Informacje

Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com

W Nepalu strach przed testami na Covid-19

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 26 lipca 2020, 12:40

  • Powiększ tekst

Nepalczycy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów Azji Południowej, obawiają się testów na koronawirusa. Dla wielu z nich pozytywny wynik oznacza wykluczenie ze społeczności, które przypomina prześladowania kastowe

Rabi Shrestha ociera pot z czoła chociaż w Katmandu jest zaledwie 24 st. Celsjusza i chwilę wcześniej przeszła monsunowa burza. „Nie ma się czym denerwować. Test na koronawirusa jest nieprzyjemny, ale to moment i po wszystkim” - uspokaja go student medycyny, który pomaga utrzymać porządek w kolejce do badań w szpitalu uniwersyteckim.

30-letni Rabi siada na drewnianym taborecie przed przeszkloną budką z dwoma otworami. Ręce pielęgniarza w odzieży ochronnej i gumowych rękawiczkach zbliżają się do głowy mężczyzny. Ten musi się mocno odchylić, żeby dać sobie pobrać próbkę z nosa.

Włożył patyczek strasznie głęboko, jakby mi wiercił dziurę w mózgu - mówi PAP Rabi, wzdragając się mimowolnie.

„Nie bałem się testu, ale wyniku” - dodaje. Mężczyzna nie ma żadnych symptomów choroby i czuje się dobrze. „Na test wysłał mnie właściciel budynku, w którym wynajmuję pokój. Powiedział, że bez ujemnego wyniku badania nie mam po co wracać” - tłumaczy.

Rabi kilka tygodni temu wrócił z Delhi, gdzie pracował przez ostatnie trzy lata. Stracił pracę, gdy pod koniec marca Indie wprowadziły ogólnokrajową kwarantannę z zakazem poruszania się. Pracujący za dniówki stracili pracę i zaczęli wracać do domów, wśród nich tysiące Nepalczyków.

Rabi przez ponad miesiąc koczował na indyjsko-nepalskiej granicy w Sunauli, zanim władze Nepalu zaczęły wpuszczać swoich obywateli do kraju. „Mieliśmy pójść na kwarantannę, ale było straszne zamieszanie i jakoś tam nie trafiłem” - opowiada. Kilku rozmówców PAP twierdzi, że za łapówkę kwarantanny można uniknąć. Jest na to wielu chętnych.

„Na granicy nikt nie chciał iść do ośrodka kwarantanny. Ludzie już wiedzieli, jakie tam panują warunki” - wtrąca się Krishna Choudhary, który również czekał w kolejce do testów. 40-latek mówi, że wypuszczono go z ośrodka, zanim przyszedł wynik testu. „Chciałem stamtąd jak najszybciej uciekać, spaliśmy na gołej ziemi w starym budynku, ubikacje śmierdziały fekaliami, a jedzenie było jak w więzieniu. Władze i policja traktowały nas jak przestępców” - mówi, wzburzony.

W połowie czerwca trzech wolontariuszy z ośrodka w nepalskiej prowincji Kailali zgwałciło kobietę przebywającą na przymusowej kwarantannie. Pod koniec czerwca 49-letni mężczyzna uciekł z ośrodka kwarantanny w Tanahun. Po obławie znaleziono go w pobliskim lecie i umieszczono w tym samym ośrodku. Po kilku dniach popełnił samobójstwo. Na ten sam krok zdecydował się 18-latek z ośrodka w Bajhang, gdy na początku lipca wykryto u niego koronawirusa.

„Bo jak komuś wyjdzie pozytywny wynik testu, nawet bez objawów, to jest duży problem. Ludzie odwracają się od człowieka. Wszyscy” - tłumaczy Choudhary dodając, że tak postąpili wobec niego krewni z rodzinnej wioski w dystrykcie Bara. „Powiedzieli, żebym lepiej pojechał do Katmandu, a nie zakażał. Podobno taką decyzję podjęła starszyzna wioski” - dodaje.

Ludzie, którzy złapali koronawirusa, stają się nieczyści. Trzeba ich więc wykluczyć ze społeczności, tak samo jak dalitów, czyli nietykalnych, którzy są poza kastą i sam dotyk lub ich obecność może sprowadzić nieszczęście i choroby - tłumaczy PAP Yom Hampu, antropolog z Katmandu - W czasie pandemii obserwujemy wiele takich postaw we wsiach całej Azji Południowej, gdzie system kastowy wciąż jest bardzo silny - podkreśla.

Już pod koniec kwietnia dr Randeep Guleria, dyrektor szpitala uniwersyteckiego w Delhi, ostrzegał na łamach „The Times of India” przed stygmatyzacją osób zakażonych koronawirusem i ich rodzin. Według Gulerii z obawy przed sąsiadami rodziny zbyt późno decydowały się na wizytę w szpitalach. Według dziennika „The Hindu” rodziny zmarłych w Delhi nie informują kapłanów na miejskich ghatach (kamiennych stopniach) pogrzebowych, czy zmarli zakazili się koronawirusem. Dziennik „Mint” opisał ostracyzm wobec powracających z zagranicy w bogatych apartamentowcach w Noidzie.

„Kiedy wróciłem z Indii do rodzinnej wioski, sąsiedzi krzywo na mnie patrzyli” - przyznaje Rabi, który mieszka w dystrykcie Nuwakot. Po tygodniu nie wytrzymał i bocznymi drogami przedostał się do pobliskiego Katmandu. „W wiosce była straż sąsiedzka i nie chciałem ryzykować zatargu” - opowiada.

„Czułem się gorzej niż nietykalny” - zauważa. Tłumaczy, że w jego wiosce mieszkają dalici, ale nie dzieje się im krzywda. Sami trzymają się na uboczu i co najwyżej wyższe kasty nie spożywają z nimi posiłków. „A ze mną nikt nawet nie chciał się przywitać, a przecież jestem z wyższej kasty” - dodaje.

„Dla mnie to norma. Popatrz na mój kolor skóry” - mówi Krishna Choudhary, pokazując wierzch dłoni. „W Katmandu wszyscy z południa kraju o ciemniejszych twarzach są automatycznie podejrzani o zakażenie” - dodaje. W południowych regionach Nepalu wykryto większość z ponad 18 tys. wykrytych w kraju przypadków koronawirusa.

Władze Nepalu wbrew przyjętej na świecie praktyce niemal o połowę zmniejszyły liczbę testów. W odpowiedzi młodzi aktywiści wznowili głodówkę, żądając zwiększenia liczby badań. „Nie ma innej metody walki z epidemią, ale aktywiści mogą nie rozumieć, że ludzie boją się testów” - zauważa antropolog Yom Hampu.

Osobę bez symptomów wykonanie testu na obecność koronawirusa kosztuje w Nepalu 5,5 tys. rupii (ok. 170 zł). Dla Krishny i Rabiego to spory wydatek. Liczą jednak, że po kilku miesiącach, z negatywnym testem na koronawirusa, będą mogli odwiedzić rodziny.

Czytaj też: Brazylia: 1211 nowych zgonów przez zakażenie koronawirusem

PAP/KG

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych