Nowy Kapitał
Waży 1346 gramów i liczy 750 stron.
Autorem pierwszego, znacznie skromniejszego edycyjnie „Kapitału”, który ukazał się równiutkie 150 lat temu, był niemiecki filozof Karol Marks. Notabene, chyba na żadnym innym myślicielu świata nie powieszono później tylu zdechłych Azorów, ale nie dlatego, że jego ekonomiczne diagnozy okazały się mylne, tylko dlatego, że książka stała się symbolicznym punktem wyjścia dla wielkich społecznych ruchów i przemian XX wieku (rewolucje, rzezie, ludobójstwa, wojny). Dziś historyczny marksowski „Kapitał” można kupić w każdej poważniejszej księgarni, z solennym Państwowym Wydawnictwem Naukowym na czele.
Autorem współczesnego „Kapitału” jest francuski czterdziestolatek Thomas Piketty. Francuz przedstawia czytelnikom systematyczny i udokumentowany wykład problemów gospodarczych, które stoją przed ludzkością, społeczeństwami i jednostkami „w XXI wieku” (tak brzmi podtytuł). Pisze jasno, a rozumowanie wspiera licznymi ilustracjami (wykresy i tabele, obszerna źródłowa bibliografia). Choć staranna lektura wszystkich 750 stron przerosła moje siły i poprzestałem na fragmentach, księga na pewno spodoba się większości odbiorców, bo przecież na ekonomii, jak na medycynie, znamy się absolutnie wszyscy.
Szczególnie zaciekawiły mnie współczesne nierówności (Piketty poświęcił im jedną ze swych wcześniejszych książek). Gazety twierdzą, że ponoć 1% ludzkości jest właścicielem 99% globalnego majątku. Jednak, po pierwsze, nie wiadomo, czy to prawda; po drugie, na majątek, zwłaszcza zbierany od pokoleń, wpływu nie mamy. Dlatego – wewnątrz kwestii nierówności – zainteresowała mnie kwestia bieżących wynagrodzeń. I to nie na świecie czy w Europie, tylko nad Wisłą. Wprawdzie „Kapitał 2.0” nie bierze Polski pod odrębną lupę, ale od czegóż rocznik GUS?
Przypuszczam, że nikt nie ma żadnych pretensji o najbardziej nawet niebotyczne zarobki naszych rodzimych twórców, sportowców, artystów, uczonych, wynalazców etc. Można rzec, iż – kupując ich produkty – wynagradzamy ich z własnej nieprzymuszonej woli, wedle naszych indywidualnych gustów i potrzeb, które potem zbiorczo ujawniają się na koncie pana Roberta Lewandowskiego czy pani Maryli Rodowicz.
A ile kasuje najwyższy management w wielkich prywatnych korporacjach publicznych, czyli tych notowanych na giełdzie? Tego rocznik GUS nie podaje. Ustawa kominowa i podobne regulacje w innych państwach moderują wynagrodzenia w sektorze państwowym. Tymczasem prezesi wielkich spółek giełdowych: a) zarządzają własnością tysięcznych/milionowych rzesz akcjonariuszy, b) mają wielką władzę poprzez wpływ swoich osobistych decyzji na gospodarkę, c) z tego tytułu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Owszem, rozproszeni akcjonariusze raz na jakiś czas mogą ich zdymisjonować, ale gdy ktoś zarabia 1000 zł na godzinę (10 000 zł dziennie = 300 000 zł miesięcznie = 3,6 mln zł rocznie), to raz na parę lat może sobie na taką dymisję pozwolić...
Wiek i dwa wieki temu rozpiętość między poziomem życia bogaczy a codziennym statusem nędzarzy doprowadziła do barykad, szafotów, szubienic i królobójstwa. Kierowniczej kadrze wielkich spółek giełdowych nie grozi dziś żadna defenestracja (wpisz w google), lecz odnoszę silne prywatne wrażenie, że ich wynagrodzenia są niemoralne, nieuczciwe i niesprawiedliwe. Przynajmniej dla kogoś, kto zarabia średnią krajową, czyli około 4000 zł na miesiąc, o tysiączłotowych rencistach nie wspominając...
Jaka rozpiętość zarobków jest społecznie akceptowalna? Przypuszczam (hipoteza ad hoc), że jeden rząd wielkości (mnożnik kilkadziesiąt) nie budzi społecznego sprzeciwu, natomiast dwa lub więcej rzędów wielkości (mnożnik kilkaset i plus) – budzą. Oczywiście to dałoby się sprawdzić tylko poprzez wielkie badania ankietowe. Ale nikt takich sondaży nie robił.
Giełda i spółki działają na podstawie i w granicach prawa. Prawo kształtują ludzie. Daje się pomyśleć krótka ustawa, która głosi, że wynagrodzenia szefów giełdowych spółek nie mogą przekraczać na przykład pięćdziesięciokrotności średniego krajowego wynagrodzenia. Lecz czy w demokratycznym państwie prawnym wolno ustanawiać tu jakiekolwiek granice?