Opinie

Fragment strony www Grupy Azoty
Fragment strony www Grupy Azoty

Teatrzyk premiera o przemyśle chemicznym

Piotr Jakucki

Piotr Jakucki

Dziennikarz i publicysta, m.in. „Nowy Świat”, „Gazeta Polska”, w latach 1995-2010 redaktor naczelny tygodnika „Nasza Polska”, „Głos Polski” (Kanada), „Goniec” (Kanada), „Kurier Chicago” (USA), korespondent radia „Sami Swoi. W porannym rytmie” (Chicago).

  • Opublikowano: 27 kwietnia 2013, 11:51

    Aktualizacja: 27 kwietnia 2013, 11:54

  • 1
  • Powiększ tekst

Zwykle jest tak, że gdy opozycja domaga się odwołania jakiegoś ministra z rządu Donalda Tuska, to można postawić dolary przeciw orzechom, że na spektaklu składania wotum nieufności się skończy, koalicja ocali i tak skórę odwoływanego, a PiS poniesie kolejną porażkę. W przypadku Mikołaja Budzanowskiego było dokładnie odwrotnie. Ledwie zrobiło się głośno wokół podpisania memorandum pomiędzy Gazpromem, a spółką EuroPolGaz na budowę drugiej nitki gazociągu jamalskiego, już karząca ręka premiera dosięgła ministra skarbu. Oficjalnym powodem jego odwołania było  „niewłaściwe sprawowanie nadzoru właścicielskiego” nad strategicznymi spółkami skarbu państwa, między innymi nad PGNiG, co brzmi nawet ładnie, a z pijarowskiego punktu widzenia to nawet bardzo ładnie, jak to premierowi leży na sercu dobro wspólne w postaci zagrożonych interesów państwowych spółek. Toteż wszyscy się ucieszyli opozycji nie wyłączając, a prezes PiS nawet powiedział parę słów w uznaniu decyzji personalnej głównego oponenta, że „to jest bardzo dobra wiadomość, że w końcu jakieś względy merytoryczne zaczynają się liczyć. Mam nadzieje że tak teraz będzie dalej, że bardzo źli ministrowie będą odchodzić.”

Pewnie że dobrze, jak źli odchodzą i gdy decydują względy merytoryczne, tylko czy cała sprawa z odwołaniem Budzanowskiego nie była kolejną odsłoną z cyklu jak to rząd dba polski interes gospodarczy?

O ile jednak po aferze z jamalskim memorandum, która przypominała zabawę w głuchy telefon, jak to premier jak zdradzony mąż o wszystkim miał się dowiedzieć jako ostatni, można było pomyśleć, że Budzanowski został kozłem ofiarnym i tyle, bo czego się nie robi dla ratowania wizerunku rządu, to w ostatnich dniach okazało się jeszcze, że sprawa może być rozwojowa. Pojawiły się bowiem przypuszczenia, że Budzanowski „poległ na azotach”, to jest z uwagi na to, że w połowie ubiegłego roku ostrzegał rząd przed przejęciem Azotów Tarnów przez rosyjski koncern Acron, do którego - jeśli wierzyć Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i Robertowi Kwiatkowskiemu z Europy Plus - rząd premiera Tuska jest przychylnie nastawiony. Premier zaprzecza, że nic z tych rzeczy, bo byłoby to sprzeczne z interesem Polski.

Gdy na początku roku Komisja Europejska zgodziła się na połączenie Azotów Tarnów i Zakładów Azotowych Puławy, ówczesny minister skarbu mówił, że to ważny etap konsolidacji, który ma doprowadzić do powstania jednego z liderów sektora chemicznego. Odtrąbiono to wtedy jako sukces, że sektor chemiczny może się stać kołem zamachowym gospodarki. Między innymi z uwagi na to, że jak informowała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w dokumencie adresowanym do polskiego rządu z 26 maja 2012 r., „jeżeli rząd poczeka i nie skorzysta z oferty [sprzedaży ZA Tarnów Rosjanom], to za kilka lat nasze zakłady chemiczne staną się bardzo konkurencyjne, gdyż koszt produkcji obniżą dzięki zasilaniu gazem LNG (Świnoujście) lub łupkowym. W Polsce są duże firmy, które mogą być odbiorcami polskiego gazu łupkowego i co najważniejsze są one w posiadaniu Skarbu Państwa.” „Dla Gazpromu i Rosjan sprawą życia i śmierci jest posiadanie jak największej liczby przemysłowych odbiorców, ponieważ to przedłuża ich żywot" - ostrzegała ABW.

Skoro Zakłady Azotowe Tarnów są odbiorcami aż 20 proc. zużywanego w Polsce gazu, a minister Budzanowski, rząd i premier, oraz ABW pod kierownictwem jeszcze Krzysztofa Bondaryka, strzegli tych zakładów jak źrenicy oka, to czego my od nich chcemy? Tym bardziej, że jak zapewnia premier Tusk Aleksander Kwaśniewski , który miał lobbować na rzecz rosyjskiego Acronu, został przez premiera odprawiony z kwitkiem, gdyż sprzedanie tarnowskich azotów Rosjanom godziłoby według premiera w polskie interesy.

Może to na tym etapie za daleko idące wnioski, ale w tle tej azotowej i gazowej przepychanki widać chyba jakieś nowe rozdanie. To znaczy stare, ale jak nowe. Obywatel głosuje albo na prawicę albo na lewicę, musi mieć ten wybór, no i tą „lewicą” byłaby Europa Plus, a „prawicą” o posierpniowym rodowodzie PO. Nie pasuje? O ile jest w tej baśni z mchu i paproci jakieś tak zwane drugie dno, to chyba głównie takie, na co zwrócił uwagę Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha, że w aferze azotowej stawką w grze nie jest zabezpieczenie interesów gospodarczych, ale rozgrywka polityczna, w której z jednej strony „Tusk napuścił na Kwaśniewskiego, bo mu za bardzo wyrósł”, no a z drugiej premier chce też wykazać się twardością wobec Rosjan, żeby odwrócić uwagę od tez formułowanych przez Macierewicza. Według Gwiazdowskiego „w wielkim skrócie wygląda to tak, że zakłady chemiczne w Polsce próbowano prywatyzować od 2004 r. Nikt ich nie chciał kupić, więc jak ktoś wyskakuje teraz z teorią, że Rosjanie zawsze mieli polską chemię na pierwszym miejscu, to się pytam dlaczego nie kupili jej wtedy kiedy była tak tanio do kupienia? Jakby chcieli tą chemię kupić to tak by kupili, że nikt by nie wiedział, że to zrobili Rosjanie. Zakłady chemiczne próbował sprzedawać rząd SLD i to było kontynuowane za czasów PiS i PO-PSL. Przecież Rosjanie mogli wynająć renomowany bank inwestycyjny, albo fundusz giełdowy, który by to kupił, aby nie było śladu, że to oni.”

Z tego co mówi Gwiazdowski wynika, że Donald Tusk znów urządził przedstawienie. Już nie tylko zdymisjonował ministra Budzanowskiego, by pokazać, że jest dobry car i źli bojarzy, a minister nie dopełnił obowiązków w zakresie sprawowania nadzoru właścicielskiego nad spółkami skarbu państwa, w tym nad PGNiG. Głównie jednak chodziło o to co zwykle, czyli o pokazanie czegoś innego niż jest, a tu konkretnie o przekonanie opinii publicznej, że rząd nie ulega Rosji, jak zarzuca mu opozycja. Zresztą jeśli już jesteśmy przy PGNiG, to jest ona w dobrych rękach pani prezes Grażyny Piotrowskiej – Oliwy. A jeżeli byłaby ona jeszcze, jak się mówi na mieście, córką gen. Czesława Piotrowskiego z WRON i synową gen. Włodzimierza Oliwy także z WRON, to zostałoby wszystko „w rodzinie” i zgodnie z obowiązującymi standardami, że kariery w mediach i biznesie robią dzieci resortowe. A na zmianę tych standardów raczej się już nie zanosi. Chyba żeby Platforma nie sięgnęłaby w 2015, na przykład właśnie z Europą Plus, czy z jakimś innym SLD, trzeci raz po władzę, na co z kolei już dziś się, niestety, nie zanosi.

 

POLECAMY wSklepiku.pl: "Grupy interesów a prywatyzacja elektroenergetyki"

Powiązane tematy

Komentarze