Cuda statystyki, czyli o lewych danych o handlu w UE
Ponoć w ekonomii nie ma cudów, ale to nieprawda. Są. Ot, Polska chwali się nadwyżką w handlu z Niemcami w wysokości ponad 10 mld dolarów w 2017 r. Niemcy zaś… także chwalą się nadwyżką w handlu z Polską w wysokości 9,5 mld dolarów.
I to nie jest jakaś wyjątkowa sytuacja. Nie – trwa to od lat. W latach 2007 i 2008 nasz kraj, jak wynika z danych z agendy ONZ o nazwie Comtrade, miał deficyt w wymianie handlowej z Niemcami na poziomie – odpowiednio - 5 mld i prawie 3 mld dolarów. Niemcy zaś w tym czasie informowały o nadwyżce w handlu z Polską rzędu 15,7 i 19,7 mld dolarów.
Jednak od 2009 roku informujemy od nadwyżce w handlu z Niemcami. W 2009 r. było to prawie 3,8 mld USD. Niemcy zaś chwaliły się nadwyżką rzędu 12 mld USD. Czyż to nie piękne zjawisko, że dwa kraje notują dodatnie saldo wymiany handlowej? Aczkolwiek widać tutaj pewien trend – nadwyżka, którą chwalą się Niemcy, maleje, podczas gdy nadwyżka, którą pokazujemy my rośnie.
Oczywiście, nie trzeba specjalnych umiejętności, aby zorientować się, że dane statystyczne – przekazywane z urzędów statystycznych poszczególnych krajów – są wadliwe. Pytanie tylko, kto właściwie fałszuje dane?
Niemiecka nadwyżka w handlu z Polską maleje
Niestety, tego się nie da stwierdzić bez dokładnego śledztwa. Ale można zwrócić uwagę na parę prawidłowości. Otóż co do zasady powinno być tak, że wartość eksportu do Polski, deklarowanego przez Niemcy, powinna być wartości importu z Niemiec, deklarowanego przez nasz kraj – i odwrotnie.
Okazuje się, że nie ma wielkich różnic między deklarowaną przez Polskę wartością eksportu do Niemiec a danymi o imporcie z Polski, podawaną przez Berlin. Różnica wynosiła w 2017 roku zaledwie 5 proc. – o tyle większą wartość eksportu deklaruje Polska w stosunku do wartości importu, podawanego przez Niemcy. I ta różnica zasadniczo zmalała – w roku 2007 było to 12 procent, potem jeszcze urosło (w latach 2008 i 2009 było to 15 i 16 procent), a następnie zaczęła ta różnica maleć.
W drugą stronę jest znacznie gorzej. Niemcy w 2017 roku zadeklarowały eksport do Polski o 26 proc. większy niż wynika z danych polskich o imporcie z Niemiec. I tutaj ta różnica w ostatnich latach wzrosła – z 14 proc. w 2007 i 18 proc. w 2008 do 25 proc. już w 2009 roku. W roku 2016 ta różnica sięgnęła nawet 29 proc.
A więc jeszcze raz – kiedy podajemy dane o naszym eksporcie do Niemiec, to są one mniej więcej zgodne z ich danymi o imporcie z Polski. Ale kiedy Niemcy podają dane o eksporcie do Polski, są one kompletnie różne od naszych danych o imporcie z tego kraju – i ta różnica rośnie.
My zarabiamy, oni zarabiają, nikt nie traci
Przy takich rezultatach nie pozostaje nic innego jak sprawdzić, jak to wygląda w relacjach handlowych z innymi krajami. I okazuje się, że cud ekonomiczny, polegający na dodatnim saldzie wymiany handlowej, widoczny u obu partnerów, jest całkiem częsty. Przykładowo Polska deklaruje, że w 2017 roku miała dodatnie saldo handlowe w wymianie z Holandią, Austrią i Hiszpanią, a Holandia, Austria i Hiszpania deklarują, że były na plusie w handlu z Polską.
Jeśli nawet zdarza się, że notujemy deficyt w handlu z jakimś papierem, to różnice w kwocie tego deficytu bywają zastraszające. Np. wg naszych danych, import z Włoch do Polski przekraczał nasz eksport do tego kraju o zaledwie 79 mln dolarów. Ale według danych prezentowanych przez Włochów nasz deficyt powinien wynosić prawie 2,9 mld dolarów. Jeszcze gorzej jest w przypadku Belgii – my informujemy o deficycie rzędu niespełna 700 mln dolarów, podczas gdy oni mówią o nadwyżce bliskiej 4,4 mld dolarów.
Nie zgadza się żadna wartość, ale jest jedna prawidłowość – otóż nie ma zasadniczych różnic między danymi o polskim eksporcie do większości krajów a ich danymi o imporcie z Polski. Wyraźne różnice dotyczą tylko Czech oraz Francji. W przypadku tych krajów „zawyżamy eksport”. Ale są też i przypadki, że dane o polskim eksporcie do danych krajów są niższe niż ich dane o imporcie z Polski. Jeśli jednak idzie o dane, dotyczące eksportu do Polski, różnice są bardzo, bardzo duże. Na przykład Belgia deklaruje aż o 40 proc. większy eksport do Polski niż wynika z naszych danych o imporcie z Belgii. W przypadku Holandii jest to różnica rzędu pawie 39 proc., a jeśli idzie o Czechy – aż o 30 proc. Co ciekawe – w przypadku państw spoza UE mamy odwrotny efekt – deklarujemy znacznie większy import z Chin niż wynika to z chińskich danych o eksporcie do Polski, podobnie jest w przypadku USA.
Nie ma porządku w Niemczech
Jeśli spojrzeć na dane o handlu zagranicznym Niemiec, okazuje się, że tam… też nic się nie zgadza. Ale, oczywiście, nie zgadza się inaczej. I tak zazwyczaj dane o niemieckim eksporcie do innych krajów są wyższe niż ich deklaracje o imporcie z Niemiec. Różnice są nieco większe niż w przypadku Polski – bo np. wartość eksportu do Francji jest o 20 proc. wyższa niż przyznają to Francuzi. Duże, przekraczające 10 proc. różnice są także w handlu ze Szwajcarią i Austrią.
Jednocześnie nie ma aż tak wielkich różnic w danych o imporcie do Niemiec i wartości eksportu do Niemiec. Najwięcej ta różnica wynosi w przypadku Belgii (wartość eksport belgijskiego wynosi o 35 proc. więcej niż wartość importu do Niemiec z tego kraju). Duże różnice są także w przypadku Wielkiej Brytanii i Holandii. Ale są i odwrotne przypadki – np. Niemcy twierdzą, że ich import z USA w 2017 roku był o 17 mld dolarów większy niż amerykański eksport do RFN. Jeszcze większa różnica była w przypadku Chin – w tym przypadku chiński eksport byłby niższy aż o 44 mld dolarów niż wynika z danych niemieckich o imporcie z tego kraju.
Co wynika z tych informacji? W sumie – niestety – nic dobrego. Przede wszystkim dane o handlu międzynarodowym są jedną wielką fikcją. Każdy liczy jak chce i nic się z niczym nie zgadza.
Oczywiście, możliwe jest, że to Polska na potęgę fałszuje dane, zaniżając wartość importu, aby poprawić sobie bilans handlu zagranicznego i saldo obrotów bieżących. Jeśli bowiem nasze dane są prawdziwe, to w wymianie handlowej z 13 krajami (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Holandia, Włochy, Austria, Szwajcaria, Belgia, Hiszpania, Czechy, Szwecja, USA i Chiny) mieliśmy w roku 2017 nadwyżkę w wysokości prawie 9,7 mld dolarów. Jeśli jednak dane są nieprawdziwe, to nasz deficyt przekroczył 22,5 mld dolarów.
Ale też jest inna możliwość – że inne kraje fałszują dane. Że robią tak na potęgę na przykład Niemcy. To zaś by oznaczało, że ich dane o gigantycznej nadwyżce handlowej są zawyżone. To znaczy nadwyżka nadal jest duża, ale nie tak, jak chcieliby, aby myślano – bo zamiast nadwyżki rzędu 213 mld dolarów w wymianie z 13 krajami (tymi samymi, co powyżej, tyle że Polska jest zamiast RFN), ta nadwyżka wynosi niecałe 130 mld dolarów.
”VAT-owcy” przenieśli się do Niemiec”?
I choć nie mam wątpliwości, że nasz bilans handlu zagranicznego jest gorszy niż wynika z danych GUS, to jednak sądzę, że problem dziwnych danych najsilniejszy jest po drugiej stronie. Jeszcze niedawno bowiem dane o wartości polskiego eksportu do innych krajów były naprawdę mocno zawyżone – łącznie w latach 2008-20015 wartość podawanego przez Polskę eksportu była o prawie 8,5 wyższa niż wynikało to z deklaracji innych krajów o imporcie od nas. W przypadku wymiany w Niemcami ten odsetek przekroczył 10 proc. w 2009 roku. Potem jednak ta różnica malała – w 2016 roku było to niespełna 3 proc., zaś w 2017 r. – o 4,3 proc.
O fikcyjnym polskim eksporcie czytaj 400 mld zł polskiego eksportu to fikcja oraz Sukces rządu: Lipny eksport ograniczony o połowę.
Powodem tej zmiany była oczywiście walka, jaką rząd PiS wydał wyłudzeniom VAT. Wprowadzenie JPK, monitoring towarów akcyzowych i inne rozwiązania sprawiły, że trudnij było wyłudzać ten podatek. A jedną z najprostszych metod wyłudzeń jest zadeklarowanie, że towar się eksportuje, pobranie zwrotu VAT, a następnie sprzedaż produktu na polskim rynku. To właśnie był powód, dla którego pompowany był VAT.
Te działania oznaczają także, że w ostatnim okresie polskie statystyki są bardziej wiarygodne niż jeszcze kilka lat wcześniej. To znaczy, że wad trzeba szukać w danych o eksporcie do Polski z Niemiec czy też innych państw UE. Całkiem możliwe, że teraz oni borykają się z problemem, że ktoś w Niemczech czy Belgii zgłasza eksport towarów do Polski, występuje o zwrot VAT a następnie sprzedaje „wyeksportowane” towary na swoim rynku. A to by znaczyło, że sytuacja wielu krajów starej UE jest znacznie gorsza niż wynika ze statystyk. I tu potwierdzeniem mogą być choćby protesty „żółtych kamizelek” w Francji, którzy twierdzą, że mają gorzej niż kilka lat temu.