TYLKO U NAS
A co, jeśli Donald Trump ma rację...
Donald Trump, który nigdy nie słynął ze szczególnie ostrożnego dobierania słów w swoich wypowiedziach, tym razem wywołał burzę nie tylko w USA. Zagroził, że gdy znów zostanie prezydentem (co jest dość prawdopodobną wizją), to nie będzie chronił przed potencjalną rosyjską agresją krajów NATO, które nie wypełniają swych zobowiązań finansowych wobec Sojuszu. Bez dwóch zdań, słowa republikańskiego polityka szokują. Jeśli jednak spojrzymy na to, ile państwa NATO wydają na zbrojenia, to musimy uczciwie przyznać, że to jest znacznie bardziej przerażająca informacja.
Wypowiedź, która oburzyła członków Sojuszu
Były amerykański prezydent regularnie krytykuje członków NATO za niedostateczne finansowanie Sojuszu. Robił to pełniąc swój urząd, np. wówczas, kiedy przypominał kanclerz Angeli Merkel o niemieckich zaniedbaniach w tym względzie, robi to także jako kandydat Republikanów.
Tym razem, w trakcie wiecu wyborczego w Karolinie Południowej (to ważny szczegół, bo słowa padły także na użytek polityki wewnętrznej), Trump relacjonował rozmowę z jednym z szefów państw NATO, nie wymieniając jego nazwiska:
Jeden z prezydentów dużego kraju zapytał mnie: no cóż, proszę pana, jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił? Odpowiedziałem: - Nie, nie będę was chronił. Właściwie zachęcałbym ich (Rosję), żeby zrobili z wami, co chcą. Musisz zapłacić - mówił Trump.
Tych kilka zdań wypowiedzianych przez byłego prezydenta USA wywołało lawinę komentarzy polityków, ekspertów ds. bezpieczeństwa i dziennikarzy na całym świecie. Wypowiedź rzeczywiście nie była przesadnie rozważna, ale przecież Trump przyzwyczaił nas do zachowań, które nawet jego sympatycy muszą uznawać za ekscentryczne.
Choć nie posunął się wcześniej do “zachęcania” Rosji do ataku na te kraje, które nie wypełniają swoich zobowiązań finansowych wobec Sojuszu, to jeśli przyjmiemy, że jego intencją było przede wszystkim zwrócenie uwagi na pewien realny problem, to musimy zadać sobie pytanie o to, czy wszyscy członkowie Sojuszu równie poważnie podchodzą do tematyki bezpieczeństwa?
Reakcje na słowa Donalda Trumpa
Po wypowiedzih Trumpa jako pierwszy zareagował Biały Dom:
Zachęcanie do inwazji morderczych reżimów na naszych najbliższych sojuszników jest przerażające i bezsensowne (…) To zagraża bezpieczeństwu narodowemu Ameryki, globalnej stabilności i naszej gospodarce krajowej – podkreślił Andrew Bates, rzecznik Białego Domu, w oświadczeniu opublikowanym już bezpośrednio po wystąpieniu Trumpa w Karolinie Południowej.
Równie ostry komentarz w sprawie słów Trumpa wygłosił kilka dni później aktualny prezydent Stanów Zjednoczonych:
Wypowiedź byłego prezydenta USA Donalda Trumpa o tym, że nie będzie chronił przed Rosją członków NATO, którzy nie wywiązują się ze zobowiązań finansowych, jest „niebezpieczna, szokująca i antyamerykańska - mówił Joe Biden.
Do słów Trumpa odniósł się także francuski minister spraw zagranicznych, który w czasie spotkania ze swoimi odpowiednikami z Polski i Niemiec, Radosławem Sikorskim i Annaleną Baerbock, powiedział: - Wszyscy słyszeli w ostatnich dniach komentarze republikańskiego kandydata w amerykańskich wyborach. Nie przestanę przekonywać wszystkich przywódców o znaczeniu naszego sojuszu, który działa na korzyść wszystkich, włącznie z USA - oznajmił Sejourne, po spotkaniu w ramach Trójkąta Weimarskiego.
Ani jedna minuta nie może być stracona podczas przygotowań na ewentualne zmaterializowanie się słów Trumpa, musimy przygotować się na wypadek „szoku takiego scenariusza. Musimy wspólnie pracować, by przeanalizować kontekst (tej wypowiedzi), w tym wybory w USA - podkreślił minister.
Słowa polityków, zwłaszcza tych, których trudno podejrzewać o sympatię do Trumpa, nie mogą nikogo dziwić. Były prezydent Stanów Zjednoczonych dotknął jednak tematu, w którym jest naprawdę sporo do zrobienia. Widać to choćby po nieco nerwowej reakcji Jensa Stoltenberga, sekretarza generalnego NATO, który zorganizował specjalną konferencję prasową w kwaterze głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli. Stoltenberg z jednej strony tłumaczył obecny poziom wydatkowania na zbrojenia:
Od 2014 roku (…) europejscy członkowie NATO i Kanada zwiększyli wydatki na obronność o 600 mld dolarów amerykańskich. W ubiegłym roku byliśmy świadkami bezprecedensowego - 11-procentowego - wzrostu w tej dziedzinie - mówił sekretarz generalny NATO. Z drugiej strony przyznawał, że w temacie tematyki bezpieczeństwa Sojuszu nie wszyscy wywiązują się należycie ze swoich obowiązków:
Spodziewam się, że w tym roku 18 członków Sojuszu Północnoatlantyckiego wyda 2 proc. PKB na obronność. To kolejny rekord i 6-krotny wzrost w porównaniu z 2014 r., kiedy tylko trzy państwa NATO osiągnęły ten cel - dodawał Stoltenberg.
»» O polskich zakupach zbrojeniowych czytaj więcej tutaj:
Co ustalił prezes koncernu zbrojeniowego w Warszawie?
Broń z Korei odjeżdża? Bulwersujące słowa szefa MON
Kto płaci tyle, ile powinien?
Przypomnijmy, w 2014 roku, w czasie szczytu Sojusz Północnoatlantyckiego ustalono, że minimalnym poziomem nakładów na zbrojenia powinno być w danym państwie 2 proc. PKB. Po zajęciu Krymu przez Rosję państwa NATO podpisały Deklarację Transatlantycką The Wales Declaration on the Transatlantic Bond zobowiązując się, że będą więcej wydawać w na obronność. Rzecz w tym, iż z danych NATO wynika, że zaledwie jedna trzecia członków Sojuszu osiąga ustalony we wspomnianej umowie cel.
Najpoważniej do swoich obowiązków wobec Sojuszu, ale przede wszystkim do swojego własnego bezpieczeństwa, podchodzi Polska, która jest - kolejny rok z rzędu - liderem zestawienia wydatków na obronność z 3,9 proc. PKB. Wyprzedzamy nawet Stany Zjednoczone. Warto dodać także, że od 1990 roku Polacy wydają na cele związane z obronnością więcej niż Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi pułap 2 proc. na obronność osiągnęli raz, w 1991 roku. Od tego czasu wydają na cele związane z bezpieczeństwem Sojuszu Północnoatlantyckiego nie więcej niż 1,6 proc. PKB.
Za mało płacą Niemcy, Hiszpanie, Francuzi, Holendrzy, Włosi, Turcy czy Belgowie. Co prawda po słowach Trumpa kanclerz Niemiec Olaf Scholz kolejny raz zobowiązał się, że osiągnie wymagany przez Sojusz pułap 2 proc., ale składał podobne deklaracje już tyle razy, że trudno je teraz traktować poważnie. Pomimo tego, że - jak sam Scholz zauważył - „Jest to pilnie potrzebne (…) ponieważ tak surowa jest ta rzeczywistość, nie żyjemy w czasach pokoju”. Wspomniane tu wyliczenia znacznie gorzej - dla Europy - wyglądają wówczas, jeśli weźmiemy pod uwagę budżet obronny wyrażony w realnych kwotach, a nie w procencie PKB. Wówczas widać, że budżet obronny Stanów Zjednoczonych, wynoszący blisko 860 miliardów dolarów, jest ponad dwukrotnie większy niż budżet wszystkich pozostałych sojuszników NATO razem wziętych. Dlatego słuchając Trumpa warto uzmysłowić sobie, że problem, na który zwraca uwagę jest naprawdę poważny i to nie Stany Zjednoczone są tu tym, którego należy za cokolwiek winić.
Artur Ceyrowski
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Niemcy obalą wiatraki, by zbudować kopalnię węgla
Zamiast 800+ otrzymasz 1200+ na dziecko. Jeden warunek