Nie palmy korporacji - zakładajmy własne!
Podczas ostatniego embargo, nałożonego na polskie warzywa i owoce oraz mięso, szalenie popularne stało się hasło patriotyzmu gospodarczego. W skrócie w tamtej sytuacji można go określić jako nawoływanie do przeciwstawienia się rosyjskiemu embargu, a biorąc rzecz ogólniej do nabywania produktów co najmniej wytworzonych w Polsce. Może to co powiem, będzie mało popularne, ale te jabłka mają znaczenie bardzo drugorzędne dla naszej gospodarki. Oczywiście, akcję tę oceniam bardzo pozytywnie, ale parę zdań na ten temat muszę napisać.
Kryzys gospodarczy pokazał nam, że chociaż MŚP tworzy dużą część PKB państw, to najlepiej trzymały się kraje, które posiadają wielkie ponadnarodowe korporacje-matki działające w określonych gałęziach przemysłu. Tracą wtedy kraje takie jak Polska - posiadające własnego prezydenta i rząd wielkie fabryki, o czym przecież mieliśmy okazję się przekonać. W końcu to z naszych Tychów koncern Fiat wycofał produkcję Pandy, przenosząc ją pod Neapol, chyba tylko po to żeby utrzymać tam zatrudnienie. Decyzja o której Sergio Marchionne powiedział potem, że „nie miała uzasadnienia ekonomicznego dla firmy”, była jedynie „spłacaniem długu wobec Włoch”. Boleśnie przekonaliśmy się, że nie ma znaczenia naprawdę wysoka jakość naszych produktów i stosunkowo niskie koszty pracy – kiedy w potrzebie będzie interes narodowy lub polityczny zostaniemy na lodzie. Nie do końca prawdziwa jest więc teoria, że to korporacje, a nie państwa rządzą światem – gdyby nie pożyczka od Baracka Obamy Ford czy General Motors prawdopodobnie byłyby już martwe. Kiedyś jednak te zobowiązania będą musiały w jakiś sposób spłacić.
Jak pokazują raporty ekspertów, absolutnie rodzimy przemysł wysokich technologii w Polsce jest bardzo słaby, ciągle jesteśmy jedynie montownią dla Mercedesa, LG, Della czy wspomnianego już Fiata. I co nam z naszych owoców? W razie naprawdę sporych problemów zostaniemy z magazynami pełnymi jabłek i kapusty, którą z głodu będziemy jeść na okrągło. Nie jest zadaniem łatwym stworzenie firmy działającej w przemyśle ciężkim lub wysokich technologii, ale jeśli chcemy doszlusować do choćby Włoch czy Szwecji, nie mówiąc już o Niemczech, w zasadzie nie mamy innego wyjścia. Oczywiście, prawdą jest, że większa część tego zadania leży po stronie producentów – ich produkty muszą być dobre jakościowo, innowacyjne i konkurencyjne na światowych rynkach. Dziś te czynniki grają niebagatelną rolę – jak kończy się ich brak widać na przykładzie Nokii, która mimo że produkuje ciągle naprawdę dużo tradycyjnych „komórek”, to poległa na całej linii na rynku smartfonów i zmienia nazwę na Microsoft. Teoretycznie polskie przedsiębiorstwa mają spory potencjał, by dołączyć do technologicznej ekstraklasy – wykształcone kadry, ciągle jeszcze przewaga kosztowa i duży, chłonny rynek rodzimy powinny pozwolić im się rozpędzić, a w dłuższej perspektywie osiągnąć efekt kuli śniegowej.
Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego jak dużo zależy od nas-konsumentów. Czy ktokolwiek udając się do sklepu po nowego smartfona bierze pod uwagę Pentagrama (obecnie Actina) czy Goclevera? Niestety, większość ciągle woli wybrać LG czy tańszy model Samsunga, które wcale nie są lepsze od polskich odpowiedników, a pod względem parametrów nie dorastają im do pięt w podobnych segmentach cenowych. Nie bez znaczenia jest tu też fakt, że operatorzy prawie nie oferują rodzimych telefonów w swoich abonamentach. Wybór tableta ciągle rozgrywa się między Samsungiem, a Lenovo, jednak tu jest znacznie lepiej – Prestigio i Goclever są na trzecim i czwartym miejscu, ze sprzedażą 2-3 mniejszą od wspomnianych firm, ale większą np. od Asusa czy Appla. A mamy jeszcze przecież wspomnianego Solarisa, PESĘ czy Newag oraz kilka mniej znanych firm, które wpasowały się w swoiste nisze, nie produkując przecież towarów dla masowego odbiorcy. Ich waga jest również niebagatelna i bardzo potrzebujemy ich, żeby stać się krajem, z którego produkcję nasze firmy wyprowadzają produkcję na Wschód lub do Afryki, a nie do którego przyjeżdża się, żeby montować po kosztach.
Nie namawiam tu jednak do odrzucenia na siłę wszystkich innych czynników i wybierania elektroniki pod kątem „polskości” – w końcu dla każdego ważne są inne cechy. Dla mnie jednak ten czynnik jest dość istotny i ma chociażby mały wpływ na moje decyzje zakupowe. Sam w swojej ciągle studenckiej kieszeni posiadam Pentagrama, w mojej kuchni stoi mikrofalówka Amica, a gdybym tylko miał możliwość pisałbym ten tekst prawdopodobnie nie na Samsungu, a na notebooku świętej pamięci Optimusa. To trochę podobnie jak z wyborami politycznymi – mój jeden głos nie ma żadnego znaczenia, ale milion „nieznaczących” głosów ma znaczenie kolosalne. Ja ze swoich decyzji zakupowych jestem póki co zadowolony.
Oczywiście są również technologie nieosiągalne dla masowego odbiorcy, które musimy rozwijać i chronić – grafen w dłużej perspektywie jest dla Polski osiągnięciem kluczowym. Materiał idealny, który w przyszłości będzie występować w każdym urządzeniu elektronicznym. Ostatnio głośno było o pionowych elektrowniach wiatrowych. Nie jestem inżynierem, więc na szczegółach technicznych naprawdę się nie znam, ale z tego co udało mi się gdzieniegdzie wyczytać jest to całkiem ciekawe przedsięwzięcie, które ma przed sobą sporą przyszłość. To co?
Mimo że jestem bardzo liberalny gospodarczo, wierzę w narodowość kapitału i rozwiązań technologicznych. Wieloletnie obserwacje w tej wierze tylko mnie w tym poczuciu utwierdzają. Niestety, póki co Polska w wielu dziedzinach stoi twardo korporacjami zagranicznymi. Musimy zdać sobie sprawę, że to w dużej mierze w naszych rękach leży odpowiedzialność, żeby wymienić je na Goclevera, Actinę czy NTT. Wierzę, że oni też będą chcieli kiedyś spłacić swój dług względem Polski, zostańmy więc ich wierzycielami.