WYWIAD
Ochrona przed wzrostem cen prądu w 2024 roku zależy od rządu
Zarówno w 2022 roku jak i obecnie gdy spojrzymy na ceny za kilowatogodzinę dla odbiorców końcowych w Polsce, to należą one do najniższych w Europie – mówi Maciej Maciejowski, dyrektor ds. komunikacji w Polskim Komitecie Energii Elektrycznej.
Agnieszka Łakoma: Według informacji agencji Reuters unijny lider - Niemcy planują przedłużyć do marca przyszłego roku programy wsparcia gospodarki i gospodarstw domowych, by chronić je przed wzrostem cen. Czy to sygnał dla innych państw, że końca kryzysu energetycznego wywołanego agresją Rosji na Ukrainę nie widać?
Maciej Maciejowski: Sytuacja na rynku energetycznym jest bardziej stabilna niż rok zarówno w Europie jak i u nas w Polsce. Natomiast , gdy chodzi o Niemcy, to nie ulega wątpliwości, że kraj ten płaci słony rachunek za dekady systemowego uzależnienia od rosyjskich dostaw surowców. Niemcy budowały szczególnie po 2000 roku swój dobrobyt na zbliżeniu gospodarczym z Rosją i tego nie da się odwrócić w ciągu roku czy dwóch, szczególnie w sytuacji, gdy trwa wojna w Ukrainie. Być może jeszcze rok temu liczyli, że kryzys to tylko chwilowe zjawisko i krótkotrwałe ochłodzenie relacji. Bez wątpienia sytuacja w Niemczech to lekcja na przyszłość dla całej Europy, tym bardziej trudna, jeśli weźmiemy pod uwagę koszty czyli ponad 260 mld euro, bo tyle rząd w Berlinie wydał na pakiety pomocowe.
Mimo to Niemcy płacą o ponad jedną czwartą więcej za prąd i o połowę więcej za gaz, to skala podwyżki w pierwszym półroczu tego roku. Ale czy w tej sytuacji Komisja Europejska może zmienić podejście i pozwolić państwom członkowskim, by dłużej niż do końca tego roku stosowały systemy ochrony przed rosnącymi cenami energii?
Wiele wskazuje na to, że jest to możliwe. Jeszcze kilka tygodni temu z Brukseli płynęły sygnały, że kraje UE powinny z końcem roku także zakończyć programy osłonowe. Choć to była tylko taka „miękka sugestia”, to obecnie może okazać się, że Komisja zmieni podejście. Nie jest tajemnicą, że niemieckie wpływy są bardzo duże jako siły politycznej i gospodarczej Wspólnoty. Ale warto na te sytuacje także spojrzeć w szerszym kontekście. Okazuje się bowiem, że Polska wybrała i zastosowała takie mechanizmy ochronne, które zostały dopuszczone przez Komisję Europejską i na naszym – krajowym gruncie okazały się wyjątkowo skuteczne. A jednocześnie znacznie mniej kosztowne, niż w innych krajach. I obyło się bez kosztownych dopłat bezpośrednich do rachunków odbiorców. Mamy też zapowiedź Ministerstwa Klimatu i Środowiska, że w tym kwartale zostaną przedstawione projekty programów wsparcia i osłonowych na 2024 rok.
Czy to nie jest zbytni optymizm? Z Pana wypowiedzi wynika, że sytuację mamy opanowaną, bo zamroziliśmy ceny. A przecież takie ingerencje w rynek zwykle nie kończą się dobrze…
Na pewno jako kraj mamy powody do zadowolenia. I nie chodzi tu o mój optymizm, ale o rzetelną ocenę sytuacji, którą ostatnio przygotowała Agencja Rynku Energii. Jej raport pokazuje, że przede wszystkim byliśmy nieźle przygotowani do tej kryzysowej sytuacji. Znaczna część energetyki oparta u nas jest na węglu i to pochodzącym z polskich kopalń. Był potencjalny problem z dostawami dla odbiorców indywidualnych, ale okazało się, że udało się sprowadzić odpowiednią ilość surowca. Dzięki strukturze polskiego miksu energetycznego, przede wszystkim uniezależnieniu od dostaw rosyjskiego gazu, mogliśmy inwestować w programy osłonowe znacznie mniej niż inni członkowie UE, zarówno biorąc pod uwagę liczby bezwzględne jak i w relacji do PKB, i utrzymać niskie ceny dla gospodarstw domowych. Zarówno w 2022 roku jak i obecnie gdy spojrzymy na ceny za kilowatogodzinę dla odbiorców końcowych, to należą one do najniższych w Europie. Nie tylko jesteśmy poniżej średniej unijnej, ale jeszcze rozszerzyliśmy ochronę przed podwyżkami na odbiorców wrażliwych, samorządy oraz małe i średnie firmy.
Część ekspertów branży ostrzega, że gdy skończą się programy wsparcia, od razu ceny ostro pójdą w górę. Jak Pan ocenia takie opinie?
My te mechanizmy umożliwiające zamrożenie cen energii dla odbiorców i nie są tworzone w oderwaniu od cen rynkowych, ale kalkulowane z uwzględnieniem aktualnej sytuacji rynkowej. Opinie ekspertów, którzy starszą, że gdy skończy się tarcza solidarnościowa, to energia będzie droga, należy traktować jak fake newsy z jednej prostej przyczyny – wiemy z zapowiedzi rządowych, że programy osłonowe się nie skończą. Tak samo już w zeszłym roku miało nie być węgla i w związku z tym miało brakować prądu. Węgiel został sprowadzony, nikomu nie zabrakło energii elektrycznej ani ciepła. Teraz Ci sami pseudoeksperci mówią o radykalnych podwyżkach i sądzę, że bardziej te opinie należałoby wpisać w kontekst wyborczy, niż traktować jako obiektywne. Oczywiście kontynuacja działań osłonowych to decyzja polityczna. Nowy rząd mógłby teoretycznie z nich zrezygnować, co skutkowałoby wzrostem cen. Trudno byłoby to jednak wytłumaczyć Polakom.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma