Janusz Korwin-Mikke będzie masakrował za nazwanie go socjalistą
Janusz Korwin-Mikke nie obraża się za nazywanie go idiotą. Zupełnie inaczej reaguje na słowo „socjalista”.
Słyszy pan słowo idiota pod swoim adresem i jak pan reaguje?
- zapytał prowadzący rozmowę w Polsat News nawiązując do wypowiedzi Władysława Frasyniuka od adresem ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego, który zapowiedział pozew w tej sprawie.
- Ja zakładam, że jak się do polityka mówi „idiota”, to nie jest to w sensie klinicznym idiota, tylko jak na polityka jest idiotą. No i na ogół jest to uzasadnione jakoś.
- Ale na słowo „faszysta” zareagowałby pan inaczej?
- Jakby mnie ktoś nazwał faszystą, a nie daj Boże socjalistą jeszcze, to już w ogóle bym się obraził. Za socjalistę to już w mordę trzeba lać.
- Dlaczego?
- No jak to? Jak można człowieka obrazić słowem „socjalista”?
- A czym się różni słowo „socjalista” od słowa „idiota”? Też każdy może mieć inną interpretację tegoż.
- Każdemu zdarza się zrobić jakąś głupotą, powiedzieć głupstwo. Znam jednego polityka, który zapytany przed kamerami - do których nie był przyzwyczajony - co zrobić, żeby nie było takiej emigracji z Polski, oświadczył, że powinien być taki rozkład lotów, że można w Polsce tylko lądować, a nie można startować. Tak mu się powiedziało. Czasami człowiek pieprznie coś takiego. I trudno.
Dodał, że zdarzało mu się pozywać kogoś – i będzie jeszcze zdarzać – ale nie za „idiotę”, lecz właśnie za „faszystę” czy „socjalistę”. Przy okazji poinformował, że czeka go kolejna sprawa sądowa:
Teraz będę miał nowy proces, bo z kolei nazwała mnie faszystą taka idiotka… pani… Olejnik się nazywa chyba, tak.
Zapytany, dlaczego go to dotyka, odparł:
- To jest zła ocena mojej sytuacji politycznej, która w dodatku jest bardzo źle oceniana.
- A jeżeli pozwana przez pana poczuła się i poczuje się dotknięta tym, co pan przed chwilą powiedział?
- Człowieka, który jest absolutnie na przeciwnym polu spektrum politycznego niż faszysta, ona nazwała faszystą, to znaczy, że jest to idiotka.
- Ale jest kobietą.
- Dlatego nie jest idiotą, tylko idiotką. Oczywiście, pan ma rację.
- Może tego nie wypada? Nie, ja tego nie powiedziałem. No dobrze, to jest pana opinia, ja nie będę z nią dyskutował...
Zaostrzanie języka debaty publicznej nazwała skutkiem demokracji i dodał, że w Ameryce jest gorzej pod tym względem. Dopytywany, czy nie żałuje pewnych swoich wypowiedzi, które oburzyły wiele osób – np. o niepełnosprawnych czy o posłance Grodzkiej, szef Kongresu Nowej Prawicy stwierdził zdecydowanie:
Nie istnieje posłanka Grodzka, istnieje tylko stary komuch Ryszard Bęgowski, który wyłudził miejsce w Sejmie. Nazywam go oszustem. I jeszcze raz mówię – jeśli pan Bęgowski chce udawać panią Grodzką, to niech się zgłosi do Polskiego Związku Zapaśniczego i powie, że chce startować w mistrzostwach Polski kobiet jako kobieta, a przecież wygrałby lewą ręką…
Na zarzut, że bezkompromisowy język jest tylko dla Korwin-Mikkego sposobem na zaistnienie w przestrzeni publicznej, polityk odparł, że nikt nie przywiązuje wagi do treści jego wypowiedzi – o podatkach czy karze śmierci, a przywiązuje się wagę do kontrowersji.
wnp/ wPolityce.pl/ Polsat News/