Marcin Przybyłek w wywiadzie o ekonomii w fantastyce oraz o fantastyce w ekonomii
Marcin Przybyłek jest pisarzem Science Fiction i pasjonatem ekonomii - zawsze stara się aby tworzone przez niego światy były maksymalnie wiarygodne i realistyczne. Z tego powodu tworzy także ich... gospodarkę. O ekonomii w fantastyce a także - o fantastyce w ekonomii mówi w wywiadzie dla wGospodarce.pl.
Arkady Saulski: Studiował pan na Akademii Medycznej, ale pracuje pan w branży powiązanej z gospodarką. Czy wpływa to na Pana literaturę?
Marcin Przybyłek: Pracuję jako wolny konsultant i rzeczywiście współpracuję z różnymi firmami, począwszy od banków, poprzez firmy ubezpieczeniowe na firmach zajmujących się produkcją pasz dla zwierząt skończywszy. Tak, te kontakty mają wpływ na moją literaturę. Najłatwiej pisze się o tym, co się zna, więc chętnie opisuję korporacje przyszłości, staram się przewidzieć, jak się rozwiną i w którym pójdą kierunku.
Pomówmy więc już o fantastyce. Kreuje pan od lat przeogromny świat - z pewnością podczas pracy zadawał pan sobie pytania o jego aspekty gospodarcze. Czy to ważny element w pana literaturze, czy jedynie tło, mogące nadawać kolorytu całości?
To element bardzo istotny. Nie mam wątpliwości co do tego, że to właśnie gospodarka kształtuje współczesny świat. Futurologia jest niewdzięczną dziedziną, bo praktycznie zawsze przewidywania przyszłości zawodzą, pociesza jednak myśl, że już samo projektowanie możliwych scenariuszy otwiera oczy, pokazuje „Tak może być, tak też może być, więc uważajmy, co robimy, by do tego nie doszło”. Mam wrażenie, że dość częstą reakcją wśród czytelników jest stwierdzenie „O rany, to jest prawdopodobne!”, zatem być może trafiam w powszechne obawy i niepokoje związane ze światową gospodarką.
Piszę o wielkich korporacjach. Już dzisiaj są przeogromne, w przyszłości będą jeszcze większe i to one będą kreowały rzeczywistość, coraz mniej kamuflując swoje działania. W zasadzie fabuła większości moich książek jest wynikiem zderzeń działań wielkich firm. Główny bohater zostaje wciągnięty w turbulencje wywołane tymi zderzeniami i krok po kroku zaczyna odkrywać, co ze światem się dzieje, kto nim kieruje i dlaczego. To historia odkryć wielkich mistyfikacji i tajemnic, ale nie mistyczno-okultystycznych, tylko właśnie gospodarczych.
Czy kreując fantastyczne światy autorzy (pan, pana koledzy) uważają aspekty gospodarcze za ważne?
Mam wrażenie, że jestem tutaj prekursorem, ale mogę się mylić, więc proszę mnie w razie czego poprawić. Z reguły pisarze zajmujący się fantastyką tworzą światy „równe” mylnie sądząc, że jeśli jakiś wynalazek będzie możliwy do zrealizowania, z pewnością będzie powszechnie dostępny, najlepiej za darmo. Ja nie mam wątpliwości, że w świecie przyszłości, tak jak dzisiaj, pieniądz rządzić będzie wszystkim, więc przydatny w życiu gadżet czy usługa, owszem, będą dostępne – pod warunkiem, że to się komuś opłaci. Wielu fantastów tak koncentruje się na aspektach technologicznych i fizycznych, tak mocno fascynuje się możliwościami nauki przyszłości, że zapomina o czynnikach ekonomicznych i typowo ludzkich. „Chcesz się teleportować? Świetnie! Co? Już wchodzisz to teleportu? Zaraz! A masz wykupioną kartę stałego klienta? Nie? Nie ma problemu, wydamy ci ją za czterysta kredytów, a resztę spłacisz w ratach po tysiąc dwieście kredytów miesięcznie przez następnych dziesięć lat! Już nie chcesz korzystać z teleportu? Może w takim razie weźmiesz kredyt? Też nie? Trudno. Zapraszamy jutro. Tymczasem możesz skorzystać z tuby transportu publicznego.” To nie jest fragment żadnej mojej książki, ale oddaje ducha sagi „Gamedec”. Te aspekty są dla mnie bardzo ważne, co można zauważyć choćby w „Zabaweczkach”, gdzie Torkil kupuje spacemobil (statek kosmiczny). Opis całej procedury zakupu i wyboru modelu był dla mnie bardzo zabawny. Mam wrażenie, że większość pisarzy omija takie „szczegóły”, a to właśnie w nich tkwi przysłowiowy gospodarczy diabeł. Oczywiście nie cała saga o Torkilu jest opowieścią o gospodarce, zakupach i kredytach, jest tam mnóstwo akcji i przygód, ale gospodarka gra pierwsze skrzypce.
Istotne dla mnie, jako czytelnika, jest pytanie czy wykreowanie modelu gospodarczego dla świata ma jakikolwiek sens, skoro go podczas lektury... nie widać! Jako przykład podam tu rozważania Feliksa W. Kresa, który kiedyś napisał, że za jego światem Szereru jest stworzonych wiele mechanizmów (w tym gospodarczych), które on zna ale czytelnik - nie pozna nigdy. Mimo to Kres uważa, że nie idzie ta robota na marne. A jak pan uważa?
Moim zdaniem warto coś niecoś jednak pokazywać. Owszem, jest mnóstwo roboty „za książką” (dobrą książką, niektóre powieści nie mają za sobą żadnej pracy i to też widać), ale niekoniecznie trzeba to ukrywać. Pamiętasz być może, jak w „Zabaweczkach” Laurus tłumaczy Torkilowi, czym jest Lex Occulta, ukryte prawo, które umożliwiło firmom stworzyć nielegalne monopole. Bez tej wiedzy czytelnik nie rozumiałby, jak Mobillenium (fikcyjna firma stworzona na potrzeby powieści) zdobyła przewagę nad innymi korporacjami. Podobne rzeczy opisuję w przypadku Pharma Nanolabs (fikcyjna firma farmaceutyczna), przybliżam też pracę agentów Safe Nations (fikcyjnej firmy ubezpieczeniowej). Jeśli czegoś nie widać, trudno oczekiwać od czytelnika, by sam to wszystko wydedukował.
Wiemy, że pana kolejna powieść - "Obrazki z Imperium" jest w fazie poprawek. Elementy gospodarcze będą?
O, tak. To ostatni akord w sadze „Gamedec”. Jak pamiętasz, pierwszy tom opisywał rzeczywistość, którą dosyć łatwo zrozumieć: gospodarka podobna do naszej, reklamy, pieniądze, kredyty, ludzie zarabiający w realium i sieci. Ale im dalej, tym bardziej świat się zmienia, zarówno pod względem społecznym jak i ekonomicznym. Powstają stada (zastępujące małżeństwa), ludzkość staje się nieśmiertelna (na początku za pieniądze, potem już za darmo), w pewnym momencie znika zawód prawnika, znikają reklamy, konkurujące ze sobą firmy, psujące się urządzenia. „Obrazki z Imperium” to wizja… pozbawiona gospodarki. Siły wytwórcze ludzkości są tak potężne, że nie ma potrzeby sprzedawania czegokolwiek. Wielkie planety – fabryki („Worplany”) produkują co tylko chcesz w dowolnej formie, wielkości i stopniu złożoności, a dostajesz to teleportacyjnie wprost do domu (najczęściej latającego domostwa zwanego airvillem). Nie musisz pracować. Możesz – dla ludzkości, dla własnej potrzeby, dla poczucia przydatności, ale nie musisz tego robić. Oczywiście są tacy, którym ta rzeczywistość się nie podoba – nadmiar wolności, dostępność wszystkiego, mogą zawrócić w głowie.
Przyznam, że stworzenie sensownej struktury społecznej i „gospodarczej” w świecie pozbawionym pieniądza i wielu czynników przymusu wszechobecnych w naszych czasach było wielkim wyzwaniem. Tak mocno tkwimy w swoistym płatnym niewolnictwie, że wydaje nam się, że bez pracy człowiek zanudziłby się na śmierć. Jest to mit. Człowiek miałby mnóstwo ciekawych rzeczy do zrobienia.
Rozmawiał Arkady Saulski.
-------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------
Kup książkę wSklepiku.pl :"Ekonomia i etyka"
autor:Jasiński Leszek