nie zamierzam łagodzić tych ostrzeżeń. Jednak instytucje finansowe zwykły w ostatnim czasie „hedgingować” własną reputację przed corocznym spotkaniem bankierów centralnych i ministrów finansów organizowanym przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które właśnie dziś dobiega końca. Żadna z wielkich instytucji finansowych nie przewidziała, bowiem kryzysu, który wybuchł niespodziewanie w 2008 roku. Coż, mówiąc językiem bankierów, często powtarzane prognozy kryzysu finansowego powoli z każdym rokiem dewaluują się… Ba, można by analizować już same prognozy oraz stan ducha finansistów zgodnie z teorią ekonomii behawioralnej.
Ale mówiąc poważnie, to i ja się do tych prognoz dołączam, bo długi rosną. Jak twierdzi Deutsche Bank, światowe zadłużenie państw na poziomie 70 proc. Globalnego Produktu Brutto jest dziś (podobnie jak przed rokiem… - przyp. autor) najwyższe od czasu zakończenia II Wojny Światowej. Z kolei MFW wskazuje na rosnące zadłużenie gospodarstw domowych. A JP Morgan nie podobają się napompowane bilanse banków centralnych na poziomie 13 bilionów USD. Przecież i przykład ubezpieczycieli, to też jakby AIG z 2009 roku… I jak tu się nie bać?