Polska wychodzi ze wsi, miasto jeszcze daleko
Konsumujemy, bo to takie „zachodnie”, ale nie pamiętamy, że oni kapitalizm budowali przez pokolenia, a my dostaliśmy pewną jego zdegenerowaną wersję w pakiecie z ustrojem demoliberalnym. Konsumujemy, nie myślimy, znikamy...
Od maja 2012 roku na łamach krakowskiego miesięcznika ZNAK toczy się duża dyskusja na temat polskiej wsi, społecznych-kulturowych, także gospodarczych relacji między prowincją a miastem. Dyskusja niesztampowa, bo na ogół bez protekcjonalnego tonu wobec „wieśniaków”, tak częstego na początku transformacji. Nie brak równocześnie kwestii trudnych, związanych np. ze strukturą i sposobami modernizacji jeszcze po 1945 roku, przełożeniem pamięci ogromnej chłopskiej nędzy na mentalność pokoleń PRL-owskiego awansu społecznego, wreszcie kwestie dzisiejszego po-chłopskiego familiaryzmu jako „brudnego kapitału społecznego”.
Drobny fragment debaty dał mi asumpt do poniższych refleksji o relacjach między kulturą i kapitałem społecznym, nowobogacką mentalnością klasy średniej, czasem wolnym i innowacyjnością.
„Wszyscy jesteśmy chłopami. Wstydliwy rodowód klasy średniej” – tak brzmiało hasło przewodnie majowego „ZNAKU”. Marta Duch-Dygnosz pytała na wstępie: „Dziś stan pochodzenia znikąd nie pozwala rozwinąć poczucia, że gdzieś się przynależy – do ziemi, grupy, państwa, narodu. Mając za sobą ponad dwie dekady wciąż niedokończonej demokratyzacji, staliśmy się społeczeństwem poszukującym własnych korzeni. Jaki jest zatem zatem rodowód nas jako społeczeństwa? Co nas ukształtowało?”. Zdaniem publicystki, polska klasa średnia ma przede wszystkim korzenie wiejskie, chłopskie. Nie jest to w gruncie rzeczy teza kontrowersyjna, tyle że często traktowana wstydliwie. Powiem wprost: młodzi, wykształceni z dużych miast niejednokrotnie nie potrafią się przyznać do swoich prowincjonalnych korzeni, czy w ogóle do „bycia stamtąd”. To, co mogliby traktować jako żagiel, inspirację, traktują jako niepotrzebne brzemię: nie tylko z własnej winy, zostali wychowani w atmosferze społecznego przyzwolenia na brak tożsamości, imitacyjność wzorców zachowania.
Źle postrzegane, wypierane pochodzenie jest także doświadczeniem ludzi 40, 50-letnich. Kompleks nowobogackich to często cecha ludzi, którzy wciąż źle się czują w nowych realiach społeczno-ekonomicznych i kulturowych, w jakich przyszło im funkcjonować. Tkwią zatem w pułapce własnej niechcianej tożsamości i statusu społecznego: nie mają żadnych wzorców własnych, ponieważ te wiejskie/prowincjonalne nie pasują do nowych realiów. A nowa rzeczywistość jest wciąż pojmowana powierzchownie, kształtują ją wzorce konsumpcji i zachowania narzucone przez media, które z kolei korzystają z zasobów bezrefleksyjnie przejmowanych z Zachodu. Ponadto słabość polskiego życia wspólnotowego/społecznego prowadzi do prymatu indywidualnych strategii przetrwania, także w świecie sukcesu. A to generuje z kolei specyficzną, tożsamościową izolację jednostek: w tym kontekście społeczeństwo rzeczywiście nie istnieje.
Wystarczy rozejrzeć się jak wielu ludzi, którym się powodzi, wykorzystuje czas na „bywanie” i kompulsywne zakupy. Tymczasem jednym z wyznaczników ludzkiej innowacyjności jest sposób wykorzystania czasu wolnego. Wszystko wskazuje na to, że grupy o wyższym statusie materialnym zupełnie bezrefleksyjnie weszły w pułapkę konsumpcjonizmu. Jeśli dziś słychać narzekania, np. o deficyt tożsamości Polaków, to warto postawić pytanie: a co państwo robią ze swoim wolnym czasem? Idziecie do muzeum, teatru, czytacie książki, oglądacie płótna mistrzów nie ze snobizmu, poświęcacie energię i pieniądze na rzeczywiste poznanie świata? Czy może idziecie na zakupy, shopping czy jedziecie na wakacje „all inclusive” do Egiptu?
Kapitał kulturowy jest fundamentalnym czynnikiem budującym kapitał gospodarczy – nie odwrotnie. Kapitalizm jako system wziął się z przetworzenia ogromnych sił intelektualnych drzemiących w łonie cywilizacji Zachodu i wykorzystanych w świecie materii. Człowiek jako istota myśląca umie wytwarzać narzędzia. Ale to kultura jako matryca, niezgłębiony zasób i archiwum doświadczeń ludzkich wspólnot pozwala wytwarzać narzędzia coraz bardziej innowacyjne i odpowiednie dla nowych wyzwań i zagrożeń. Gdy rezygnujemy z myślenia, rezygnujemy także z bardziej ambitnej gospodarki, własnej kultury technicznej, własnych modeli przetwarzania rzeczywistości – zarówno materialnej, jak dziejowej.
Odtwórcza rzeczywistość gospodarcza współczesnej Polski wynika także stąd, że z naiwnością małych dzieci weszliśmy w świat kapitalizmu opartego nie na prospołecznym bogaceniu się, ale indywidualistycznej konsumpcji. Konsumujemy, więc nie myślimy: nie traktujemy kultury zbyt serio ani na gruncie państwa, ani w przestrzeni rynku/gospodarki. Konsumujemy, bo stanowi to także łatwe antidotum na wykorzenienie i najprostszy sposób na pokazanie własnego statusu materialnego/społecznego. Konsumujemy, bo to takie „zachodnie”, ale nie pamiętamy, że oni kapitalizm budowali przez pokolenia, a my dostaliśmy pewną jego zdegenerowaną wersję w pakiecie z ustrojem demoliberalnym. Konsumujemy, nie myślimy, znikamy...