Majewski: "Polakom nie zabraknie energii"
„Jeśli ceny energii w Europie Zachodniej będą nadal szły w górę w takim tempie, jak dotąd i okaże się, że połowę wszystkich kosztów utrzymania tam stanowić będą prąd i gaz, to spodziewam się ogromnej fali niepokojów społecznych. Nowy ruch „żółtych kamizelek” może dać o sobie znać w co najmniej kilku krajach unijnych” - mówi w wywiadzie Paweł Majewski, Prezes Zarządu Enea S.A.
Agnieszka Łakoma: Czy grozi nam tej zimy 20 stopień zasilania?
Paweł Majewski: Nie grozi. Jesteśmy dobrze zabezpieczeni. Oczywiście przygotowania energetyki do zimy muszą być nadzwyczaj intensywne , bo sytuacja na rynku jest trudna. Ale nie ma powodów do obaw – jesteśmy w lepszej sytuacji niż niektóre kraje europejskie, bo od dawna planowaliśmy uniezależnić się od surowców z Rosji i konsekwentnie realizowaliśmy ten cel. To dotyczy zarówno gazu, jak i ropy. Natomiast, jeśli chodzi o węgiel, to jestem pewien, że cały sektor elektroenergetyki ma zabezpieczone dostawy. Spółki Skarbu Państwa od lat nie kupują do swoich elektrowni węgla w Rosji. Z powodzeniem realizowany był także import drogą morską z innych kierunków.
- Czyli jest Pan przekonany, że przerwy w dostawach energii nam nie grożą tej zimy i nie trzeba będzie nikomu ograniczać zużycia…
- Tak. Nasze elektrownie pracują w sposób ciągły, stabilny i bezpieczny. Mamy odpowiednie zapasy węgla i kontrakty na dostawy. Polakom nie zabraknie energii elektrycznej. Cała branża ze spokojem patrzy na kolejne miesiące. Właśnie dlatego Skarb Państwa ma udziały w strategicznych spółkach sektora, by móc zapewnić bezpieczeństwo dostaw energii. I takie bezpieczeństwo gwarantujemy. Wbrew klasycznej dezinformacji także w tej sferze. Specjalizujący się w weryfikacji fake newsów NASK niedawno wskazał w swoim opracowaniu na ogromną skalę dezinformacji, także prorosyjskiej, w sprawach energii i węgla. Z tego względu mam wrażenie, że głosy i opinie o tym, że czeka nas zimą kryzys i zabraknie prądu, wpisują się po prostu w rosyjską propagandę, której celem jest wywołanie paniki na rynku, podobnie jak ma to miejsce z cukrem. Nie straszmy Polaków, nie wpisujmy się w upowszechnianie dezinformacji, jak to było w przypadku ostatnich doniesień o rzekomych włączeniach bloków z powodu braku surowca. Chętnie podnosili ten temat niektórzy komentatorzy, którzy nie chcieli sprawdzić faktów.
- Ale informacje o tym, że energia będzie drożała to już nie jest wroga propaganda. Enea też złożyła w Urzędzie Regulacji Energetyki wniosek o zmianę taryfy dla gospodarstw domowych czyli o podwyżkę…
- Przy wzroście kosztów spółki energetyczne są zobowiązane wystąpić do Prezesa URE o korektę taryf dla odbiorców indywidualnych. Mogę jednak zapewnić, że nie chodzi o skokowy wzrost, lecz kilkuprocentowy, co przełoży się w minimalnym stopniu na końcowe rachunki. Oczywiście decyzja jest po stronie Prezesa URE, który bierze pod uwagę aspekty społeczne i gospodarcze.
- Od stycznia tego roku prąd podrożał o 24 proc., nawet jeśli teraz Regulator zgodzi się na mniej niż 10-proc. podwyżkę, to i tak w sumie będzie o jedną trzecią drożej niż w 2021 roku. Poza tym szykują się drastyczne podwyżki w przyszłym roku. Analitycy jednego z największych banków na początku lipca przedstawili prognozy, że w 2023 roku – biorąc pod uwagę sytuację rynkową – ceny prądu dla gospodarstw domowych mogą wzrosnąć o 115 procent. Czy to trafne przewidywania?
- Dziś każdy z nas płaci koszty agresji rosyjskiej, ale także wątpliwej polityki europejskiej, w tym wielu krajów, które uzależniły się od surowców rosyjskich. Na przykładzie rachunków za prąd, jakie muszą płacić mieszkańcy Francji, Niemiec czy Włoch, widać, co to naprawdę jest kryzys energetyczny. W krajach, takich jak Estonia, Holandia czy Włochy rachunki za prąd dla gospodarstw domowych wzrosły o ponad 80 proc. w ciągu roku, podczas gdy w Polsce jedynie o 5,1 proc.. Jestem przekonany, że w tym roku i kolejnym Polacy nadal będą płacić dużo mniej niż mieszkańcy większości państw unijnych także dzięki działaniom osłonowym rządu. Wiemy przecież, jakie działania podejmuje rząd, aby podwyżki cen dla gospodarstw domowych nie były drastyczne, wprowadzając np. zerową stawkę akcyzy i obniżając VAT- z 23 proc. na 5 proc. To bardzo duża ulga dla indywidualnych odbiorców. Druga kwestia to fakt, że u nas ceny dla odbiorców indywidualnych ani w tym ani w przyszłym roku nie wzrosną kilkukrotnie, jak to ma miejsce w kilku co najmniej państwach unijnych. Możliwe skokowe wzrosty cen hurtowych nie przełożą się na zwykłych indywidualnych odbiorców. Zatem w naszym kraju sytuacja i tak jest lepsza niż u sąsiadów. I zakładam, że taka pozostanie, a gospodarstwa domowe nie odczują boleśnie skutków kryzysu.
- Argument, iż w bogatszych krajach płacą drożej za prąd, nie brzmi u nas przekonująco. Tym bardziej, że nie jest tajemnicą, iż na wolnym rynku ceny prądu dla przedsiębiorców wzrosły już kilkukrotne, dlatego obawiają się bankructwa i dalszych podwyżek. Część ekspertów wskazuje, że wyniosą nawet ponad 100 proc. Czy zgadza się Pan z tymi opiniami?
- Cenę hurtową na rynku energii elektrycznej ustala mechanizm rynkowy, nie państwo czy sprzedawcy energii. Spółki energetyczne nie decydują o cenach kształtowanych przez cały rynek, a jedynie dostosowują swoją działalność do warunków rynkowych. Zawierane na Towarowej Giełdzie Energii kontrakty pokazują gwałtowny wzrost cen na przestrzeni ostatniego roku. Przykładowo w styczniu 2022 r. średnia cena wszystkich transakcji w kontrakcie rocznym z dostawą na rok 2023 wyniosła 627,17 zł/MWh, podczas gdy bieżące notowania wskazują poziomy przekraczające 1 600 zł/MWh, co oznacza wzrost o ponad 200 proc. w trakcie roku. Wobec tych uwarunkowań i wzrostu cen na Towarowej Giełdzie Energii rzeczywiście przedsiębiorcy zapłacą o wiele więcej niż gospodarstwa domowe. Dlatego tak istotne jest wsparcie rządu w formie Tarczy Antyinflacyjnej, której działanie zostało przedłużone na kolejne miesiące. Zawarte są w niej m.in. obniżki podatkowe. My jako producent i sprzedawca energii oferujemy firmom produkty, gwarantujące stałą cenę przez dwa lub trzy lata. Gwarancja ceny pozwoli uniknąć przyszłych zmian cenników za energię elektryczną. Taka opcja cieszy się sporym zainteresowaniem wśród przedsiębiorców..
- Czy kryzys energetyczny może skłonić Komisję Europejską do faktycznej reformy systemu handlu uprawnieniami do emisji - EU ETS, w sytuacji tak drastycznego wzrostu ich cen i wobec wysokich notowań surowców? Polska zabiega o taką reformę, by pozwolenia przestały być przedmiotem spekulacji, a ich ceny urealnić.
- Miałem i nadal mam nadzieję, że kryzys, z którym mamy do czynienia - a przypomnę, że jest na skalę nienotowaną od zakończenia drugiej wojny światowej - oraz szalejące ceny surowców, spowodują, iż eurokraci opamiętają się. Jak dotąd jednak tak się nie dzieje. Mało tego - Bruksela zaproponowała ETS II, czyli objęcie pozwoleniami kolejnych ważnych branż i sektorów gospodarki. Już nie chodzi tylko o energetykę, ale też o transport drogowy i morski czy budynki mieszkalne. Jest to kompletnie niezrozumiałe tym bardziej, że już obowiązujący mechanizm nie funkcjonuje zgodnie z założeniami, przez co nie mobilizuje uczestników rynku do transformacji. To jak gaszenie pożaru benzyną. My chcemy rozwijać innowacyjną zieloną energię, ale na zasadach sprawiedliwych, a nie dyskryminujących takie kraje, jak Polska. Póki co musimy płacić haracz za prawa do emisji CO2, zamiast inwestować te środki w odpowiedzialną transformację.
- Szefowie Komisji jak dotąd nie poparli polskich propozycji. Proponują za to strategię RePower EU – odejścia od paliw kopalnych, która jeszcze zaostrza cele polityki klimatycznej, zawarte w Fit for 55. Do czego to doprowadzi?
- Jeśli nie uda się zablokować tych pomysłów Komisji, a ceny energii w Europie Zachodniej będą nadal szły w górę w takim tempie, jak dotąd i okaże się, że połowę wszystkich kosztów utrzymania tam stanowić będą prąd i gaz, to spodziewam się ogromnej fali niepokojów społecznych. Nowy ruch „żółtych kamizelek” może dać o sobie znać w co najmniej kilku krajach unijnych. A jeśli chodzi o dokument RePower EU - to zawiera kuriozalne zapowiedzi. Rozumiem plan zwiększenia inwestycji w odnawialne źródła energii, ale nie w tak krótkim czasie. Ma to sens tylko długofalowo. Na dodatek w naszej sytuacji, gdy w kraju wytwarzamy 70 proc. energii w elektrowniach węglowych, te pomysły Brukseli są nierealne i niepoważne. Trzeba reagować na kryzys i sytuację geopolityczną. Nasz rząd zareagował bardzo szybko na to, co zaczęło się dziać na rynku surowców po wybuchu wojny. Dokonano aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040. Podkreślono, że musimy teraz - biorąc pod uwagę własne zasoby – znacznie dłużej stawiać na węgiel, a w dalszej perspektywie jeszcze dodać inwestycje w SMR-y czyli małe, modułowe reaktory jądrowe.
- Czy wobec tego jest jeszcze miejsce dla gazu jako paliwa przejściowego w transformacji energetyki?
- Tak – uważam, że gaz oraz węgiel mogą spełnić tę rolę. Nasza firma ma także w planach budowę bloków gazowych w elektrowni Kozienice w miejsce starych – węglowych. Gaz jest mniej emisyjny, a praca nowych bloków gazowych bardziej elastyczna, zatem mogą pełnić z powodzeniem funkcję stabilizującą cały system elektroenergetyczny kraju i stanowić jeden z elementów polskiego miksu energetycznego.
- Czy nie obawia się Pan problemów ze zdobyciem finansowania dla tych bloków. Wprawdzie gaz - tak jak i atom - zostały ujęte w taksonomii, czyli inwestycje tego typu uznawane są za ekologiczne, ale w opinii ekspertów normy są tak wyśrubowane, że mało które projekty będą je w stanie spełnić i pozyskać finansowanie.
- Faktycznie te normy będzie trudno spełnić i właściwie odnoszą się tylko do bloków kogeneracyjnych, ale my w odpowiednim czasie zapewniliśmy finansowanie dla naszego projektu. Nadal jeszcze analizujemy, czy to będą trzy mniejsze czy dwa większe bloki – po 1100 MW. Enea ma zarówno długoletnią strategię inwestycyjną, jak i plan jej finansowania. Poza tym dzięki koncepcji rządu o powołaniu NABE, uda się odciążyć aktywa i firmę, aby więcej środków inwestować w transformację.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma